Polskie Radio

Franca, czyli o tym, co nam już nie grozi

Ostatnia aktualizacja: 12.03.2020 12:07
W czasach epidemii chińskiego wirusa i narastającej wrogości oraz coraz częstszej agresji wobec Chińczyków i Azjatów w ogóle przychodzą do głowy nieuchronnie skojarzenia z innymi „odetnicznymi” epidemiami, chociażby grypy hiszpanki czy angielskich potów.
Bakteria krętka bladego, Treponema Pallidum, odpowiedzialna jest za wystepującą tylko u ludzi kiłę.
Bakteria krętka bladego, Treponema Pallidum, odpowiedzialna jest za wystepującą tylko u ludzi kiłę.Foto: Domena publiczna

Francuski pisarz Guy de Maupassant miał się podobno ucieszyć na wieść o chorobie: "Mam syfa, ale takiego z prawdziwego zdarzenia, nie jakiś tam try­per, nie świętoszkowate kłopociki. (...) Alleluja!". Rok 1888. Francuski pisarz Guy de Maupassant miał się podobno ucieszyć na wieść o chorobie: "Mam syfa, ale takiego z prawdziwego zdarzenia, nie jakiś tam try­per, nie świętoszkowate kłopociki. (...) Alleluja!". Rok 1888.

Czy była jakaś epidemia polskiej choroby? Otóż była. Polską chorobą nazywano w Rosji kiłę czy też syfilis. W Polsce określano ją dla odmiany chorobą niemiecką, w Niemczech francuską, we Francji neapolitańską, w Portugalii kastylską, w Turcji chorobą chrześcijan, a w Persji turecką. Rzecz się działa od 1495 roku począwszy, a z czasem najpowszechniej używaną nazwą była choroba francuska, stąd w Polsce popularna stała się tzw. franca, chociaż mówiono także „przymiot” czy „choroba dworska” (kiła do XIX wieku oznaczała przepuklinę). Nazwę syfilis wprowadził Girolamo Fracastoro – włoski poeta, lekarz, matematyk, geograf i astronom, notabene kolega Kopernika z Padwy. W jego poemacie z 1530 roku pasterz Syphilus obraża słońce i za karę zostaje dotknięty chorobą weneryczną.

Rozpanoszyła się kiła wraz z wojenną wyprawą młodego Karola VIII na Królestwo Neapolu. Pochód Francuzów wraz z rzeszą najemników i ariergardą nierządnic, jak pisze Władysław Szumowski, o ile mało obfitował w czyny wojenne, o tyle odznaczał się niesłychanym rozpasaniem zmysłowym. Do Neapolu król francuski wkroczył triumfalnie i ku radości mieszkańców. Przed domami stały nakryte stoły, coraz to kolejne napełniano kielichy, dzbanki i beczki, wino płynęło po ulicach, szał ogarnął wojsko francuskie. Wiele kobiet szukało przed tym schronienia w klasztorach, ale i tam nie były bezpieczne. Po 80 dniach armia ruszyła przez całą Italię z powrotem, po czym została rozpuszczona i rozeszła się we wszystkie strony Europy. Już w tym samym roku i w następnych zaraza wybucha na całym kontynencie i nie tylko. W Polsce mieliśmy ją równie szybko za sprawą pewnej rodaczki, która powróciła wraz z nią na ojczyzny łono z pielgrzymki do Rzymu.

Można przyjąć, że epidemia kiły wraz z odkryciem Ameryki i przewrotem kopernikańskim stoi u początków kształtującej się epoki nowożytnej. Wtedy uważano, że bakterię krętka bladego (np. inny jego gatunek odpowiedzialny jest za boreliozę) przywieźli konkwistadorzy z Ameryki i właściwie dzisiejsze badania zdają się to potwierdzać, choć spory wśród badaczy ciągle trwają. Wzięli w nich udział nawet polscy uczeni, m.in. krakowski wenerolog Franciszek Walter, który dopatrywał się u niektórych postaci wyrzeźbionych ręką Wita Stwosza śladów po przebytej kile, w tym tzw. nosa Sokratesa czy „nosa murzyńskiego” oraz czoła olimpijskiego. A Ołtarz Mariacki powstał jak wiadomo w dekadzie poprzedzającej wyprawę Kolumba (por. F. Walter, Wit Stwosz – rzeźbiarz chorób skórnych).

Nowe wielkie odkrycia, nowi ludzie (?, bo wielu nie przypisywało tego miana Indianom), nowe zwierzęta, nowe rośliny, nowe układy gwiezdne po przebyciu równika, nowe Słońce. Czy jednak nowe możliwości i perspektywy mogą się pojawić bez dopustu Bożego? Stał się nim syfilis, który dotknął 5 procent populacji (dla porównania dziś koronawirus we Włoszech dotyczy ok. 0,02 procenta populacji). To oczywiście nic w porównaniu z dżumą, ale wielka panika i lęk, jakie siał syfilis, brały się stąd, że była to choroba zupełnie nowa i nieznana oraz że dotykała w sposób tak spektakularny w najbardziej okropnym znaczeniu tego słowa. Bardziej niż trąd. Biedacy, królowie i kardynałowie umierali na nią, gnijąc i rozkładając się za życia, cuchnąc wonią nie do opisania. Nie mówiąc o tym, że chorzy nie mogli spać, przez co popadali w pomieszanie zmysłów. W tamtym czasie choroba szerzyła się również drogą pozapłciową, za pośrednictwem przedmiotów, stąd taka jej siła rażenia.

