Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Same nogi chodzą

Ostatnia aktualizacja: 18.07.2019 08:53
A więc nie tylko do tańca rwą się same nogi przy dobrej muzyce, ale w ogóle do chodzenia, które jest podstawowym doświadczeniem uczestnictwa w świecie i poznania go. 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Shutterstock.com

Bolą mnie nogi. One we śnie za sen mój chodzą na czereśnie.
Że dalej chodzą za sny inne, wiem od pościeli całej w glinie. Tadeusz Nowak

A więc nie tylko do tańca rwą się same nogi przy dobrej muzyce, ale w ogóle do chodzenia, które jest podstawowym doświadczeniem uczestnictwa w świecie i poznania go. Poznanie także jest wehikularne chociażby dlatego, że rozgrywa się w czasie. W sensie religijnym może być zarówno podróżowaniem bardziej dosłownym, czyli jak w chrześcijaństwie - zachodnim pielgrzymowaniem do miejsc świętych, jak i wędrowaniem bardziej wewnętrznym, moralnym jak w chrześcijaństwie wschodnim.

W głębokiej religijności, w mistyce podróżowanie odbywa się już w ogóle bez fizycznego i wyobrażeniowego ruszania się z miejsca (bo „Bóg mieszka w takim świetle, że się traci droga", Anioł Ślązak) tak jak u greckich mnichów – hezychastów, którzy medytowali środek, pępek. Nazywani byli z grecka omphaloskopoi, czyli wpatrzeni w pępek. Tak jak u Anioła Ślązaka: „W środkowym punkcie stań, obaczysz wszystko razem/ I tutaj, i w niebiesiech, co jest i co się stanie.” Czy jak u Rilkego: „Środku, jak ty ze wszystkich rzeczy wyciągasz siebie/ nawet jeszcze z lecących/ odzyskujesz siebie, Środku, Najsilniejszy”.

Podróżujemy w snach, tylko skąd u Nowaka ta „pościel cała w glinie”? Czy stąd, że nogi po glinie chodzą, czy stąd, że według wielu mitów stworzeni jesteśmy z gliny i bolące nogi „krwawią” gliną? W dodatku stworzeni jesteśmy z gliny, a ożywieni Słowem. Dochodzi więc także analogia chodzenia i mówienia. A oto, jak ją określa Michel de Certeau: „(...) chodzenie może być określone jako przestrzeń wypowiadania się, jest to proces zawłaszczania przez pieszego systemu topograficznego, podobnie jak mówiący przejmuje i zawłaszcza język”. Skoro tak, to zgodnie z ludowym czy szerzej tradycyjnym modelem świata chodzenie powinno odzwierciedlać się w języku i, podobnie jak mówienie, wypowiadanie, powinno mieć także aspekt magiczny. Nie trzeba się zbytnio zagłębiać się, by zauważyć, że tak jest. Czy język polski jest tu nadzwyczajny nie umiem stwierdzić czy porównać. Ale na pewno jest szczególny i swoisty. Zobaczmy.

Starsi śpiewacy ludowi mówili mi, że pieśni pogrzebowe powinno się śpiewać na piechotę, co odnosi się zarówno do niespiesznego tempa jak i do pewnej określonej miarowości i związanej z prozodią recytatywności śpiewu.

Otóż dużo i często chodziło się czy też wciąż chodzi się u nas w czasie rozumianym jako czas jakościowy, a nie ilościowy, a więc tym związanym z obrzędem, świętem, które są traktowane jako przejście. Sam obrzęd to „rzęd wkoło czego” (zob. Słownik Lindego – hasło "obrząd"), związany więc z obchodem. Muzykant chodzi po weselach, śpiewak/śpiewaczka po pogrzebach, kolędnik chodzi z Niedźwiedziem, z Turoniem, z Gaikiem, z Herodami itp. po kolędzie. Człowiek wierzący, religijny chodzi do kościoła, w procesji, idzie w pielgrzymce. Starsi śpiewacy ludowi mówili mi, że pieśni pogrzebowe powinno się śpiewać na piechotę, co odnosi się zarówno do niespiesznego tempa jak i do pewnej określonej miarowości i związanej z prozodią recytatywności śpiewu.

