Kultura

O Powstaniu, intymnie

Ostatnia aktualizacja: 10.09.2008 10:51
Długo, bardzo długo czekamy na film o Powstaniu Warszawskim. Problemem do tej pory, były nie tylko kwestie finansowe, ale i odpowiedni scenariusz. „Miasto” młodego reżysera Jana Komasy, ma obecnie największe szanse na to, by przezwyciężyć oba problemy.

Zadecydował nie tylko dobry pomysł reżysera – scenarzysty, ale i to, że ma zamiar zmieścić się w budżecie 10 mln złotych, czyli jednej siódmej tego, co trzeba poświecić na  "Ostatnią niedzielę" Dariusza Gajewskiego i Przemysława Nowakowskiego i "1944. Warszawa" Krzysztofa Steckiego i Tomasza Zatwarnickiego. Nie należy się więc spodziewać wielkich scen batalistycznych i popisów grafików komputerowych, autor „Miasta” ma bowiem zamiar skupić się na człowieku i opowiedzieć „intymną” i „skromną” historię o młodych ludziach, którzy muszą wykazać się bohaterstwem w godzinie próby. Takie podejście do tematyki Powstania spodobało się szefowi firmy Akson Studio - Michałowi Kwiecińskemu, który ma doświadczenie w prezentowaniu naszej historii na ekranie, co udowodnił filmem "Jutro idziemy do kina" i serialem "Czas honoru", którego pierwszy odcinek mogliśmy obejrzeć w zeszły piątek w TVP. Współproducentem filmu jest TVN. Mimo że jeszcze nie zdecydowano się na lokalizację zdjęć, to jednego możemy być pewni. Nie będą one robione w Warszawie. Zdaniem Komasy, to miasto na tyle się zmieniło, że trzebaby ogromnego nakładu pracy i środków finansowych, by przystosować je do opowieści. Nie zmienia to jednak faktu, że w Polsce jest wiele mniejszych miasteczek, których zachowana architektura, okaże się odpowiednią.

Młody reżyser przyznaje, że oprócz ekscytacji samą tematyką filmu, dodatkowe dreszcze dostarczają mu wielkie co do tej produkcji oczekiwania. Z zapowiedz twórców można wywnioskować, że realnym terminem premiery są okolice 65. rocznicy powstania i 70. wybuchu wojny.

'' 

Jan Komasa, urodził się 28 października 1981 w Poznaniu, studiował w PWSFTiT w Łodzi. W 2003 roku nakręcił etiudę – „Fajnie, że jesteś”, uchonorowaną trzecią nagrodę na Festiwalu Filmowym w Cannes. Dwa lata później wyreżyserował jedną z trzech części filmu Oda do radości. W zeszłym roku nakręcił film dokumentalny - „Spływ”, w którym opowiedział historię ludzi starających się uwolnić od uzależnienia narkotykowego na spływie kajakowym. „Miasto” stanowi dla młodego reżysera nie lada wyzwanie.

O swoich bohaterach, prawdziwym patriotyzmie i rekonstrukcjach historycznych z Janem Komasą rozmawia Petar Petrović.

W jaki sposób zamierza pan przedstawić w „Mieście” Powstanie Warszawskie?

Moim bohaterem jest młody chłopak, który wprowadza nas w świat tamtych realiów, najpierw pracy konspiracyjnej a potem powstania. Chciałbym żeby pełnił on rolę przewodnika po tej rzeczywistości, żeby widz mógł się z nim utożsamić. W „Mieście” oprócz głównego bohatera, skupiam się na grupie młodych ludzi, przyjaciół, z którymi razem wkraczamy w wojnę, najpierw jawiącą się jako ekscytująca przygody, a potem pokazującą im najgorszą z możliwych twarzy. I tak trochę niezauważalnie, przestaje to być opowieść pokoleniowa, a zaczyna być opowieścią o tym, co człowiek jest zdolny zrobić drugiemu człowiekowi.

Z jakich środowisk wywodzą się ci ludzie?

Oni wywodzą się ze środowisk inteligenckich, to są dzieci adwokatów, architektów, lekarzy ale o różnym stopniu zamożności. Nasz główny bohater ma bardzo ciężką sytuację materialną i musi utrzymywać matkę i brata. Są to ludzie, których wojna oddzieliła od szkoły, od marzeń o uniwersytecie, od normalnej pracy.

W jaki sposób podszedł pan w „Mieście” do patriotyzmu. Czym, pana zdaniem, różnił się on od dzisiejszego stosunku młodych ludzi do ojczyzny?

