Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Przeszłość jest przed nami! Werchowyna wraca z "Tecze riczka"

Ostatnia aktualizacja: 29.08.2023 08:00
Ukazanie się tej płyty jest dla mnie prawdziwie wielką niespodzianką. Dla jednych może być przyczynkiem do sentymentalnych podróży, dla innych – do artystycznych odkryć. Po raz pierwszy na CD ukazała się muzyka z dwóch pierwszych kaset zespołu Werchowyna.
Werchowyna i płyta Tecze riczka
Werchowyna i płyta "Tecze riczka"Foto: Mat. pras.

Istota muzyki folkowej czy etnicznej polega na tym, by spoglądając z uważnością w przeszłość dawać muzyce wywiedzionej z „dawnych” inspiracji nowe życie, ważne tu i teraz – w wielu rozmaitych formach muzycznych. Bywa jednak, że owo spojrzenie wstecz, „w historię” ma szczególne znaczenie, szczególny smak. Tak właśnie ma się rzecz z wydaną ledwie kilka tygodni temu, przez zasłużoną oficynę Konador, płytą zespołu Werchowyna. Warto zatem na chwilę wstrzymać się z nasłuchiwaniem muzyki, która powstaje w roku 2023 a z uwagą wysłuchać, przypomnieć sobie, może odkryć, co niosła ze sobą polska scena folkowa w czasach swej niewinności.

Werchowyna to niewątpliwie zespół, który należy do grona klasyków folkowego grania i śpiewania w naszym kraju. Należał do wąskiego kręgu wykonawców, którzy kreowali brzmienie tego nurtu od początku lat 90., kształtowali wyobrażenie słuchaczy i kolejnych pokoleń artystów. To twórcy, którzy pokazywali innym jak proste, elementarne zachwyty i emocje, wiążące się z odkrywaniem muzyki tradycyjnej przekładać na mądrą, ważną, dobrze przemyślaną i świetnie wykonaną muzyczną formę. Oczywiście, piszę w czasie przeszłym, a jak wiemy wszystkie te cechy nadal charakteryzują twórczość tego znakomitego zespołu. Tyle, że tamte nagrania z pierwszej połowy lat 90. w jakimś sensie odważne (wobec tego, co się wówczas powszechnie grało i czego się słuchało), a także pionierskie, miały szczególną moc, szczególne znaczenie – dla wielu sympatyków folkowego nurtu.

CZYTAJ: 

Werchowyna z płytą "Pływut' roky". Ogień śpiewu

30 lat zespołu Werchowyna

Dyskografia Werchowyny to dziś (jeśli dobrze liczę) dziesięć materiałów, w dużej mierze wciąż dostępnych na fonograficznym rynku i w znakomitej większości wydawanych na płytach CD. Nie wiem czy to paradoks, ale najtrudniej było w ostatnim czasie dotrzeć sympatykom do tak istotnych – bo i legendę zespołu współtworzących – pierwszych dwóch kaset, wydanych przed trzema dekadami (Werchowyna z 1993 r. i Tecze riczka z 1995 r.). I oto niejako symbolicznie w rocznicę ukazania się z pierwszej z nich na rynek trafiła płyta CD po raz pierwszy zbierająca (w komplecie!) nagrania z obu wspomnianych kaset.

Oczywiście, wydarzenie to o charakterze emocjonalnym i zgoła sentymentalnym, zwłaszcza dla tych słuchaczy, którzy pamiętają odtwarzanie owych kaset na ówczesnych magnetofonach czy walkmanach. To jednak też wielce interesująca propozycja dla wszystkich (również tych nieco młodszych), zainteresowanych historią polskiego folku i tego, co w nim istotne. Faktem jest jednak, że opublikowanie tych nagrań dziś nosi też znamiona pewnego ryzyka. Zawsze bowiem zagadką pozostaje reakcja słuchaczy na „zapomnianą” muzykę, zwłaszcza, gdy mówimy o dokonaniach tak ważnego zespołu. Powiedzmy jednak od razu, że owo ryzyko się opłaciło. Słucha się tej muzyki po prostu świetnie i to nie tylko w perspektywie wspomnień. Płyta ta rejestruje ważny moment rodzenia się pewnej estetyki, budzenia wrażliwości, szukania własnego głosu, które to wszystkie cechy stawały się wówczas jednocześnie drogowskazami. I naturalnie, wiemy, że aktualnie Werchowyna brzmi znacznie dojrzalej, mniej emocjonalnie, że wybiera raczej formułę śpiewu a capella, ewentualnie z drobnym, skromnym akompaniamentem. Ale, upieram się, że nawet dziś ich młodzieńcze śpiewanie – i granie na licznych instrumentach! – robiłoby zasłużenie wielkie wrażenie. Piosenki i pieśni ze wspomnianej płyty poruszają, budzą żywe emocje, a jako że są śpiewem z przeszłości uświadamiają raz jeszcze jak znaczącym zjawiskiem był zespół już wówczas. Kto dopatrzy się w tym muzykowaniu – i dosłucha – nadmiaru spontaniczności czy wykonawczych niedoróbek, niech raczej próbuje odnaleźć liczne ślady muzyki Werchowyny w twórczości wielu późniejszych wykonawców. Jest ich sporo. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że jedną z największych wartości tego środowiska jest ciągłość pewnych idei – i muzycznych pomysłów – że gdyby nie to grono wykonawców sprzed trzech dekad (i wcześniejszych) zupełnie inna – i chyba mniej wartościowa – byłaby dzisiejsza scena folkowa.