Muzykant już jako mały chłopiec wymyka się, żeby słuchać muzyki, potem wędruje razem z kolędnikami od domu do domu, także poza swoją wsią. Dalej piechotą, wozem czy później rowerem pokonuje w drodze na wesela po kilka, a nierzadko kilkanaście kilometrów w jedną stronę. Dużo czasu więc spędza w drodze o różnych porach dnia i roku. Bywa na odpustach, zabawach i pograjkach związanych z uroczystym zakończeniem żniw czy na obchodach świąt państwowych, kościelnych i w wielu innych okolicznościach, także w pobliskich miasteczkach czy mieście.

Wydaje się, że ów punkt połączenia, przejścia i przecięcia tego, co lokalne i tego, co „światowe”, a zarazem tego, co indywidualne (wolność) z tym, co społeczne, jest tym newralgicznym miejscem, w którym tworzy się autorytet muzykanta jako specyficznej postaci z pogranicza, która reprezentuje jednocześnie świat wobec wsi jak i swoją wieś wobec świata. Dar, który posiada, predystynuje go do odgrywania specjalnej, więziotwórczej roli w społeczności, której terytorium nieustannie przemierza, spajając ją graniem lub/i śpiewem, co w połączeniu z jego znajomością świata mogło też dawać efekt apotropeiczny, strzeżenia i ochraniania pewnego społecznego ładu.

A jak to wygląda przykładowo w aspekcie czasu ilościowego, tego odmierzanego przez zegar, który chodzi? Świetnie oddaje to wypowiedź Antoniego Gieferta, skrzypka ze Średniej Wsi pod Leskiem, o muzykantach romskich, których znał chociażby z pobliskiej Żernicy: „Cyganie to skurczybyki, to było muzykanctwo! Muzykant musi trenować, to musi być za porządkiem tak jak Cygan, skrzypce pod pachą i chodzi, za porządkiem musi być w ruchu”. Powyższe kapitalne sformułowanie oddaje kolejną cechę nieodzowną dla tożsamości muzykanta – szczególną mobilność, to człowiek w ruchu, spełniający bardziej niż wielu innych, właściwą każdemu człowiekowi, tęsknotę za wolnością, a „przestrzeń to wolność” (Yi-Fu Tuan)

Tożsamością muzykanta jest szczególna mobilność - to człowiek w ruchu, spełniający bardziej niż wielu innych, właściwą każdemu człowiekowi, tęsknotę za wolnością.

De Certeau podkreśla jeszcze jedną analogię: „pewną zgodność między figurami werbalnymi a figurami wędrownymi – figury taneczne stanowiłyby stylizowany przykład tych ostatnich”. Te wszystkie figury, które kreuje tak szczególna postać, jak muzykant, czy w których powstawaniu i „kreśleniu” bierze udział, odgrywają niebagatelną rolę w komunikacji społecznej jego wspólnoty, wspólnoty jego miejsca. Ale także ta wyżej wspomniana wolność, która staje się jego udziałem w wymiarze ponadprzeciętnym, może sprawić, że poczuje potrzebę wyjścia ze swojego dotychczasowgo miejsca do tymczasowego niemiejsca, potem być może nowego miejsca stałego. Oczy niosą, wzrok wprowadza ciało w dynamikę i ruch krajobrazu, widoku. Przyjemność oglądania pewnej całości wznosi ponad plątaninę codzienności (w wymiarze przestrzennym, estetycznym, jak i społecznym), ponad klaustrofobię wspólnoty, zamienia świat daleki w świat bliski, także w sensie czasowym – w sensie przyszłości, aspiracji. Bo chodzenie może oznaczać również niedostatek miejsca, bycie nieobecnym w jakimś stopniu i poszukiwanie czegoś własnego.

