Nauka

„Prześwietlenie” Mony Lisy

Ostatnia aktualizacja: 15.11.2007 11:39
Fotografie wykonane przez francuskiego inżyniera ujawniły sekrety obrazu Leonarda.

Leonardo da Vinci namalował Monę Lisę na początku XVI w. Portret młodej Florentynki o tajemniczym uśmiechu stał się przez te pięćset lat ikoną  kultury. To bodaj najpilniej strzeżony obraz na świecie i jednocześnie jeden z najtrudniejszych do obejrzenia. Niejeden turysta opuszcza paryski Luwr rozczarowany, bo niewiele z piękna Mony Lisy zdołał zobaczyć. Ten cenny obraz, ukryty za pancerną szybą, jest zaledwie delikatnie oświetlony (to dla ochrony kolorów) i do tego stale oblężony przez tłum widzów.

 

Znamy jednak Giocondę z mnóstwa reprodukcji, w książkach, na pocztówkach i kalendarzach oraz wielu przetworzeń jej wizerunku. Marcel Duchamp dorysował Mona Lisie wąsy, Fernand Léger wmontował jej podobiznę jako najlepsze wypełnienie pustego miejsca w obrazie, a Marek Włodarski umieścił ją jak zwykłą pasażerkę w oknie wagonu kolejowego. Pytanie jednak, czy znamy Monę Lisę naprawdę?

Historycy sztuki nadal dumają nad tym, kim jest sportretowana kobieta, jaką tajemnicę skrywa jej uśmiech i jakie metaforyczne znaczenia kryje obraz. Ale nie tylko im Mona Lisa wciąż dostarcza zajęcia. Teraz w badaniach przyszła pora na inżynierów. Francuz Pascal Cotte z firmy Lumière Technology zbadał portret Giocondy metodą multispektralnej digitalizacji. Ta najnowsza, ale już wysoko ceniona, metoda badania sekretów dzieł sztuki polega na fotografowaniu obrazu w różnych pasmach: od ultrafioletu, przez światło widzialne, do podczerwieni. Cotte wykonał za pomocą wykonanego przez siebie aparatu zdjęcia o rozdzielczości 240 megapikseli, aż w trzynastu różnych pasmach.

Powiększone fotografie francuskiego inżyniera ujawniły szczegóły niewidoczne gołym okiem. On sam mówi, że dzięki nim mógł spojrzeć na Monę Lisę oczami jej współczesnych. Zdjęcia z multispektralnej digitalizacji pozwalają prześledzić ruchy pędzla artysty i sposób wykańczania każdego pociągnięcia. Dowiadujemy się, co kryją głębsze, zamalowane warstwy płótna  i jakich pigmentów użył da Vinci (bez konieczności pobierania ich próbki).

Czego zatem Pascal Cotte dowiedział się o Giocondzie? Miała kiedyś żywsze kolory. Dziś materia obrazu poszarzała, zzieleniała, zbrązowiała i pożółkła. Mona Lisa sprzed 500 lat zachwycała naturalnie zaróżowioną cerą, a górski pejzaż, na którego tle została sportretowana, mienił się bielą i odcieniami błękitu.

Florencka piękność miała na obrazie brwi i rzęsy, po których dzisiaj nie został prawie ślad. Prawie, ponieważ Cotte zauważył widoczny w ogromnym powiększeniu pojedynczy włosek nad jej okiem. Zniknięcie brwi może się wiązać ze użytą przez malarza słabej jakości ciemną farbą, a rzęsy zamalował zapewne niegdysiejszy konserwator obrazu o dość „ciężkiej” ręce. Francuski inżynier wnioskuje to po tym, że pęknięcia farby w okolicach oczu Mony Lisy są płytsze, a to niewątpliwie oznacza, że ten fragment obszaru był większą ilość razy poddawany zabiegom konserwatorskim. Pascal Cotte dostrzegł też na powiększonych fotografiach koronkę, która zdobi skromną suknię modelki.

Sam Leonardo dokonywał na obrazie wielu poprawek. Mistrz często eksperymentował, szukał nowych technik i receptur farb, bo uważał, że „żadne dzieło nie jest nigdy dokończone, a najwyżej praca nad nim zaniechana”. Dzisiejszy stan wiedzy pozwala nam stwierdzić, że portret Mony Lisy powstawał z przerwami od 1502 roku przez całe 17 lat. Na zdjęciach wykonanych w podczerwieni ujawniły się poprawki, naniesione własnoręcznie przez mistrza Leonarda. Dwa palce lewej ręki modelki były pierwotnie nieco inaczej ułożone. Pascal Cotte twierdzi, że Florentynka trzymała w dłoni skraj tkaniny, która przykrywa jej kolana. Dowodem są ślady farby w okolicach dłoni, tej samej, którą namalowana jest ta tkanina. Również prawą dłonią przyciskała początkowo do siebie materiał, ale ten jego fragment został potem zamalowany.

Z badań inż. Pascala Cotte wynika też, że słynny uśmiech Giocondy był kiedyś szerszy, tak jak i szersza była twarz namalowanej kobiety. Specjaliści od anatomii już dawno to sugerowali, ponieważ ułożenie jej mięśni właśnie na to wskazuje.

Inżynierowie z Lumière Technology chcą też zbadać metodą multispektralnej digitalizacji sekrety portretu innej tajemniczej modelki Leonarda, „Damy z gronostajem”. Byli już w Muzeum Czartoryskich w Krakowie i wykonali zdjęcia. Czekamy zatem z niecierpliwością na wyniki ich analiz.

 

Agnieszka Labisko

Czytaj także

Baza danych w trójwymiarze

Ostatnia aktualizacja: 05.11.2009 12:53
Już wkrótce najważniejsze zbiory muzealne będzie można zobaczyć w Internecie w 3D.
rozwiń zwiń
Czytaj także

W stronę sztuki: Siena

Ostatnia aktualizacja: 25.04.2010 14:46
25 kwietnia 2010, godz. 9:45
rozwiń zwiń
Czytaj także

Amor Polonus

Ostatnia aktualizacja: 03.05.2010 12:16
3 maja 2010, godz. 21:30
rozwiń zwiń