Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Diabelskie skrzypce

Ostatnia aktualizacja: 13.04.2021 10:00
Od przedwojennych obrzędów, przez kaszubskie rytuały, elektronikę aż po UFO. Radical Polish Ansambl i Cezary Duchnowski odczarowują wizerunek diabelskich skrzypiec z Kaszub – w poświęconej im operze coś dla siebie znajdą miłośnicy tego regionu, fani muzyki komputerowej, awangardy i science-fiction.
Okładka płyty Diabelskie skrzypce RPA
Okładka płyty "Diabelskie skrzypce" RPAFoto: mat. pras.

Kiedyś wierzono, że dobrze grający skrzypkowie zaprzedali dusze diabłu. Z jednej strony darzono ich niezwykłą estymą, z drugiej doszukiwano się tajemnych mocy, które sprawiały, że z instrumentu wydawali takie a nie inne dźwięki. Skrzypce są obecne w Polsce wzdłuż i wszerz, za swój oręż wziął je także zespół Radical Polish Ansambl powołany przez Macieja Filipczuka w 2018 roku. W swojej twórczości sięgają zarówno po archaiczne brzmienia tradycji polskiej wsi jak i awangardowe rozwiązania ze współczesnej muzyki. Sześcioro skrzypków i skrzypaczek oraz grający „na dżazie” perkusista, znani z takich grup, jak L. Stadt, Lautari, Tęgie Chłopy czy Odpoczno balansują na granicy tych światów, przeplatając ich metodologie i inspiracje. Szybko spotkali się z uznaniem, otrzymując drugą nagrodę w konkursie na Folkowy Fonogram Roku 2019. Na ich pierwszy album trafiłem z opóźnieniem, teraz nadrabiam zaległości zawczasu.

Ze względu na wiodący instrument w zespole, nie dziwi, że na drugim albumie jako inspirację wykorzystują diabelskie skrzypce, nieodłącznie związane z Kaszubami, ale obecne też m.in. na Kurpiach, Mazurach, Lubelszczyźnie czy Polesiu. Radical Polish Ansambl wspólnie z wokalistką Maniuchą Bikont, wirtuozem awangardowej wiolonczeli Mikołajem Pałoszem i kompozytorem muzyki elektroakustycznej Cezarym Duchnowskim odczarowują ich wizerunek, jeśli nie kreują go wręcz na nowo, co dla mnie, osoby z Pomorza i Kaszub, gdzie spędziłem całe dzieciństwo, ma szczególne znaczenie. Na bazie symbolu związanego ludowymi zespołami, ale i trochę cepeliadą, tworzą barwną, wielowątkową operę na miarę XXI wieku.

Najpierw słowo o instrumencie – samego diabła przypomina już wyglądem. Na szczycie dwumetrowego kija osadzona jest maska przypominająca jego głowę. W kapeluszu, spod którego wystają włosy, kolorowe wstążki i blaszki, które dzwonią przy potrząsaniu. W połowie kija, na desce wyciętej w kształcie skrzypiec, znajduje się blaszane pudełko z twardymi, grzechoczącymi przedmiotami. Oba te elementy łączą jedna, dwie lub trzy struny z drutu – kolejny wydający dźwięk element. Na Kaszubach skrzypce przede wszystkim pełnią funkcje perkusyjne, w innych regionach kraju czasem melodyjne.

Instrument, z kaszubska zwany też jako diôbli bas na początku służył do tworzenia wrzawy – jest hałaśliwy, trudno go zignorować. Wydawany przez niego dźwięk przypomina brzęk tłuczonych naczyń, jęki albo łańcuchy. Idealna ścieżka dźwiękowa do obrzędów związanych ze świętem zmarłych – znany jest na Kaszubach rytuał, w którym przebierano się za diabły, a razem ze skrzypcami diabelskimi i klekotkami, tańczono na cmentarzach, by odgonić złe duchy. Z instrumentem żegna się stary rok w Sylwestra albo obchodzi święta wielkanocne. Znamienne, że ich rodowód nie jest muzyczny, ale obrzędowy – dopiero po II Wojnie Światowej wojnie coraz częściej można spotkać je w zespołach ludowych, a prekursorem ich używania był Zespół Pieśni i Taca Kaszuby z Kartuz.

Jeśli na pierwszej płycie RPA łączył wpływy tradycyjne i awangardowe, teraz dochodzi do tego jeszcze elektronika – „Devil’s Fiddle” inspiruje się także twórczością Lejarena Hillera, jednej z najważniejszych postaci amerykańskiej muzyki komputerowej i elektronicznej. W latach 70. gościł z wykładami na Akademii Muzycznej w Warszawie, a zainspirowany ludowymi instrumentami postanowił skomponować utwór „Diabelskie skrzypce” na klawesyn i... oczywiście jeden z symboli muzycznej tożsamości regionalnej Kaszubów.

