Co naprawdę powiedział, dlaczego to zrobił i jakie to ma znaczenie dla Polski
W swoim najnowszym wystąpieniu w rosyjskiej telewizji Carlson nazwał Władimira Putina „najpopularniejszym politykiem na świecie”, uznał, że Ukraina i jej sojusznicy z Europy „nie są w stanie pokonać Rosji”, a sami Ukraińcy „wkrótce przestaną istnieć jako naród”. Do tego dorzucił teorię spiskową, jakoby władze w Kijowie planowały zastąpić zdziesiątkowaną wojną męską populację migrantami z „Trzeciego Świata”.
Brzmi jak podręcznikowy zestaw tez rosyjskiej propagandy — i w dużej mierze właśnie tym jest. Ale by zrozumieć, dlaczego Carlson mówi to, co mówi, trzeba przyjrzeć się nie tylko faktom, lecz także motywacjom i szerszemu pejzażowi amerykańskich mediów.
Między faktami a fikcją
Popularność Putina.
Carlson stwierdził, że Putin jest „najpopularniejszym przywódcą na świecie”. Według niezależnych danych jest to twierdzenie po prostu fałszywe. W badaniu Pew Research Center z 2025 roku aż 79 proc. respondentów w 25 krajach oceniło Rosję negatywnie, a 84 proc. wyraziło brak zaufania do Putina. Owszem, wewnątrz Rosji jego notowania są wysokie (choć też tamtejszym sondażom nie do końca można ufać) — ale globalnie obraz jest odwrotny. Mówienie o „największej popularności” to manipulacja, która miesza krajowe poparcie z globalnym zasięgiem.
Ukraina skazana na klęskę.
Carlson twierdzi, że Ukraina i Zachód nie mają szans, a „Ukraińcy przestaną istnieć”. To teza fatalistyczna i pozbawiona oparcia w analizach wojskowych. Wojna toczy się ze zmiennym powodzeniem, a wynik zależy od dostaw broni, morale, decyzji politycznych i logistyki. Ani eksperci NATO, ani ukraińskie dowództwo nie potwierdzają nieuchronności upadku państwa. To narracja psychologiczna — ma zniechęcać, nie informować.
„Zastępowanie” Ukraińców migrantami.
To klasyczna teoria spiskowa z kręgu tzw. great replacement theory, czyli mitu o „wymianie ludności” przez elity. Nie istnieją żadne dowody na plan sprowadzania migrantów, by „zastąpić” ofiary wojny. Takie twierdzenia pojawiały się wcześniej w rosyjskiej i skrajnie prawicowej propagandzie w Europie i USA, łącząc strach przed migracją z antyzachodnią retoryką.
Upadek Zachodu, potęga Rosji.
Carlson mówi, że USA przeżywają zapaść „jak Rosja w latach 90.”, a Rosja jest „silną potęgą przemysłową i bliskim sojusznikiem Chin”. To mocno przerysowany obraz. Owszem, Zachód zmaga się z kryzysem energetycznym, inflacją i napięciami społecznymi. Rosja faktycznie zwiększyła produkcję wojskową i pogłębiła współpracę z Chinami. Ale jej gospodarka pozostaje obciążona sankcjami, jest uzależniona od eksportu surowców i daleka od zachodnich standardów technologicznych.
Carlson więc nie tyle kłamie wprost, ile składa fragmenty prawdy w narrację, która prowadzi do fałszywego wniosku: że świat liberalny się wali, a Rosja triumfuje.
Dlaczego Carlson to robi?
Ideologia, tożsamość i kalkulacja
 1. Antyinterwencjonizm i bunt przeciw elitom.
Carlson od lat prezentuje się jako krytyk amerykańskiego establishmentu. Sprzeciwia się globalizmowi, „wiecznym wojnom” i ekspansji NATO. W jego oczach Rosja nie jest wrogiem, lecz antytezą zachodniego liberalizmu — państwem suwerennym, broniącym tradycyjnych wartości i interesów narodowych. Dlatego, gdy mówi o „sympatii dla Putina”, często nie chodzi o samego Putina, lecz o symbol: opór wobec dominacji liberalnych elit.
