Raport Białoruś

Łukaszenka zastraszył obywateli, jednak sam też ma się czego bać

Ostatnia aktualizacja: 01.03.2011 08:13
Każdy reżim opiera się na strachu. Mechanizm strachu działa jednak jak nóż obosieczny. Z jednej strony reżim zastrasza obywateli, z drugiej sam cały czas funkcjonuje w poczuciu zagrożenia. Trzeba liczyć się z przewrotem, podstępem, zdradą, czy zamachem stanu - pisze dla Raportu Białoruś Joanna Kędzierska, dziennikarka Polskiego Radia.
Joanna Kędzierska
Joanna Kędzierska

   Informacje na temat Białorusi: Raport Białoruś

   Białoruscy obywatele mogą bać się wielu rzeczy. Aresztu, pobicia, wyrzucenia z pracy, studiów, a nawet śmierci, chociaż morderstwa polityczne zdarzają się na Białorusi niezwykle rzadko, a właściwie trudno powiedzieć czy w ogóle do nich kiedykolwiek doszło, bo oficjalnie kilku oponentów politycznych Łukaszenki zaginęło w niewyjaśnionych okolicznościach i nigdy nie znaleziono ich ciał. Ostatni raz taki przypadek miał miejsce w 2000 roku kiedy pod ziemię zapadł się Dzmitryj Zawadzki – dziennikarz i kamerzysta białoruskiego oddziału rosyjskiej telewizji ORT. Pomijam tu oczywiście przypadek najświeższy - Aleha Biebienina dziennikarza portalu Karta’97, który miał rzekomo popełnić samobójstwo. Jego śmierć również jest zagadką, sprawców nie odnaleziono.

 

/

Szefowa komisji wyborczej Lidia Jermoszyna, fot. Joanna Kędzierska

 

Jednak należy pamiętać, że boją się nie tylko obywatele. Każdy autorytaryzm, czy totalitaryzm powoduje, że musi się bać także i władza, jako, że z samego założenia obydwa systemy są zbudowane na braku zaufania społecznego.

  Wydarzenia z 19 grudnia 2010 roku, ale także i wiele innych, które nastąpiły po nich wskazują, że Aleksander Łukaszenka ma wiele powodów do obaw.  Ostatnio powiedział, że w przypadku jakiegokolwiek buntu nie wahałby się użyć przeciwko własnym obywatelom wojska.  Z pewnością należy rozpatrywać te słowa w kontekście bieżących wydarzeń w Afryce Północnej. Jak widać w razie rewolucji Łukaszenka wzorowałby się na  Kaddafim, którego zresztą w 2008 gościł w Mińsku.  Jednak póki co żadna rewolucja mu nie grozi.  Sytuacja ta może się oczywiście powoli zmieniać.  Z tym, że nie w sposób rewolucyjny a ewolucyjny, chociaż nie wykluczone, że ewolucja spowoduje rewolucję.

 

/

Plac Pażdziernikowy w Mińsku krótko po godzinie 20. Fot. Joanna Kędzierska

 

  Aleksander Łukaszenka patrząc na Tunezję, Egipt, czy Libię z pewnością odczuwa niepokój i zdaje sobie sprawę, że krwawe zamieszki relacjonowane przez światowe media nie są  filmem wojennym ,a realnym scenariuszem, którego on może się stać któregoś dnia głównym bohaterem.

   Jakie są słabe strony Aleksandra Łukaszenki? Po pierwsze gospodarka. Białoruś popada w co raz większe zadłużenie zagraniczne, a Aleksander Łukaszenka nie waha się sięgać po kolejne kredyty chociaż jeszcze nie spłacił tych zaciągniętych od Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy od Moskwy. Topnieją rezerwy walutowe. Przed wyborami Łukaszenka zdecydował się podnieść wynagrodzenia, co również nie wpływa pozytywnie na stan gospodarki. Odtrutką na te kłopoty oczywiście tylko częściową mogłoby być ściągnięcie zachodnich inwestorów i prywatyzacja. Jednak wieloma działaniami antyrynkowymi Łukaszenka odstrasza potencjalnych inwestorów, którzy wiedząc, że na Białorusi gospodarka bardziej przypomina planową niż kapitalistyczną, a wszelkie plany układa Aleksander Grigoriewicz nie są skorzy inwestować, bojąc zdawać się na łaskę i nie łaskę dyktatora. Jeżeli chodzi o prywatyzację częściowo ma ona miejsce, jednak nie na szeroką skalę. Przyjęta niedawno tak zwana Dyrektywa nr 4 – dokument mający liberalizować gospodarkę została właściwie okrojona z najważniejszych, wcześniejszych zapisów, które liberalizację miały wprowadzać. Łukaszenka stoi więc w rozkroku z jednej strony musi coś zmienić, bo białoruska gospodarka stacza się po równi pochyłej, z drugiej mentalnie nie jest w stanie zrezygnować z kontroli nad czymś czego i tak kontrolować się nie da, nie rozumiejąc, że wzrost gospodarczy i pewne mechanizmy nie są zależne od jego woli, tak jak los więzionych opozycjonistów. Paradoksalnie jedynie swoboda ekonomiczna jest mu w stanie zagwarantować możność dalszego pozbawiania swobody własnych obywateli. Egipcjanie, czy Libijczycy zostali na ulicę wypchnięci przede wszystkim przez biedę. Prawdopodobnie podobny scenariusz mógłby mieć miejsce na Białorusi,  ale tylko w przypadku drastycznego pogorszenia się warunków życia zwykłych Białorusinów, bowiem sami z siebie nie są oni skorzy do agresji. Nauczeni doświadczeniami wojennymi, wyniszczeniem narodu przez niemiecką okupację nade wszystko cenią sobie oni pokój.

