26 maja 1648 roku doszło do klęski wojsk polskich pod Korsuniem. Zbuntowani Kozacy pod wodzą Bohdana Chmielnickiego rozbili oddziały hetmana wielkiego koronnego Mikołaja Potockiego, a jego samego przekazali w jasyr.
Między doświadczeniem a butą
Od początku 1648 roku tliło się na terenach dzisiejszej Ukrainy powstanie kozackie Chmielnickiego. Człowiekiem, który odpowiadał za to, żeby stłumić bunt w zarodku, był hetman wielki koronny Mikołaj Potocki.
Magnat miał już doświadczenie w walce z Kozakami, to on zadał 11 lat wcześniej decydujący cios buntownikom kozackim Pawła Pawluka w bitwie pod Kumejkami. Przeciwnikowi nie pomogła wówczas pięciokrotna przewaga liczebna. Nic dziwnego, że Potocki spodziewał się, że i tym razem do stłumienia rebelii wystarczą niewielkie siły. "Nie dobywszy broni, strachem samym wojnę skończę" przekonywał w liście króla Władysława IV.
- Zdecydował się Mikołaj Potocki rozpocząć kampanię, od początku zresztą źle pomyślaną. Podzielił swoje i tak szczupłe siły. Posłał przodem swojego syna, Stefana Potockiego, w towarzystwie doświadczonego żołnierza Stefana Czarnieckiego. Przy czym oddział ten miał się jeszcze podzielić – mówił prof. Władysław Czapliński w radiowej gawędzie z cyklu "Glosa do Trylogii". Posłuchaj audycji.
17:31 glosa do trylogii - korsun.mp3 Gawęda prof. Władysława Czaplińskiego na temat bitew pod Żółtymi Wodami i Korsuniem z cyklu "Glosa do Trylogii". (PR, 15.06.1972)
Wojsko polskie ruszyło lądem. Kozacy rejestrowi, czyli ci, którzy otrzymywali żołd od Rzeczpospolitej, popłynęli łodziami Dnieprem.
Pod Żółtymi Wodami
Po tygodniowym marszu oddział lądowy starł się z kozacko-tatarskimi siłami Bohdana Chmielnickiego pod Żółtymi Wodami. Bitwa toczyła się ze zmiennym szczęściem przez dwa tygodnie. Chmielnicki miał przewagę liczebną, ale jego wojsko – zwłaszcza Tatarzy – byli gorzej uzbrojeni. Zmianę układu sił przyniosło dopiero przeciągnięcie przez Chmielnickiego Kozaków rejestrowych na swoją stronę.
Polacy pojęli, że sytuacja staje się beznadziejna. Wynegocjowano możliwość wycofania się do głównych sił. Rozejm okazał się pułapką. Polski tabor został rozbity przez wojska Chmielnickiego, a Stefan Czarniecki dostał się do tatarskiej niewoli. Pierwsza bitwa między siłami Rzeczpospolitej i powstańcami Chmielnickiego zakończyła się kompletną klęską wojsk koronnych.
Odwrót pod Korsuń
Tymczasem główne siły hetmana parły powoli na spotkanie z przednią strażą pod dowództwem jego syna, Stefana Potockiego. Wieści o klęsce pod Żółtymi Wodami dotarły 18 maja, co skłoniło dowódcę do podjęcia decyzji o wycofaniu wojsk 60 kilometrów na północ, pod Korsuń.
- Można by się dziwić, dlaczego hetman, który tak odskoczył od Kozaków, zatrzymał się akurat tam. Po pierwsze w Korsuniu znajdowały się stare szańce, które postanowiono wykorzystać do stworzenia warownego obozu. W Korsuniu były dość znaczące zapasy żywności, które mogły być wykorzystane do zaopatrzenia wojska. Decydująca była wiadomość od księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, że jest on w stanie przyprowadzić tam swoją liczącą 6 tys. żołnierzy armię – wyjaśniał prof. Władysław Czapliński.
"Broniąc się w miejscu – pewna zguba"
Mikołaj Potocki nie był jedynym dowódcą obozującym w Korsuniu. Jego podwładnym z buławą hetmana polnego był Marcin Kalinowski. Wkrótce między dowódcami zaognił się spór. Kalinowski był zwolennikiem walnej bitwy z nieprzyjacielem przed obozem. Potocki, w obawie przed całkowitą klęską, wolał okopać się w obozie. Jego decyzję zmieniły informacje o liczebności nieprzyjaciela, które pozyskano od schwytanych Kozaków. Potocki wolał się wycofać.
- W ciasno zakreślonym obozie nie było miejsca, na którym można było wypasać konie. W wypadku utracenia koni groziło wojsku polskiemu całkowite unieruchomienie. Ponadto obawiano się, że Kozacy zmienią bieg małej rzeczki Roś, przepływającej obok Korsunia i pozbawią Polaków wody – wyjasniał historyk.
Polskie Kanny
Wymarsz z obozu pod Korsuniem rozpoczął się o świcie 26 maja. Hetman rozkazał zsiąść żołnierzom z koni i otoczyć tabor. Ewakuacja przebiegała bez problemu, dopóki oddziały nie zostały zmuszone do wkroczenia w gęsty las. Wąski dukt wymusił rozciągnięcie się linii wojska. Kozacy pod dowództwem Maksyma Krzywonosa przygotowali pułapkę. W leśnym wąwozie wykopali doły, w które teraz powpadały wozy taborowe. Zamieszanie w polskiej kolumnie wykorzystali ukrywający się do tej pory buntownicy.
Natarcie zamieniło się w rzeź. Sam hetman Potocki został 3 razy ranny w głowę. On i jego zastępca dostali się w jasyr, z którego wydostali się dzięki okupowi dopiero dwa lata później. Bitwa odbiła się szerokim echem w ówczesnej Rzeczypospolitej. Rozbite zostały właściwie jedyne poważne siły stacjonujące na wschodnich rubieżach kraju. Właściwie jedyną siłą zdolną przeciwstawić się buntownikom były wojska kniazia Jaremy. Grozę klęski spotęgowała wieść o śmierci króla Władysława IV.
Zgubne skutki…
Odpowiedzialność za klęskę pod Żółtymi Wodami i Korsuniem spada na barki dwóch hetmanów. Kalinowski, jako podwładny Potockiego, nie cieszył się takim posłuchem, jak przełożony. Na dodatek był krótkowidzem, co znacznie przeszkadzało mu w dowodzeniu dużymi związkami taktycznymi.
Wszystkie błędy, jakie popełnił od początku kampanii Potocki znajdują wytłumaczenie w jego skłonności do nadużywania napojów wyskokowych. W zgodnej opinii kronikarzy i pamiętnikarzy jawi się jako butny alkoholik. Chyba najdobitniej opisał Potockiego pod Korsuniem pamiętnikarz Bogusław Maskiewicz: "I diabła tam miał być dobry rząd, kiedy pan krakowski, (…) Mikołaj Potocki ustawnie się opił gorzałką, jako i w te czasy pijany w karecie siedział".
bm