Wtedy wartością nadrzędną był patriotyzm, co w dzisiejszych czasach ciężko można sobie wyobrazić. Ale to nie był patriotyzm spiżowy, monumentalny, z marmuru, to był patriotyzm dnia codziennego, o nim się nie mówiło, bo był on czyś całkowicie naturalnym, oczywistym. Młodymi ludźmi rządziły i rządzi potrzeba akceptacji środowiska. Wtedy wielu podchodziło do walki z okupantem w ten sposób: „skoro wszyscy robią coś bohaterskiego to i ja tak chcę”, bardzo silna była potrzeba zabłyśnięcia, wręcz ścigano się na to kto jest bardziej patriotyczny. Dochodził do tego też aspekt seksualny, chłopcy którzy byli aktywni niepodległościowo stawali się też bardziej atrakcyjni dla dziewczyn.

Chciałem pokazać, że patriotyzm nie jest słowem martwym, że to może być w młodym człowieku żywa emocja, które dzisiaj młodym ludziom w ogóle nie kojarzy się z patriotyzmem, że to był prestiż należeć do oddziału, że to imponowało. To właśnie ten aspekt bardzo mnie zainteresował w rozmowie z powstańcami, wydawał mi się najbliższy i najprawdziwszy. Zrozumiałem, że gdybym wtedy żył, to też bym robił wszystko żeby jak najbardziej zabłysnąć i zdobyć akceptację rówieśników. Zrozumiałem przy tym też czym mogło być patriotyczne wychowanie. To jest też powód dla którego zainteresowałem się tym tematem, szukam bowiem w swoim życiu bohaterów… Myślę, że wszyscy tych bohaterów szukamy. Aby jednak znaleźć prawdziwych bohaterów musimy najpierw znaleźć prawdziwych ludzi. Ci normalni, przeciętni ludzie, pokazują nam swoje prawdziwe oblicze, gdy są postawieni w jakichś ekstremalnych sytuacjach. Jeśli wychodzą z nich zwycięsko, z wysoko uniesioną głową, wtedy możemy mówić o bohaterze, o którym się marzy i którym by się samemu chciało być.

A jakimi cechami, pana zdaniem, powinien odznaczać się patriota?

Patriota to ktoś kto hołduje takim wartościom jak odwaga, lojalność, ktoś kto mocno wierzy w jakieś ideały, zasady, walczy o dobro innych, walczy o pamięć, o to żeby ona przetrwała, żeby dać świadectwo przyszłym pokoleniom. Sam tego poszukuję i wiem, że tego brakuje moim rówieśnikom. Prawdziwymi patriotami nie są ci, którzy dużo mówią, dużo o Polsce krzyczą, dla mnie to trąci sztucznością, ksenofobią. Najprawdziwszym patriotyzmem jest ten codzienny, ludzki, skupiony przy najtrudniejszych wyborach, przy najtrudniejszych decyzjach, które trzeba podjąć, często w zaciszu swojego pokoju, tam gdzie nikt tego nie widzi. To są prawdziwi bohaterowie, o których niestety bardzo często nikt nie wie.

Skoro żyjemy w czasach globalizacji i otwarcia na wszystko, to powinniśmy się otworzyć na nowość, na inność, na inne tradycje, na inne spojrzenie i przede wszystkim na drugiego człowieka. Jednakże, tym bardziej powinniśmy pamiętać o tym skąd pochodzimy i jakie są nasze własne tradycje i wartości, żeby w tym otwarciu na wszystko co jest dokoła, a przecież  ilość bodźców jest niesamowita, nie zgubić się, nie zginąć. Tak łatwo w końcu stracić własną tożsamość, szczególnie jeśli jest ona słaba i wątła i wyśmiewana przez wszystkich dookoła. Czuję, że także z tego powodu potrzebny jest film o powstaniu, który przypomina nam skąd pochodzimy, kim jesteśmy, kto za nas walczył i przelewał krew byśmy dziś mieli prawo wyboru. Ci ludzie za nas ginęli byśmy my dziś dzięki nim mogli żyć. Są to moim zdaniem wystarczające powody, by powstawały filmy historyczne, które o tym wszystkim nam przypominają. W tym gąszczu informacji, które nas zewsząd otaczają, ważne jest to by znalazł się i przekaz mówiący o tym, że bardzo ważne jest to skąd się jest, skąd się pochodzi, jakie są moje wartości, jaki jest ciężar mojej tożsamości.