 2. Kultura i męskość jako polityka.
Carlson buduje swoją tożsamość medialną na opowieści o „kryzysie męskości” i „upadku Zachodu”. W tej wizji Rosja jawi się jako świat „prawdziwych mężczyzn”, państwo twardych zasad i dyscypliny — przeciwieństwo rozmiękczonej, progresywnej Ameryki. To oczywiście mit, ale dla części jego odbiorców niezwykle atrakcyjny.
 3. Kontrarianizm jako marka.
Carlson żyje z kontrowersji. W świecie, gdzie media walczą o uwagę, bycie „tym, który mówi prawdę, której inni się boją” to model biznesowy. Obrona Rosji i ataki na Ukrainę są w tym sensie produktem medialnym: szokują, dzielą, przyciągają kliknięcia i lojalnych fanów.
4. Trumpizm i nowa prawica.
Carlson był jednym z najważniejszych głosów wspierających Donalda Trumpa i ideę America First. W ostatnich tygodniach Trump jednak złagodził ton wobec Ukrainy, co postawiło Carlsona w niezręcznej pozycji. Ale jego linia — izolacjonistyczna, antyukraińska i antyestablishmentowa — pozostaje atrakcyjna dla części republikańskiej bazy, która uważa pomoc dla Kijowa za „kolejną nie naszą wojnę”.
5. Wzajemne korzyści z propagandy.
Nie można pominąć jeszcze jednej warstwy: Carlson stał się dla rosyjskich mediów prezentem. Kreml wielokrotnie powoływał się na jego wypowiedzi w wewnętrznej propagandzie, a rosyjska telewizja emitowała fragmenty jego programów. Obie strony coś z tego mają: on — globalny rozgłos i status „niezależnego myśliciela”, oni — zachodni głos, który legitymizuje ich przekaz
Rosja jako fantazja polityczna
W efekcie rodzi się zjawisko, które można nazwać mitologizacją Rosji. Dla Carlsona i podobnych mu komentatorów Moskwa nie jest konkretnym państwem z represyjnym reżimem i autorytarnym systemem, lecz projekcją: „prawdziwy” naród, nieuległy wobec liberalizmu, trzymający się tradycji. To wizja bardziej kulturowa niż geopolityczna, ale bardzo skuteczna propagandowo.
Problem w tym, że taka mitologia rozmywa granicę między analizą a agitacją. Kiedy rosyjskie media wykorzystują wypowiedzi amerykańskiego dziennikarza jako „dowód” na zachodni upadek, przestaje to być prywatna opinia — staje się narzędziem wpływu.
Co to oznacza dla Polski
1. Erozja poparcia dla Ukrainy.
Jeśli w opinii publicznej — również w Polsce — utrwali się przekonanie, że „Ukraina i tak przegra”, może to osłabić poparcie dla pomocy wojskowej i humanitarnej. A to bezpośrednio wpływa na bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO.
 2. Wzmacnianie podziałów.
Narracje o „upadku Zachodu” i „zastępowaniu ludności” trafiają do tych samych grup, które są podatne na antyuchodźczy i antyeuropejski przekaz. W Polsce, gdzie migracja i bezpieczeństwo są tematami politycznie wybuchowymi, takie teorie mogą łatwo zostać zaadaptowane do polskich warunków i wykorzystane w kampaniach wewnętrznych.
 3. Test odporności informacyjnej.
Polska była i pozostaje jednym z głównych celów rosyjskiej dezinformacji. Carlson — jako głośny, amerykański głos powtarzający rosyjskie tezy — staje się dla tej machiny użyteczny. Umiejętność rozpoznawania intencji i kontekstu jego wypowiedzi to część szerszej odporności społecznej.
Konkluzja: między mikrofonem a megafonem
Tucker Carlson nie jest rosyjskim agentem. Ale stał się elementem większej układanki, w której ideologia, osobiste ambicje i medialny cynizm spotykają się z potrzebami Kremla. W jego narracji Rosja to nie kraj, lecz symbol: buntu przeciw liberalnej Ameryce, tęsknoty za prostym światem, w którym siła i tradycja znaczą więcej niż kompromis i wspólnota.
Dla Polski to przypomnienie, że wojna informacyjna nie toczy się tylko na wschód od Dniepru. Toczy się również w sieci, w telewizji i w umysłach odbiorców, którzy coraz częściej mylą głośność z prawdą. I że czasem propaganda nie musi mówić po rosyjsku, by brzmiała jak echo Moskwy.
Tomasz Ferenc, Polskie Radio dla Zagranicy