Wyjeżdżając z Warszawy w kierunku Jabłonny, przejeżdżając przez ul. Modlińską, nie sposób nie zwrócić uwagi na pewien budynek o osobliwym kształcie i pięknym, falistym dachu. Towarzyszą mu dwie oficynki – miniaturki głównego budynku. Do niedawna willa była ruderą, którą władze miasta planowały wyburzyć. Jednak dzięki staraniom białołęckich społeczników wpisana została na listę zabytków, a gruntowna renowacja tchnęła w nią nowe życie. I całe szczęście, bo to miejsce o szczególnej historii.
Secesyjna willa w modnym Henrykowie
Budynek powstał na początku XX wieku za sprawą państwa Pisarków. Zaprojektowany w stylu powściągliwej secesji, wyróżniał się elegancką fasadą i niezwykle zdobnymi detalami architektonicznymi. Lokalizacja przy dzisiejszej ul. Modlińskiej 257 najprawdopodobniej nie była przypadkowa. W 1900 roku rejent Krzysztof Kiersnowski, który zarządzał w tym miejscu sporym majątkiem, razem z innymi znaczącymi ludźmi zbudował w okolicy kolejkę wąskotorową.
Czytaj też:
To był moment przełomowy, który otworzył Henryków (bo tak nazywała się ta miejscowość) na Warszawę. Do miasta "samowarkiem" – jak go nazywano – można było dostać się już błyskawicznie jak na tamte czasy, bo zaledwie w pięćdziesiąt minut. To sprawiło też, że tym miejscem zaczęła się interesować stolica. Na Nowodwory, parostatkiem z przystani przy moście Kierbedzia, przybywały tłumy warszawiaków, żeby korzystać z okolicznych wydm, dziś zarośniętych lasem, a także odpoczywać nad jeziorkami i rzeczkami. Niestety, wszystkie te atrakcje zniknęły wraz z wybudowaniem w latach 60. Kanału Żerańskiego.
Modlińska 257 - willa przed remontem. Zdjęcia z archiwum Fundacji AVE i Sióstr Benedyktynek Samarytanek
Pierwsza szkoła powszechna w willi przy Modlińskiej
Wiadomo, że wkrótce po wybudowaniu willę zaczęto wynajmować na różne zakłady. Mieściła się tu apteka, a nawet posterunek policji. W 1916 roku, za sprawą ówczesnego zarządcy Leona Hajdzionego, właśnie tutaj ulokowano szkołę powszechną - jedną z pierwszych w tej części miasta. Cieszyła się olbrzymią popularnością wśród dzieci miejscowych robotników. Szkoła była na tyle wyjątkowa, że otrzymała nagrodę za wyniki uczniów w nauce, dzięki czemu mogła kupić sobie rozmaite pomoce naukowe.
- Kiedy były bardzo srogie zimy, temperatura spadała do minus 20 stopni, a wizytator z Warszawy nakazywał zamknięcie szkoły, to te dzieci wciąż przychodziły w piorunach, czyli własnoręcznie zrobionych butach, i prosiły nauczyciela, żeby dalej je edukował - opowiadał w archiwalnej audycji Dwójki Bartłomiej Włodkowski, historyk, varsavianista i społecznik, współautor książki "Modlińska 257. Miejsce magiczne".
Willa przy dzisiejszej ul. Modlińskiej znajdowała się w miejscowości Henryków. Zdjęcia z archiwum Fundacji AVE i Sióstr Benedyktynek Samarytanek
Lata międzywojenne: przystań dla potrzebujących
W latach 20., z niewiadomych przyczyn, willa przeszła na własność magistratu miasta stołecznego, który postanowił urządzić w tym miejscu dom dla upadłych dziewcząt. Inicjatorką tej idei była radna Kołaczkowska – jedna z pierwszych kobiet w radzie miejskiej. Zapisała się w protokołach tym, że nigdy nie zabierała głosu i tylko szydełkowała w trakcie sesji na cele dobroczynne. Jednak to właśnie ona była pomysłodawczynią stworzenia "Przystani", gdzie zagubione dziewczęta mogłyby dostać drugą szansę.
Początkowo, bez powodzenia, dom prowadziły siostry pasterzanki. W roku 1927 "Przystań" przekazano benedyktynkom samarytankom, zgromadzeniu założonemu przez Jadwigę Jaroszewską, która już w młodości zasłynęła z pomocy ludziom z marginesu. Benedyktynki zupełnie zmieniły podejście do dziewcząt.
- To nie było resocjalizowanie na siłę, to nie był dryl wojskowy, to był po prostu dom. Jadzia i jej towarzyszki przyjmowały wszystkich. Jeżeli dziewczyna uciekła, zawsze mogła tu wrócić. Do tego uruchomiły kursy kroju, szycia, pielęgniarskie. Chodziło o to, żeby dziewczyny zdobyły zawód. One często były w ciąży, więc Jadzia pozwalała, żeby tutaj rodziły i wychowały dzieci. Dla każdej z nich siostry szukały miejsca pracy, jakiegoś lokum. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne przez ten dom przeszło ponad tysiąc dziewcząt - wspominał Bartłomiej Włodkowski.