Zaskakujący jest format tego albumu – opera, która pierwszy raz była wykonana podczas Festiwalu Kody w Lublinie w 2020 roku. Rozbudowane formalne słuchowisko wciąga wielowątkowością, której różne kierunki objawiają się w kolejnych utworach. Libretto napisane przez Macieja Filipczuka i Michała Mendyka łączy w sobie wiele elementów – od fantasmagorycznych dialogów, zawołań przypominających głosy zza światów, nagrania terenowe z wypowiedziami muzyków ludowych po… relację z Emilcina, gdzie w 1978 – czyli w wtedy, gdy Hiller skomponował wspomniany utwór – rolnik Jan Wolski rzekomo spotkał UFO.

Dramaturgia tej muzycznej epopei rozgrywa się przede wszystkim na linii smyczków (skrzypiec, wiolonczeli i diabelskiego instrumentu), wokaliz Maniuchy Bikont i elektronicznych modulacji Duchnowskiego. Pewnej nocy nawiedził mnie sen, iż zawarłem pakt z diabłem / Obmyśliłem koncept wręczenia mu swoich skrzypiec – zaczyna Bikont tajemniczo i już robi się intrygująco. Kiedy RPA serwują skrzypcowe smagania, Duchnowski podszywa je zelektryfikowanym gęstym tłem, a wokalistka raczy raz bardziej czystym, kiedy indziej modyfikowanym wokalem. „Incantations” przypomina zawołania wiejskich kobiet, z podkreśloną ścieżką sonorystycznych zagrań na perkusjonaliach Piotra Gwadery. Cztery części „Interlude” bardziej niż przerywnikami wydają się motorem napędowym płyty. Podkreślają obecność Pałosza, którego zelektryfikowana wiolonczela łączy się brzmieniowo z noise i bitami Duchnowskiego. Przypomina tym samym hałaśliwe i metalicznie diabelskie skrzypce, ich obrzędową rolę: dźwięki które w ludowych kapelach powstają przy uderzaniu o ziemię, tu są efektem szorstkich smyczkowych pociągnięć po strunach i elektronicznych bitów.

Trzyczęściowa „The Invisible Hand of the Market” to lament duchów zmarłych zza światów, ze środkiem mocno nasączonym brzmieniem spod znaku Pendereckiego. Tu Bikont sięga po tubę, śpiewa lirycznie: Przeżegnaj mamusiu prawą rączką na krzyż / bo już ostatni raz na jej wianek patrzysz / Przeżegnaj mamusiu do trzeciego razu / bo już nie zobaczysz wianka ani razu, a podkręcona elektroniką kompozycja zyskuje trochę surrealistyczny wymiar. W „The Lupine Mazurka” gromadzą się nagrania terenowe grajków, a w dwuczęściowym „A Village Jamming Session” RPA zaznaczają swoją obecność wielowarstwowym, rwanym graniem najsilniej. W „Bilocation” smyki brzmią liryczne, a w „Interlude IV” kontrapunktują sonorystyczną perkusję, która spotyka się z elektroniką.

Płyta trwa trochę długo – to co, w warunkach scenicznych broni się w czasie 74 minut, tutaj jest narażone na dłużyzny. Tym bardziej, że jesteśmy pozbawieni frapujących elementów performatywnych z występu (rejestrację można zobaczyć tu): nie widzimy jak Pałosz po otrzymaniu wiolonczeli nadaje jej diabelskie atrybuty, jak ślimaki na instrumentach RPA są przyozdobione srebrnymi, kosmicznie wyglądającymi zawijasami albo jak kapitalnie aktorsko popisuje się tu Bikont, zmieniając kostiumy i wcielając się w dziennikarkę w finale, gdzie zamiast mikrofonu mówi przez tubę (na płycie jej głos jest przepuszczony przez autotune). Niemniej jednak jest to tak zróżnicowana opera, która kapitalnie zbiorową pamięć (albo i niepamięć) o tym ważnym estetycznie, ale przede wszystkim społecznie instrumencie osadza w tak różnych kontekstach, stylistykach i formach, że zyskuje zupełnie nowy wyraz. Lektura obowiązkowa zarówno dla kaszubskich ortodoksów, fanów muzyki komputerowej, awangardy a nawet science-fiction.

Jakub Knera

Radical Polish Ansambl & Cezary Duchnowski feat Maniucha Bikont & Mikołaj Pałosz

Devil’s Fiddle – L’opera del Villaggio

Bôłt Records / Unzipped Fly Records 2021

Ocena: 4,5/5

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Jazz i polska tradycja spotykają się w Lumpeksie

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2020 10:12
Lumpeks szuka punktów wspólnych między jazzem i tradycją, tworząc barwną współczesną opowieść naznaczona ludowymi melodiami i improwizacjami, balansując pomiędzy awangardą a ludycznością.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Starosłowiańskie szeptuchy na dyskotece

Ostatnia aktualizacja: 12.01.2021 00:01
„Demonologia” przypomina o ludowych obrzędach, łącząc folkowe śpiewy z elektroniką. Może dzięki niej rytuały odganiania złych mocy i nieszczęść czasu pandemii, inicjowane kiedyś nad jeziorem w świetle księżyca lub ciemnym lesie, teraz odprawimy wśród stroboskopów, pod wirującą kulą dyskotekową?
rozwiń zwiń