Na repertuar tej, pięknie i bardzo starannie wydanej, płyty składają się melodie głównie z Huculszczyzny i Łemkowszczyzny, ale też ze Słowacji, Polesia, Mazur. Całość splata pomysł zespołu na muzykowanie: wiarygodny i bardzo przekonujący artystycznie, a przede wszystkim spójny w sensie estetycznym i znakomity wykonawczo. Owa spontaniczność, niekłamany zachwyt w odkryciu nowego i możliwoś
dzielenia się tym zachwytem ze słuchaczami są wystarczającym dodatkiem do tej pięknej opowieści, będącej jedną z pierwszych w tej stylistyce tak udanych wypraw na polskie południowo-wschodnie pogranicze. I jeszcze jedna charakterystyczna cecha niektórych zespołów z tamtych czasów. Werchowyna na tej płycie to aż dwadzieścia osób! Część z nich przetrwała w składzie do dziś, choć aktualnie to grupa (głównie śpiewacza) dziesięcioosobowa, tak jak i przed laty pod kierownictwem Tadeusza Konadora. W instrumentarium, całkowicie akustycznym, są m.in. skrzypce, akordeon, oczywiście sopiłka, klarnet, mandolina, bębny. Wszystkie wykorzystane oszczędnie, z pomysłem i ze smakiem.


Ewa Wróbel-Kacprowicz, Tadeusz Konador (grupa Werchowyna) Ewa Wróbel-Kacprowicz, Tadeusz Konador (grupa Werchowyna)



Różne bywają estetyczne wybory, różne opinie, wiele nowych nurtów pojawiło się na folkowej scenie przez te trzy dekady. Wydaje się jednak, że okazją nie do przecenienia jest możliwość posłuchania dziś z płyty tamtej muzyki – tak szczerej, nieudawanej, a zarazem świetnej w sensie muzycznym i wciąż symbolicznie ważnej, wartościowej, jako wyraz zainteresowania, fascynacji kulturą naszych sąsiadów.
Dodać wypada raz jeszcze, że to bardzo ważne, jedne z najważniejszych artefaktów, które dotąd nie istniały w wersji CD. Przypomnijmy jednak przy okazji, że jest takich płyt analogowych lub kaset czekających na wznowienie jeszcze całkiem sporo: dwa pierwsze, wybitne i wybitnie ważne longplaye Kwartetu Jorgi, płyty Varsovii Manty, kastety zespołów Open Folk, Chudoba (choć ukazały się chyba na CD nieoficjalnie), Little Maidens, Sierra Manta, z innej strony: Atman – to tylko przykłady. Folkowa przeszłość wciąż jest przed nami. Wciąż ma w sobie wielki powab.

Tomasz Janas

Werchowyna

"Tecze riczka"

Konador 2023

Ocena: 4,5/5

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy. 

Czytaj także

El Khat – jemeńskie pobudzenie

Ostatnia aktualizacja: 17.05.2022 09:00
Różnie nazywa się tę roślinę. Khat, qat, po polsku to czuwaliczka jadalna. Uprawia się ją w Jemenie i Rogu Afryki. Ma lekkie działanie pobudzające. W Polsce jest zakazana, ale w Jemenie to najpopularniejsza używka. Tak popularna i wszechobecna, że trafiła do tytułu kompilacji muzyki z regionu, „Qat, Coffee and Qambus”, która zainspirowała Eyala El Wahaba do założenia zespołu. Jego nazwa też pochodzi od khatu, a muzyka przesycona jest wspomnieniami o Jemenie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dalmatyńska serenada

Ostatnia aktualizacja: 24.05.2022 08:00
Do kanonu wkracza kolejna zapomniana płyta. Jej autor Branko Mataja urodził się w 1923 w Jugosławii, w chorwackim miasteczku Bakar nad Adriatykiem, a zmarł w Ameryce, nad Pacyfikiem.  
rozwiń zwiń
Czytaj także

"A la manera artesana" Vigüeli z polskim bonusem

Ostatnia aktualizacja: 31.05.2022 12:00
Nie pierwsze to rękodzieło z Hiszpanii, którym można się zachwycać i po które sięgać często czy to dla wiedzy o muzyce, instrumentarium, wykonawcach, czy o jakości tradycji centralnej części tego kraju. „W stylu rękodzieła” to tytuł najnowszego albumu- już dziewiątego grupy Viguela.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Muzyka znaczy świat

Ostatnia aktualizacja: 06.09.2022 08:00
Wspólne przedsięwzięcie cenionych grup – węgierskiej Cimbaliband i polskiej Czeremszyny – nie ma na celu osiągania spektakularnych efektów. Jest radością wspólnego grania i dowodem umiejętności prowadzenia ciekawego dialogu przy jednoczesnej wyrazistości każdego z zespołów.
rozwiń zwiń