Czasy wojenne i Stanisława Umińska
Ważnym momentem w działalności benedyktynek był rok 1937, kiedy siostrą przełożoną zostaje Benigna Umińska, znana również jako Stanisława. To przedwojenna aktorka, o której pisano pochlebne recenzje. Jej aktorstwem zachwycał się sam Leon Schiller. Rozpisywano się również o jej wielkim romansie z krytykiem teatralnym Janem Żyznowskim, który zachorował na raka wątroby i bardzo cierpiał. Umińska na jego prośbę zastrzeliła go w paryskim szpitalu i została oskarżona o zabójstwo. Sąd ją uniewinnił, jednak Stanisława nie mogła sobie z tym poradzić. Nie mogąc być dłużej aktorką, wstąpiła do zgromadzenia benedyktynek i zrobiła jeszcze większą rewolucję.
Umińska w czasie okupacji otworzyła budynek na konspiratorów i partyzantów. W jednym z budynków, w podwójnej ścianie, zorganizowała skrytkę, w której niemal przez cały okres okupacji partyzanci chowali broń. Było to o tyle trudne, że dom był cały czas inwigilowany przez hitlerowców. Na dodatek w jednej z oficyn urządzono szpital dla rannych niemieckich żołnierzy. Dlatego w trakcie kontroli siostra Benigna kazała gotować to, co najlepsze, wyjmowała wino, upijała żołnierzy. - Istniało jednak zagrożenie, że Niemcy będą nagabywać dziewczęta i siostry. Benigna powiesiła więc na drzwiach zakładu kartkę, że wszystkie dziewczyny są zarażone chorobami wenerycznymi. To Niemców skutecznie odstraszało przez całą wojnę - opowiadał varsavianista.
Benigna Umińska zaangażowała się również w pomoc Żydom. W porozumieniu z Ireną Sendlerową oraz Żegotą uratowała z warszawskiego getta wiele żydowskich dziewczynek. Dokumenty mówią, że było ich około trzynastu, jednak wiele wskazuje na to, że uratowanych było znacznie więcej.
Konspiracyjny teatr Leona Schillera
Z historią willi przy ul. Modlińskiej 257 z okresu okupacji związany jest również jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych Leon Schiller. Benigna Umińska znała go doskonale z czasów przedwojennych. Kiedy przebywał w Warszawie, Umińska wysłała mu liścik z prośbą, żeby przysłał kogoś do przygotowania przedstawienia z dziewczętami. W tych trudnych czasach okupacji chciała zaoferować im coś, co podtrzyma je na duchu. W listopadzie 1942 roku wąskotorówką do stacji Henryków przyjechał sam Leon Schiller. Zachwycony tym miejscem, postanawia zamieszkać w willi.
Pierwszym i zarazem jednym z najważniejszych przedstawień była "Pastorałka", wystawiona 1 stycznia 1943 roku. Spektakl ten okazał się wielkim hitem i przyciągnął wielu przedstawicieli ówczesnej warszawskiej elity kulturalnej. Wśród widzów znaleźli się m.in. młodzi adepci tajnych kompletów teatralnych, tacy jak Danuta Szaflarska i Andrzej Łapicki, a także Witold Lutosławski, Elżbieta Barszczewska i Jerzy Andrzejewski. Wszystko oczywiście odbywało się w wielkiej konspiracji.
W Warszawę poszła wieść, że na Modlińskiej powstał teatr konspiracyjny, w którym dzieją się rzeczy niesamowite. Wśród oglądających był sam Czesław Miłosz, wówczas woźny uniwersytetu, dobrze zapowiadający się poeta. Po latach w swoich dziennikach, opublikowanych pod tytułem "Rok myśliwego", powrócił do tych wydarzeń, pisząc, że to, czego tutaj doświadczył, było przeżyciem egzystencjalnym, a spektakl był esencją teatru. Teatr działał aż do roku 1944, wystawiając około trzydziestu spektakli. Zapraszano również artystów na niedzielne czytania dramatów, między innymi "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego i innych wybitnych dzieł. - To miejsce wtedy tchnęło sztuką, która dawała olbrzymią nadzieję - mówił w archiwalnej audycji Bartłomiej Włodkowski.
Willa przy ul. Modlińskiej 257 w 2009 roku wpisana została do rejestru zabytków. Zdjęcie z archiwum Fundacji AVE i Sióstr Benedyktynek Samarytanek
Secesyjna willa odzyskała dawny blask
Niestety, siostry musiały wynieść się z tego domu w 1944 roku. W lipcu 1944 roku przed willą zastrzelono dwóch niemieckich żołnierzy, dlatego dowódca oddziału postanowił wypędzić zakonnice z Modlińskiej, a przystań zamienić na posterunek. Z tego powodu przepadło całe archiwum sióstr benedyktynek. Po wojnie budynek pełnił różne funkcje: mieściły się tu zakłady pomocy społecznej, biblioteka, sklepy, a nawet urząd pocztowy. Z czasem willa popadła w zapomnienie i zaczęła niszczeć.
Na szczęście o przywrócenie jej blasku walczyli varsavianiści i białołęccy aktywiści, dzięki którym w 2009 roku budynek został wpisany do rejestru zabytków. W 2016 roku podczas prac konserwatorskich odkryto oryginalne secesyjne polichromie przedstawiające anioły, które zostały pieczołowicie odrestaurowane. Prace renowacyjne, zakończone w 2025 roku, przywróciły willi dawny splendor, wkrótce stanie się ona miejscem spotkań lokalnej społeczności.
***
Anna Myśliwiec/k/zch