Argentyńscy lekarze dr Jauregui i dr Lancelotti, odkrywcy leku na kiłę. Argentyńscy lekarze dr Jauregui i dr Lancelotti, odkrywcy leku na kiłę.

W pierwszej połowie XVI wieku tzw. genius epidemiae osłabł i syfilis stał się jedną z wielu groźnych chorób, błąkających się to tu, to tam, raz bardziej, raz mniej dając się we znaki. Aż do połowy XX wieku, kiedy w powszechne użycie weszła penicylina. Jeszcze w miedzywojennej Polsce franca była niemałym problemem. Stefan Giebocki, lekarz z Barcina na Pałukach, zapisał w swoich wspomnieniach:

„W pobliżu dużej wsi ulokowało się kilku muzykantów obieżyświatów, którzy w czasie zimowym zarabiali grą na weselach i zabawach wiejskich. Muzykanci, jak muzykanci, nie odrzucali okazji korzystania z uciech tego świata, a że przy tym jeden czy dwóch z nich było chorych wenerycznie, więc w krótkim czasie zachorowały od nich trzy siostrzyczki w wieku 16, 17 i 19 lat, które najczęściej spędzały czas w towarzystwie wesołych grajków. Lecz każda z tych dziewcząt miała poza tym całą litanię dalszych adonisów, i wkrótce co dzień poczęło się zgłaszać do mnie po kilku chłopaków zaaferowanych dziwnymi objawami choroby wenerycznej. Każdy z młodzieńców był zaskoczony, gdyż z góry zgadywałem, że choroby nabył u jednej z tych trzech gracji, widocznie każdy uważał się za jedynego na okolicę don Juana — poskromiciela cnoty tych młodych i niewinnych na pozór dziewcząt. (...) niecnotliwe siostry musiały zakończyć karierę w szpitalu”.
(więcej w Pamiętniku S. Giebockiego)

Ciekawy w historii syfilisu jest wątek huculski (opisała go w swojej pracy Marcelina Jakimowicz). Pod koniec XIX wieku reformatorzy opieki zdrowotnej w Galicji zauważyli, że mitologizowani jako bijące źródło pradziejowej kultury złączonej nierozerwalnymi więzami z naturą, której moce uosabiali, górale huculscy borykają się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Okazało się, że oprócz alkoholizmu i gruźlicy najpoważniejszy problem na Huculszczyźnie stanowi syfilis, który wyewoluował tam do choroby endogamicznej (w tej formie określa się ją arabskim słowem bejel). Przykładowo w Żabiu chorych na kiłę było 120 lat temu 25 procent mieszkańców, w Kosmaczu aż 60 procent. Przy czym, jak pisze etnograf ukraiński Wołodymyr Szuchewycz, duża ich część podejrzliwie podchodziła do starań lekarzy i urzędników (w Żabiu próbowano założyć szpital dla chorych wenerycznie) w związku z tym, że choroba miała określone przez tradycję miejsce w systemie wierzeń i zwyczajów huculskich. Jako ludzie natury Huculi byli na bakier z higieną, prowadzili swobodne i bogate życie seksualne.

Jak pisze Jakimowicz „sam syfilis był przez górali karpackich nazywany francą, a choroba trafiła nawet do apokryfów. W jednym z nich kiła przedstawiona jest jako kara spadająca na grzeszników, w szczególności tych, którzy utrzymują kontakty seksualne z członkami własnej rodziny. W przypowieści kiła jest karą, która spada na miasto po ścięciu św. Jana przez synową cesarza. Zgodnie z jej treścią cesarz utrzymywał kontakty seksualne ze swoją synową, co wypominał mu św. Jan. Za „prawdę” został on wtrącony do więzienia, a synowa cesarza nie tylko postanowiła pozbawić go życia, ale także zbezcześciła zwłoki – położyła głowę świętego na tacy i przeszła z nią przez miasto. W apokryfie ludzie, na których spadła choć jedna z pierwszych siedemdziesięciu kropli krwi z głowy św. Jana, zachorowali na uleczalną postać kiły, kolejne krople wywoływały chorobę nieuleczalną. W przypowieści kiła staje się karą za cudzołóstwo, ale także za grzechy przeciwko prawdzie i za brak pokory wobec świętości”.

Chociaż przypadki francy wciąż się współcześnie zdarzają, to większą moc zachowała ona symbolicznie, w formie powiedzenia u mnie na podwórku powszechnego i zdaje się, że wciąż jeszcze częstego np. w gwarze uczniowskiej: syf, kiła, mogiła. Tak można by przecież w skrócie skomentować obecną sytuację pandemiczną.

Remek Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Folklor w czasach zarazy

Ostatnia aktualizacja: 04.03.2020 12:34
Jakiś czas temu folkloryści spierali się, czy przedmiot ich zainteresowania, a więc folklor, w ogóle jeszcze istnieje, a zatem czy folklorystyka ma co badać. 
rozwiń zwiń