Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Gwiazdy Agadezu

Ostatnia aktualizacja: 10.01.2022 23:00
Grają od ćwierć wieku, a dopiero teraz ukazuje się ich debiutancki, studyjny album. Saharyjski rock Etran De L'Aïr to doskonały przykład tanecznej muzyki gitarowej ze społecznym przekazem związanym z kulturą nomadów.
Okładka płyty Etran De LAr
Okładka płyty "Etran De L'Aïr"Foto: mat. pras.

Można tę historię zacząć od lat 70. W Agadezie, mieście na trasie emigracji w kierunku Europy, osiedlają się przodkowie dzisiejszych muzyków Etran De L'Aïr. W XV wieku Agadez był ważnym ośrodkiem Tuaregów, w latach 80. stawał się ważnym centrum handlowym; wtedy regularnie tu odbywał się słynny Rajd Dakar.

CZYTAJ TEŻ: Rytuał zar, Paweł Szamburski i tradycja to najlepsze, co nam dał rok 2021. Wybiera Jakub Knera

Można tę historię zacząć od lat 90. Dziewięcioletni Moussa „Abindi” Ibra razem z braćmi i kuzynami zakładają zespół. Daleko im do dzisiejszego, charakterystycznego brzmienia – dysponują jedynie gitarą akustyczną, a perkusjonalia tworzą ze znalezionych przedmiotów: uderzają tykwą o sandał. Szybko stają się zespołem grającym wszędzie, na obrzeżach miasta, w buszu, na weselach, dla klasy średniej. Lukratywne kapele grają za wysokie stawki, Etran de L’Aïr dla zwykłych ludzi - jeśli weselnicy nie mają wielkiego budżetu, zapraszają ich.

Można tę historię zacząć także w 2009 roku. Wtedy pochodzący z Portland Chris Kirkley ląduje w regionie północnej Afryki, zwanym Sahel, z aspiracjami bycia samozwańczym etnomuzykologiem, inspirując się Alanem Lomaxem. Nagrywa lokalne zespoły, a później muzykę zamieszcza na swoim blogu. Wkrótce postanawia założyć wytwórnię Sahel Sounds. Nie chce być postrzegany jako postkolonialny inkwizytor, dzielni się z artystami sprawiedliwie, wkrótce organizuje im trasy koncertowe. Albo wymyśla kolejne serie wydawnicze, pokazując specyfikę wydawania muzyki w tamtym regionie: „Music For Saharan Cellphones” rejestrowaną na telefonach komórkowych i „Music from Saharan WhatsApp” przesyłaną przez słynny komunikator.

Przybliża światu takie zespoły jak Mdou Moctar, który w minionym roku znalazł się w wielu podsumowaniach, Les Filles de Illighadad, Mammane Sani czy Hama. Cztery lata temu wydaje pierwszy album Etran De L'Aïr, zarejestrowany podczas koncertu live. Zaktualizujmy zegarki, przenieśmy się na początek 2022 roku: teraz mamy przed sobą ich pierwsze wydawnictwo, zarejestrowane w mobilnym studiu nagraniowym.

Nazwa Etran de L'Aïr oznacza „Gwiazdy Aïr”, górzystego regionu północnego Nigru. Ich skład jest nieregularny, liczy od 5 do 9 osób. Ale radzą sobie w każdej sytuacji: w listopadzie, kiedy jeden z muzyków miał problemy z wizą, zagrali na festiwalu Le Guess Who? w Holandii we trójkę. Dwie gitary elektryczne i perkusja wystarczyły żeby rozgrzać publiczność do czerwoności.

Niech nie zwiodą was zawadiackie melodie – chwytliwe i rozbujane. Album opowiada o trudnej sytuacji nomadów i ich podróży przez pustynię do Europy. Zaczyna się od solowej partii gitary zabarwionej efektami, dalej wspomaganej drugim instrumentem i chwytliwym bitem. „Dokąd zmierzamy? Wędrujemy przez pustynię za wielbłądami i znikamy między państwami” – zespół snuje nomadyczną opowieść o wędrówce narodów w otwierającym album „Imouwizla”. Muzyka podróży donikąd, błądzenia, w poszukiwaniu upragnionego celu, zwłaszcza kiedy solówka buduje przestrzenne brzmienie utworu w finale. „Nak Iggley Isamadrana” opowiada o poszukiwaniu przeznaczenia, z kolei „Alhaire” jest nawoływaniem o pokój w świecie pełnym konfliktów, aby wszyscy mogli zebrać się razem. Zawadiackie bluesowe brzmienie zespół serwują z lekkością, budując chwytliwe riffy, frywolne zagrania do których wyśpiewują melodyjne teksty. Singlowe „Toubouk Nie Chihoussay” to z miłosny hołd powtarzany bez opamiętania, mantra tęsknoty w podróży. Tu najlepiej zespół uwypukla polifoniczne brzmienie gitar, genialnie zgranych z partiami perkusji. Podobnie jak w „Tahawerte Ine Idinette” gdzie minimalistyczna, wodna melodia grana zawadiacko, uwypukla się na tle wystukiwanego transowego rytmu.

Zespół łamie konwenanse tuareskiego rocka – słuchając Etran De L'Aïr, bez problemu odróżni się od wspomnianego Mdou Moctar czy Bombino. Dwie elektryczne gitary są w nieustannym dialogu, w miksie muzycy dodają trzecią. Prym wiedzie pogłos, riffy sączą się ze wzmacniaczy. To trochę impreza taneczna, trochę rock surferski. Ale muzyka obraca się wokół tradycyjnej Takamby, elementów muzyki tanecznej soukous z Konga, ale też malijskiego i hausańskiego bluesa z północy kontynentu. „Agadez” to hymn do miasta, bujna opowieść o nomadyzmie, byciu w trasie, poszukiwaniu swojego miejsca. Uniwersalny w wydźwięku ze względu nie tylko ze względu na sytuację w Północnej Afryce, ale też w Europie. W końcu kto w naszej rodzinie nie ma wśród przodków nomadów? Kolorowa okładka płyty i ciepło płynące z piosenek każe wierzyć, że finał będzie optymistyczny.

Jakub Knera

Etran De L'Aïr

Agadez

Sahel Sounds 2021

Ocena: 4/5

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Jazz i polska tradycja spotykają się w Lumpeksie

Ostatnia aktualizacja: 22.09.2020 10:12
Lumpeks szuka punktów wspólnych między jazzem i tradycją, tworząc barwną współczesną opowieść naznaczona ludowymi melodiami i improwizacjami, balansując pomiędzy awangardą a ludycznością.
rozwiń zwiń