"W beczce przez Niagarę", czyli o felietonistyce Antoniego Słonimskiego

Ostatnia aktualizacja: 05.08.2025 11:45
"Słonimski ośmieszał, obrażał, przestraszał – ludzie czytali i dobrze się bawili. Nie wszyscy oczywiście. Byli i tacy - wbrew pozorom nie tylko ofiary jego dowcipu – którym te żarty nie odpowiadały" – pisze Piotr Sitkiewicz w książce "Człowiek-Brzytwa. Cztery szkice o felietonach Antoniego Słonimskiego".
Ostrość sądów Antoniego Słonimskiego, widoczna w jego felietonach, nieraz budziła kontrowersje.
Ostrość sądów Antoniego Słonimskiego, widoczna w jego felietonach, nieraz budziła kontrowersje.Foto: PAP/Adam Mottl

Słonimskiego zaatakował m.in. Karol Irzykowski. W jednym ze swoich tekstów stwierdzał, że autor "Kronik tygodniowych" zaraził się od Boya-Żeleńskiego nieposkromionym pociągiem do dowcipkowania, niezdolnością do zgłębiania problemów, pasożytnictwem intelektualnym oraz niemoralnym żerowaniem na ludzkiej ignorancji. Irzykowski grzmiał, a międzywojenna Warszawa z wypiekami czekała na kolejną "Kronikę" Słonimskiego w "Wiadomościach Literackich".

Także w okresie po drugiej wojnie światowej pisarz w zupełnie innych warunkach politycznych nie porzucił tego gatunku, publikując swoje felietony chociażby na łamach "Tygodnika Powszechnego". I choć Słonimski był i poetą, i autorem powieści, i dramatów, to jednak właśnie felieton okazał się zdaniem wielu krytyków i czytelników "znakiem firmowym" tego pisarza.

"W beczce przez Niagarę" – tak Słonimski zatytułował jedną ze swoich przedwojennych książek. O różnych wymiarach jego felietonistyki w kolejnej audycji przygotowanej w Dwójce z okazji roku Antoniego Słonimskiego opowie dr Piotr Sitkiewicz -  literaturoznawca z Uniwersytetu Gdańskiego.

***

Na audycję Antoni Słonimski: Łatwo się mnie nie pozbędziecie w środę (6.08) o godz. 19.30 zaprasza Dorota Gacek.

Czytaj także

Warszawa Słonimskiego. "Na swoje rodzinne miasto patrzył realistycznie, ale z miłością"

Ostatnia aktualizacja: 26.02.2025 23:00
- Antoni Słonimski to jeden z najbardziej warszawskich Skamandrytów. Nie tylko ze względu na fakt, że przyszedł tutaj na świat. Tak samo było z Lechoniem, ale on karmił swoją wyobraźnię mitem Paryża Północy, natomiast Słonimski patrzył na Warszawę realistycznie. Niezmiernie ją przy tym kochał - mówiła w Dwójce varsavianistka Lidia Sadkowska-Mokkas.
rozwiń zwiń