To dzieło, może najwspanialsze w całej literaturze...

Ostatnia aktualizacja: 08.08.2014 13:22
Kolejny dusznicki felieton Marcina Majchrowskiego, tym razem o wyjątkowym utworze Césara Francka
Marcin Majchrowski
Marcin MajchrowskiFoto: Marek Grotowski

Ktoś powiedział kiedyś, że o rzeczach ważnych mówi się spokojnym głosem, może nawet szeptem, że najważniejszych prawd wykrzyczeć się nie da. Ilustracji tego mądrego stwierdzenia multum praktycznie na każdym kroku, także w muzyce łatwo je wskazać. Kocham wirtuozerię, ale są chwile, gdy gamy i pasaże, oktawy i akordy, gęste faktury w granicznie głośnej dynamice po prostu mnie męczą. Nic prostszego wówczas, jak sięgnąć po kameralne, dyskretne miniatury – kraina pieśni oferuje tyle odtrutek, że tylko przebierać. Ale jest także i to jedno, jedyne dzieło, może najwspanialsze w całej literaturze – Sonata skrzypcowa A-dur Césara Francka. Kompozytor miał 63 lata, kiedy ją napisał, zresztą w prezencie ślubnym dla wielkiego skrzypka Eugène’a Ysaÿe. Pierwsze wykonanie dzieła było premierą nieoficjalną – 26 września 1886 uświetniło weselne przyjęcie. Oczywiście pan młody wykonał partię skrzypiec, a towarzyszyła mu pianistka Léontine Bordes-Pène.

Kilka tygodni później, w połowie grudnia odbyła się oficjalna premiera, w nie mniej niesamowitych okolicznościach. Muzeum Malarstwa Nowoczesnego w Brukseli, w którym zorganizowano koncert, nie dysponowało sztucznym oświetleniem. Sonata była przewidziana na finał, a zmrok zapada wówczas przecież bardzo szybko. Ysaÿe i Bordes-Pène zmuszeni byli wykonać prawie całe dzieło z pamięci, prawie w absolutnych ciemnościach. Tak zostało przedstawione światu arcydzieło – dziś znajdujące się w żelaznym repertuarze każdego szanującego się skrzypka.

Ciekawe, czy César Franck miał świadomość, że skomponował najwspanialszy ze swoich utworów, który szybko stał się też najpopularniejszym w jego dorobku? Zmarł przecież niespełna cztery lata później. Jeśli nawet nie, to wiedział, że w czterech częściach Sonaty zaklina czyste, niczym niezmącone piękno. Praktycznie poza szybkim ogniwem drugim (Allegro), wszystko rozgrywa się w Sonacie w tempach umiarkowanych, muzyczne treści wypowiadane są spokojnie (może półgłosem?), co nie oznacza, że chwilami nie osiągają patetycznych uniesień! Ale stronią jednak od brutalności czy egzaltacji. Jest poza wszystkim w Sonacie głęboko skrywana, wielka, a nienazwana tajemnica. Czego tyczy? Pewnie jakiś życiowych prawd najważniejszych, których nie da się nazwać słowami.

Marcin Majchrowski (tytuł od redakcji)

Zobacz więcej na temat: Marcin Majchrowski
Czytaj także

Antonio Pompa-Baldi: chciałem dotrzeć do korzeni romantyzmu

Ostatnia aktualizacja: 02.08.2014 11:54
– Moim celem było zbadanie romantyzmu. To jest epoka w historii muzyki, która mnie fascynuje – przyznał w Dwójce Antonio Pompa-Baldi, znakomity włoski pianista, którego recital otworzył 69. Międzynarodowy Festiwal Chopinowski w Dusznikach-Zdroju.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Fortepian zdobyty na Niemcach, czyli historia dusznickiego festiwalu

Ostatnia aktualizacja: 07.08.2014 17:00
– Gwiazda pierwszego festiwalu Zofia Rabcewiczowa początkowo nie chciała występować, ponieważ nie miała na czym ćwiczyć. Przywieźliśmy więc jej jeden z fortepianów, które stały w poniemieckich mieszkaniach na Ziemiach Odzyskanych – wspominał Wojciech Dzieduszycki, jeden z inicjatorów festiwalu w Dusznikach-Zdroju.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Spadkobierca Paderewskiego i chopinista wbrew woli. Witold Małcużyński

Ostatnia aktualizacja: 10.08.2014 09:00
- Był jak Jan Paweł II. Nie musiał grać. Wystarczyło, że był sobą - zachwycał się fenomenem polskiego pianisty krytyk Kacper Miklaszewski. Witolda Małcużyńskiego wspominamy w związku z przypadającą 10 sierpnia setną rocznicą jego urodzin.
rozwiń zwiń