Jarosław Demkowicz-Dobrzański z Dobrej Szlacheckiej pod Sanokiem tak mi powiedział: „U nas co jakiś czas odbywało się Święto Gór w Sanoku i zjeżdżało się parę orkiestr dętych, czy to może był konkurs orkiestr wojskowych, i ja poszedłem do tego Sanoka słuchać, lubiłem już i słuchałem te instrumenty różnego rodzaju, fagoty były i... tak akurat to było w parku, piękny park, już on teraz nie jest taki piękny, bo góra jest zasłonięta lasem, a przedtem jak las był niższy, to było tę panoramę naokoło to wszystko było widać, to bardzo przyjemny widok z tego szczytu to można było, jak miał lornetę, hen do Leska widzieć. Szli sobie pieszo i grali, jak on pięknie grał na tym klarnecie! Dobry klarnecista musiał być, to mnie podpaliło, żebym ja tak mógł zagrać!”.

Klarnet to instrument o charakterystycznym i donośnym dźwięku, jego głos niesie się daleko, potrafi górować nad innymi instrumentami, a w każdym razie wybija się spośród innych, jest rozpoznawalny nawet w orkiestrze dętej, daje przy tym możliwość popisu i wirtuozerskiej gry. Wyraża więc sobą ambicje i wolność, które potęguje dodatkowo tak podkreślana przez rozmówcę, w zestawieniu z muzyką, przestrzeń – panorama, która lokuje bohatera niejako w centrum świata. Widok w pewnym sensie niekończący się, ale jednocześnie, dzięki granicy horyzontu, dający poczucie, że jest do ogarnięcia (chociażby i z pomocą lornetki) – perspektywa życia, perspektywa aspiracji. Mój rozmówca został świetnym muzykantem w sławnej w okolicy kapeli, ale po wojnie zmienił wyznanie, został świadkiem Jehowy (wcześniej był grekokatolikiem), w starszym wieku nauczył się grać na skrzypcach, bo mu we śnie „nogi chodziły na czereśnie”. Rozmawiałem z nim w Warszawie, gdzie mieszkał od wielu lat.

„Już dosyć, przyjacielu. Gdy pragniesz czytać więcej/ To idź i stań się sam i pismem, i znaczeniem” (Anioł Ślązak). No i w ten sposób obeszliśmy temat wkoło.

Remek Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Ptasia etnografia

Ostatnia aktualizacja: 13.06.2019 07:30
Ptasiarstwo staje się coraz popularniejszym zajęciem, warto więc przy tej okazji nie tylko ćwiczyć umiejętność rozpoznawania ptaków o kształcie, locie i głosie, ale też dowiedzieć się, jakie skojarzenia i wierzenia związane z ptactwem istniały w kulturze ludowej.  
rozwiń zwiń
Czytaj także

Boski lot

Ostatnia aktualizacja: 20.06.2019 09:00
Skoro koleżanka z portalowych łamów RCKL, Olga Drenda, podjęła temat o tak szczególnym dla ludzi znaczeniu jak ptaki, nie mogę i ja jako członek redakcyjnego stadka, nie zaćwierkać, zaświstać, zakwilić ad hoc swojej opowieści z garsteczką refleksji.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Zanim porwie się taniec…

Ostatnia aktualizacja: 03.07.2019 16:00
Naukowcy piszą, że taniec jest symbolem życia, że uwalnia ciało od ziemskiego ciężaru. Czyż można w takim razie nie tańczyć – zwłaszcza przy muzyce folkowej w gorące wakacyjne wieczory?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dziadowska pora

Ostatnia aktualizacja: 10.07.2019 22:00
Pogoda robi się coraz bardziej nieprzewidywalna ostatnimi czasy, ale mimo wszystko nadal spodziewam się, że jeszcze pod koniec lipca będę mogła pójść na pierwsze jeżyny.
rozwiń zwiń