Był rok 1972. Michnik miał za sobą trudne lata, kiedy niespodziewanie zadzwonił telefon. Po drugiej stronie był Antoni Słonimski. - Zaprosił mnie na kawę i powiedział, że pisze "Alfabet wspomnień". Potrzebował kogoś, kto będzie szperał w prasie międzywojennej. Czytałem "Wiadomości literackie", "Prosto z mostu", "Skamandra"… A przy tym mogłem codziennie rozmawiać z żywą historią Polski. I jeszcze mi za to płacił. Czego więcej chcieć od życia? – wspominał Adam Michnik.
To właśnie wtedy zaczął się między nimi czas rozmów o Polsce, literaturze i wolności. Słonimski żartował nawet, że Michnik jest jego "pierwszym sekretarzem" - nie tym partyjnym, a od idei.
>>> Posłuchaj całej rozmowy na platformie podcasty.polskieradio.pl
"Poetą się nie jest, poetą się bywa"
- Słonimski był człowiekiem niezwykłej dyskrecji. Nigdy nie cytował siebie. Mówił: "poetą się nie jest, poetą się bywa" - wspominał Michnik w Programie 2 Polskiego Radia. Przypomniał, że poeta najbardziej cenił sobie Lechonia, nie Tuwima i że potrafił bezlitośnie drwić z konformizmu i głupoty. Jak zaznaczał, jego wiersze, jak "Dwie ojczyzny", wciąż brzmią aktualnie. - Nad Polską ciążyło przekleństwo tromtadrackiej bezmyślności i nacjonalizmu. On potrafił to nazwać. Był wzorem szlachetności, wzorcem polskiej inteligencji - mówił.
Człowiek ironii i odwagi
Antoni Słonimski – jak wspomina jego uczeń – łączył elegancję angielskiego gentlemana z ciętym dowcipem. - Miał fenomenalne riposty. Pisał, że "dowcip jest bronią, ale nie można kogoś aresztować za nielegalne posiadanie dowcipu" - przytaczał Michnik. To właśnie on, namową i zaufaniem, skłonił Słonimskiego do podpisania "Listu 59". – Powiedział wtedy: "Nie zostawię was samych" – i to było całe jego credo - dodał.
Czytaj także:
Warszawa i pamięć
W rozmowie Adam Michnik przywołał również warszawski sentyment poety. – On był warszawiakiem z krwi i kości. Po wojnie pobiegł na Niecałą, gdzie stał jego dom, a zastał gruzy. Pisał o tym z bólem, ale i z humorem. Mówił: "było różnie, bywało okropnie, ale byliśmy na własnych śmieciach" - opowiadał gość Dwójki. Jak podkreślił, Słonimski był dla pokolenia powojennego pomostem z dawną Warszawą i z etosem ludzi myślących niezależnie.
"Niech pan tego nie odkłada do jutra"
Na pytanie o wspomnienia z codzienności Michnik odpowiadał z uśmiechem. – Kiedyś w upał powiedziałem: "Panie Antoni, czas umierać". A on na to: "Ma pan rację, Adasiu, niech pan tego nie odkłada do jutra".
Zmarł w 1976 roku. Przyjaciele - Michnik, Konwicki, Brandys, Międzyrzecki - nieśli jego trumnę. - Nosiliśmy go dosłownie i symbolicznie. Był dla nas ciężarem pięknym, bo moralnym - zaznaczył Adam Michnik.
Dziedzictwo sumienia
Dziś Michnik przyznaje, że często myśli, co powiedziałby Antoni Słonimski. – Trzeba żyć tak, jakby stale patrzyli na ciebie ci, których zdanie jest dla ciebie istotne – zacytował poetę. - I często się zastanawiam, czy go nie zawiodłem. Ale robiłem wszystko, żeby się mnie nie musiał wstydzić - podsumował.
***
Antoni Słonimski (1895–1976) – poeta, publicysta, współtwórca Skamandra, autor felietonów w obronie zdrowego rozsądku i tolerancji.
Adam Michnik – historyk, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", w młodości sekretarz i uczeń Słonimskiego.
***
Autorka rozmowy: Dorota Gacek