 

/

Plac Pażdziernikowy w Mińsku krótko po godzinie 20. Fot. Joanna Kędzierska

 

   Aleksander Łukaszenka na pewno zdaje sobie również sprawę, że co raz mniej może liczyć na wsparcie gospodarcze Rosji. Jeżeli Moskwa zdecyduje się na wstąpienie do Światowej Organizacji Handlu (chociaż opinie w tej sprawie wśród rosyjskich elit są na razie podzielone), wtedy będzie musiała zrezygnować z subsydiowania Białorusi tanim gazem i ropą. Konflikt między Mińskiem, a Moskwą jest na razie zażegnany, ale w każdym momencie może wybuchnąć na nowo. Przez Białoruś przebiega gazociąg Jamał , którym Rosja dostarcza błękitne paliwo do Europy, ale kiedy powstanie Nord Stream, a w dalszej perspektywie South Stream, Rosja nie będzie już zależna od Białorusi, a także Polski i Ukrainy jeżeli chodzi o tranzyt gazu. Trzeba również wziąć pod uwagę, że sami Rosjanie borykają się z kłopotami ekonomicznymi,  ich gospodarka jest mocno przestarzała, a kryzys dał się mocno we znaki i w obliczu tych problemów co raz trudniej będzie im mieć na garnuszku zachodniego sąsiada.

 

/

Plac Pażdziernikowy w Mińsku krótko po godzinie 20. Fot. Joanna Kędzierska

 

   To wszystko to czynniki obiektywne i Aleksander Łukaszenka nie przewalczy ich siłą woli. A to właśnie one zdecydują o tym jak długo jeszcze utrzyma się przy władzy. Czas działa na jego niekorzyść.

   Wydarzenia 19 grudnia to także pośrednio wynik presji spowodowanej przez te czynniki. Kiedy na ulice Mińska wyszło nadspodziewanie dużo ludzi, Łukaszence puściły nerwy, bo zrozumiał, że  jego poparcie naprawdę maleje, a ponieważ nie umie zdobyć go uczciwie i jak się okazuje nie wśród wszystkich nawet przy użyciu metod nieuczciwych,  postanowił zastraszyć społeczeństwo. O tym jak bardzo jest zdeterminowany w  zastraszaniu może świadczyć chociażby fakt, że każda jego reakcja na kroki, które podejmuje Polska czy Europa aby wesprzeć społeczeństwo demokratyczne na Białorusi, a które nie oszukujmy się nie mają realnego wpływu na białoruską sytuację wewnętrzną, jest bardzo nerwowa i agresywna. Czasami przypomina to agonalne konwulsje, wskazujące na to, że Łukaszenka ma świadomość, iż  zbliża się jego koniec. Niektórzy politolodzy przewidują nawet, że nie dotrwa on do końca kadencji. Według mnie jest to możliwe, ale tylko jeżeli drastycznie pogorszy się sytuacja gospodarcza, a w jej wyniku bytowa obywateli.

  Zakładając, że Białorusini wychodzą znów na ulice Mińska, a może i innych białoruskich miast,  jednak liczba protestujących jest tak ogromna, że naprawdę może zagrozić stabilności władzy, to czy wojsko zachowa lojalność? Wydaje się, że Łukaszenka nie tak jak Mubarak może liczyć na lojalność armi. Struktury siłowe jak OMON czy SPECNAZ są bardzo dobrze opłacane i na razie nie ma sygnałów o jakichkolwiek objawach ich nielojalności. Aleksandrowi Łukaszence udało się także zachować ich niezależność od Moskwy, co w razie hipotetycznego przewrotu nabrałoby szczególnego znaczenia.

  Ponadto wydaje się również, że Łukaszenka cały czas kontroluje elity władzy i na razie również może liczyć na ich lojalność.  Poparcie społeczne z pewnością mu spadło, ale raczej nie na tyle, że uczciwie przeprowadzone wybory oznaczałyby dla niego utratę władzy.

  Białoruski system czeka więc raczej powolna agonia niż powtórka z afrykańskiej rewolucji, o ile oczywiście sytuacja gospodarcza kraju będzie się pogarszać, wtedy również będą zaostrzać się i represje. Inną opcją jest wspominane wielokrotnie przez władze wdrożenie modelu chińskiego – a więc liberalnej gospodarki i autorytarnego systemu politycznego, o ile Łukaszence starczy odwagi, aby zrezygnować z kontroli nad procesami, nad którymi tak nie ma kontroli. Wtedy próżno czekać końca białoruskiego reżimu.

Dla Raportu Białoruś; Joanna Kędzierska, Polskie Radio

(agkm)

 

(agkm)

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak
Czytaj także

Łukaszenka: chciałem gwizdać na reakcję Zachodu na procesy opozycji

Ostatnia aktualizacja: 19.02.2011 23:40
"Nie podobają mi się pederaści" - takie słowa, jak twierdzi sam Alexander Łukaszenka, miał prezydent Białorusi skierować do szefa MSZ Niemiec.
rozwiń zwiń