Warszawa po raz kolejny stała się sceną protestu solidarności z Palestyną. Kilkaset osób przeszło Trasą Łazienkowską i ulicą Wawelską spod MSZ pod ambasadę Izraela, domagając się wyraźnego stanowiska polskiego rządu wobec sytuacji w Gazie.
Demonstracja była odpowiedzią na działania Izraela w Strefie Gazy oraz zatrzymanie statków Flotylli Sumud, które przewoziły wyłącznie pomoc humanitarną w postaci leków i żywność dla Palestyńczyków w strefie Gazy.
Marsz zgromadził kilkaset osób, w tym członków partii politycznych, organizacji pozarządowych oraz lokalnych stowarzyszeń społecznych. Uczestnicy podkreślali, że ich celem jest zarówno wyrażenie sprzeciwu wobec działań wojskowych, jak i wywarcie presji na polskie władze w kwestii postawy wobec konfliktu w Gazie.
Demonstranci zaczęli od krótkich przemówień pod MSZ. Organizatorzy apelowali o pokojowy charakter protestu i zachowanie bezpieczeństwa na trasie. Kolumna ruszyła Trasą Łazienkowską, a policja wprowadziła czasowe utrudnienia w ruchu drogowym i komunikacji miejskiej. Ruch wahadłowy i objazdy były stosowane na skrzyżowaniach i węzłach komunikacyjnych, co spowodowało chwilowe korki w centrum miasta.
Podczas marszu uczestnicy nieśli flagi palestyńskie, transparenty z hasłami wzywającymi do zakończenia konfliktu i wznosili okrzyki solidarnościowe. W wielu miejscach przechodniów zatrzymywały bariery policyjne, ale atmosfera pozostawała pokojowa.
Marek Jung, działacz partii Razem, wyjaśniał powód swojego udziału: „Bez żadnej broni, same leki, jedzenie, po prostu pomoc humanitarną. Została zatrzymana przez państwo izraelskie, a płynęła z pomocą humanitarną. Domagamy się mocnego stanowiska ze strony polskiego rządu.”
Niektórzy uczestnicy odwoływali się do własnych doświadczeń i historii. Jeden z warszawiaków podkreślał: „Nie mogę sobie pozwolić na bierne przyzwolenie na to, co dzieje się zaledwie dwie godziny samolotem od nas. Jako mieszkaniec miasta, które doznało niesamowitej zagłady i cierpienia, czuję zobowiązanie wobec tych, którzy tam cierpią, i wobec swoich przodków, którzy ginęli tutaj kiedyś. Z każdego protestu na protest jest nas coraz więcej i stajemy się coraz bardziej słyszalni.”
W marszu uczestniczył także Waleed Abumoammar, lekarz pochodzący z Rafah w Strefie Gazy, mieszkający w Polsce od 25 lat. „Protesty zawsze mają działanie. Nawet jeżeli nie mają bezpośredniego wpływu na decyzje polityków, pokazują polskim władzom, że społeczeństwo jest świadome i ostrzega. Mamy prawo do wolnego słowa i musimy z niego korzystać, zwłaszcza w takich sytuacjach jak to, co dzieje się w Gazie” – mówił. Dodał, że im więcej osób bierze udział w demonstracjach, tym wyraźniej sygnalizują one społeczne stanowisko: „To jest bardzo ważne, żeby tutaj przychodzić.”
Przemarsz wzbudzał zainteresowanie przechodniów, niektórzy zatrzymywali się, aby obserwować kolumnę lub robić zdjęcia. Pomimo różnic opinii wśród mieszkańców, marsz przebiegał spokojnie i bez incydentów.
Po dotarciu pod ambasadę Izraela demonstranci zatrzymali się, aby oddać hołd ofiarom konfliktu i zamanifestować swoje żądania wobec władz. Transparenty wzywały m.in. do uznania ambasadora Izraela za persona non grata i nałożenia sankcji ekonomicznych na państwo izraelskie. Uczestnicy podkreślali, że demonstracja ma znaczenie nie tylko polityczne, lecz także symboliczne – jako sygnał solidarności z ofiarami konfliktu i obywatelskiej aktywności.
Warszawski marsz jest częścią ogólnoświatowej fali protestów solidarnościowych wobec sytuacji w Strefie Gazy i działań humanitarnych, które odbywają się w wielu europejskich miastach. Organizatorzy zapowiedzieli kontynuację protestów w najbliższych dniach, aby zwiększyć presję na polskie władze i wyrazić sprzeciw wobec działań Izraela.
pż