Wspomniał pan o tym, że przeprowadzał pan rozmowy z powstańcami, czy oprócz tego, dużo czasu spędził pan nad książkami, dokumentami, związanymi z tym okresem?

Cała moja praca nad „Miastem” poparta jest długą dokumentacją, a mimo to czuję że nie dotknąłem jednej stutysięcznej tego tematu, jest on tak obszerny, wielki i bogato udokumentowany. Dwa lata pracowałem nad scenariuszem, odrabiając tym samym lekcję z historii. W zakres mojej pracy wchodziła nie tylko dokumentacja, ale też rozmowy z ludźmi, którzy przeżyli powstanie. Interesowały mnie nie tylko szczegóły walk, ale także uczucia ludzi, którzy nie uczestniczyli w nich bezpośrednio. Miałem przy tym ogromne szczęście, że trafiłem na świetnych, młodych ludzi, którzy zajmują się rekonstrukcją historyczną – grupa „Kotwica”. Oni mnie zarazili swoim entuzjazmem w stosunku do codziennego życia, a przy tym bardzo przypominali mi tych młodych powstańców, których umieściłem w scenariuszu. Obserwowałem ich jak przeprowadzają rekonstrukcje, w dwóch brałem. Mogłem zobaczyć i dotknąć prawdziwe eksponaty, mieć je na sobie, strzelać z prawdziwej broni, która była używana w powstaniu. Chciałem jak najbardziej zbliżyć się do tego.

Wydaje mi się, że podejmowanie tematów historycznych przez reżyserów filmowych jest o wiele bardziej stresujące, niż przy innych projektach. Liczy się pan z tym, że film będzie bardzo krytycznie oceniany przez historyków, uczestników powstania, ich rodziny itd.?

Zrobić taki film to ogromna odpowiedzialność. W ogóle mieć możliwość zrobienia filmu historycznego to dodatkowe emocje. Nie opowiadamy w końcu o swoich własnych, artystycznych, fikcyjnych wyobrażeniach, tylko o sytuacjach które rzeczywiście miały miejsce. Chociaż moi bohaterowie są fikcyjni, nie opieram się na żadnych postaciach autentycznych. Tworzę jednak pewien wizerunek prawdziwego wydarzenia, które miało miejsce, które wywołuje emocje, czasem kontrowersje, czasem wspomnienia osób jeszcze żyjących. Dzięki temu czuję, że podczas pracy nad filmem ocalam coś ważnego od zapomnienia. Dlatego też do tego tematu podchodzę z jak największym poświęceniem i wszelki moment mojego załamania będzie moją osobistą słabością. Mogę jako reżyser obiecać, że podejdę do tego jak najodważniej, jak najprawdziwiej i z poszanowaniem wszelkich wartości, którym ci ludzie hołdowali.

Budżety filmowe, przy tego typu produkcjach, często są nie do udźwignięcia dla producentów. Czy będzie pan „ciął koszty” rezygnując ze scen batalistycznych?

Nie robię epickiego fresku, jest to raczej historia osobista, intymna, skupiona na bohaterze. Tego chce wielu powstańców, z którymi rozmawiałem, nie chcą żeby pokazywać powstania pomnikowo, oni chcą zobaczyć to co było naprawdę, ludzi którzy kochają, nienawidzą, nie znoszą się między sobą ale i przy tym uwielbiają ponad życie.
Nie robię filmu batalistycznego, więc nie będzie wielkich scen wojennych, tym niemniej musi się pojawić samo powstanie, więc należy spodziewać się i strzałów i wybuchów. Nie będę się jednak na nich skupiał, nie mamy na to pieniędzy i w gruncie rzeczy nie czuję byśmy tego potrzebowali. Najważniejsze jest zobaczyć bohaterów z krwi i kości.

 

 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Miłość w Powstaniu

Ostatnia aktualizacja: 12.02.2009 13:28
Filmy poświęcone tematyce Powstania Warszawskiego przyzwyczaiły widzów do opowieści politycznych z rozbudowaną historią w tle. Najnowszy dokument Macieja Piwowarczuka „Epidemic of Love” pokazuje wydarzenia 1944 roku z nieco innej perspektywy. Reżyser szuka odpowiedzi na temat źródła decyzji, która popchnęła 256 par do zawarcia związków małżeńskich w okresie, kiedy każdy kolejny dzień ich życia stał pod znakiem zapytania.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Kulisy sprawy Polańskiego

Ostatnia aktualizacja: 26.11.2009 11:42
Na dużym ekranie można oglądać film Mariny Zenovich "Polański: ścigany i pożądany"
rozwiń zwiń