Historyk kina polskiego i dziennikarz filmowy Piotr Śmiałowski opublikował niedawno książkę "Proszę to wyciąć". To historia scen wyciętych z polskich filmów w pierwszym ćwierćwieczu PRL, za którą autor otrzymał Nagrodę im. Bolesława Michałka dla najlepszej książki filmowej 2024 r.
16:44 Poranek Dwójki 2025_02_12-08-36-18.mp3 Piotr Śmiałowski o swojej publikacji "Proszę to wyciąć" (Poranek Dwójki)
Skomplikowane etapy cenzury
Zestawienie archiwalnych dokumentów produkcyjnych i cenzorskich z odkrytymi fotosami oraz wspomnieniami twórców pozwala najpełniej dziś odtworzyć nie tylko historię konkretnych scen wyciętych z filmów, ale także opisać cały skomplikowany proces ingerowania w dzieło filmowe na różnych etapach jego produkcji.
- Nie czułem się jak autor kryminału, ale na pewno ktoś, kto prowadzi śledztwo. Rozwiązaniem zagadki zawsze było dotarcie do odpowiedzi, dlaczego właściwie jakaś scena musiała wypaść z konkretnego filmu. Polegało to na próbie odtworzenia całego procesu, który prowadził do wycięcia sceny. Bo dzisiaj dosyć powszechnie mówi się, że działała cenzura i to cenzura wycinała sceny. Tymczasem cała procedura była bardziej skomplikowana - wyjaśnił Piotr Śmiałowski.
Czytaj też:
Stresujący zawód reżysera w PRL-u
Jak się okazuje, to nie cenzor był winny wycięcia scen z "Rejsu" Marka Piwowskiego czy nawet "Samych swoich" Sylwestra Chęcińskiego. - Kiedy cenzor Maksymilian Rusinow, który zajmował się kinem, oglądał film, najczęściej w jego protokole było napisane "nie zgłaszam żadnych uwag". Najbardziej newralgiczne były wcześniejsze etapy kolaudacji, pokazu dla ministra czy jakichś decydentów, dla biura politycznego. To często prowadziło do bardzo bolesnych dla reżysera cięć.
- Tytuł książki jest dość symboliczny. Wziąłem go z jakiegoś protokołu kolaudacyjnego. Ale zwykle były to po prostu polecenia, sformułowane sztywnym językiem. To, co dzisiaj jest trudne do odtworzenia, to jak reżyserzy tamtej epoki znosili psychicznie te wszystkie obostrzenia. Wiemy, że proces produkcji filmu jest skomplikowany i stresogenny, a dochodził do tego lęk przed możliwością pokiereszowania filmu na każdym etapie - podkreślił gość Dwójki.
Ingerencja polityków w kino
Ingerencja polityków w sceny filmowe nie tylko wywoływała niepotrzebny stres twórców, ale również odwracała cały wydźwięk produkcji. Często okazywało się, że to, co wydawało się nieprawomyślne, zupełnie nie zwróciło uwagi decydentów.
- W filmie "Niewinni Czarodzieje" Andrzeja Wajdy w zakończeniu Bazyli i Pelagia rozchodzą się i wiadomo było, że nigdy się nie spotkają. Tymczasem reżyser musiał dokręcić scenę, w której się spotykają i wszystko jest w porządku. I to był problem tych drobnych scen, które zmieniały wymowę filmu i kiereszowały zamysł reżysera - opowiadał Piotr Śmiałowski.
***
Tytuł audycji: Poranek Dwójki
Prowadzenie: Marcin Pesta
Gość: Piotr Śmiałowski (historyk kina, dziennikarz filmowy)
Data emisji: 12.02.2025
Godz. emisji: 8.30
am/kor