Okazja do rozmowy z Andrzejem Bieńkowskim jest nie byle jaka - w tym roku warszawski Dom Tańca obchodzi 30-lecie swojego istnienia!
Z tej okazji Słuchaczy czeka historia muzykantów - mistrzów, dzięki którym Dom Tańca rozkwitał oraz... zaproszenie na huczny benefis Stowarzyszenia Dom Tańca w ramach festiwalu Wszystkie Mazurki Świata!
24 kwietnia, w Terminalu Kultury na Gocławiu multum gości - założycieli Domu Tańca i młodego pokolenia związanego ze Stowarzyszeniem - zagra, zaśpiewa, zatańczy i zaprosi do tego uczestników festiwalu!
Trzydzieści lat temu grupka fascynatów odkryła skarb z tych najcenniejszych – którym można się dzielić i go nie ubywa. Skarb spotkania przy starej muzyce, naturalnie splatającej głosy instrumentów ze śpiewem i tańcem. A wraz z nim objawił się świat ludzi, dzięki którym ów skarb trwa.
Tak zawiązał się Dom Tańca – pierwsza organizacja uporczywie proponująca miastu zabawy taneczne przy niestylizowanej muzyce polskiej wsi. Wieść o skarbie rozchodziła się w swoim tempie, czasem niezauważenie, bo na przekór ciążeniu historii i mód. A jednak po dekadzie szlachetny wirus dotarł do największych ośrodków miejskich, a dziś pokrywa nasz kraj siatką dziesiątek dźwięcznych inicjatyw.
Trzydzieści lat wystarczy, żeby ci, którzy raczkowali w czasoprzestrzeni powstającego Domu Tańca, zagrali dziś na jego jubileuszu jako dojrzali artyści, zakochani – jak ich rodzice – w muzyce wiejskiej. Jest co świętować!
Chcemy, by wieczór jubileuszowy był nade wszystko Spotkaniem. Zaprosiliśmy kilka pokoleń aktywistów warszawskiego Domu Tańca, liderów pokrewnych inicjatyw z całego kraju. Zagrają kapele z różnych stron Polski – te które dziś rozgrzewają parkiety in crudo w swoich społecznościach i te, które pamiętamy z przedsięwzięć Jubilata – Taborów Domu Tańca, potańcówek w najdziwniejszych miejscach Warszawy i w Ambasadzie Muzyki Tradycyjnej na warszawski Otwartym Jazdowie. Choć chcielibyśmy zaprosić co najmniej 8 razy tyle składów, to jutro zmieści się 21!
Piszą członkowie Domu Tańca o czwartkowym benefisie.
30 lat Domu Tańca
Andrzej Bieńkowski opowiada o Mistrzach Domu Tańca – muzykantach i kapelach, które wywarły decydujący wpływ na to stowarzyszenie.
- Śledzę ten ruch od początku i tak się zastanawiam, dlaczego on powstał właśnie wtedy i czym się różni od takiej działalności typu „domy kultury” czy festiwal w Kazimierzu… Tak naprawdę, jak miałbym powiedzieć, co jest największą zasługą Domu Tańca, powiedziałbym, że jest to upodmiotowienie muzyki wiejskiej po raz pierwszy.
Wedle Andrzeja Bieńkowskiego, do lat dwutysięcznych muzyka tradycyjna przez wszystkich była traktowana przedmiotowo.
- Dopóki młodzi ludzie nie zobaczyli tej muzyki w innych kategoriach – że, po pierwsze, ona nie anonimową byliną, tylko ma kompozytora, że jej uroda niczym nie ustępuje urodzie muzyki filharmonicznej, to nie mogli znaleźć w sobie motywacji do tego jak ją grać – zauważa etnograf.
Witek Broda i Janusz Prusinowski
- To on przez wiele lat nadawał ton – podkreśla Bieńkowski, wskazując jeszcze jedną ważną postać… – Uświadommy sobie, że gdy powstawał dom tańca, w całej Rzeczypospolitej Polskiej był to jedyny skrzypek, który mógł powiedzieć o sobie, że gra muzykę wiejską tak, jak się grało. To był Witek Broda. A Janusz Prusinowski był członkiem jego zespołu.
Założenie przez Prusinowskiego Kompanii, wg naszego gościa, było przyczynkiem do rozkwitu kolejnych formacji.
Kazimierz Meto
Był mistrzem miejskich muzykantów. Namacalnym. „Można było w podejść, porozmawiać, zapytać i to był zupełnie inny świat” mówi Bieńkowski
Jan Gaca
- Najpierw Jan Gaca. Był wtedy (gdy zaczęli go odwiedzać uczniowie z miasta) „bidny” jak mysz kościelna. Jego epoka dawno minęła, nie miał pieniędzy na nic w ogóle, proszę mi wierzyć. Nie mógł żyć bez zażywania proszków od bólu głowy „z krzyżykiem”. Szlochał, że nie ma nawet pieniędzy na takie proszki… ale okazał się fantastycznym nauczycielem! – wspomina nasz gość. – Nie zapomnę jego opowieści i – choć nie raz to już cytowałem – nie odmówię sobie tej przyjemności. Ulubionym uczniem Gacy był Maciek Żurek. On go cenił jako człowieka i jako artystę…
To już był „zaawansowany” Dom Tańca, z 20 uczniów w domu Jana Gacy. Nie przesadzam! Siedzą, piłują… Ja pytam, Panie, ale jak pan uczy te dzieci? Jak pan to robi? A On mówi, bo do młodych, to trzeba mieć odpowiednie podejście. Ja mam specjalne podejście, wie pan, i widzę: przychodzi do mnie, nie powiem, zdolny, ale taki, panie, ścięty, zapięty. Taki boi się pisnąć i ja mu mówię: ty się nie opierdalaj, tylko lej prosto na drogę lotniczą. I widzi pan jak gra?
Ta urocza anegdota, prawdziwa!, też mówi o stopniu porozumiewania się, o tym, że nawiązywali więź. A to było bardzo trudne, bo żyjemy w kraju ogromnych podziałów społecznych!
***
Audycję Źródła we czwartek (24.04) w godz. 12.00-12.45 prowadziła Magdalena Tejchma.
mg