Praw autorskich trzeba uczyć już dzieci

Ostatnia aktualizacja: 29.01.2014 14:15
- Młodych ludzi, którzy zaczynają korzystać z internetu, trzeba edukować w zakresie podstawowych rozróżnień - co jest legalne, co jest nielegalne, co robić można, a za co mogą nas spotkać przykre konsekwencje - mówi w Czwórce Karol Kościński, ekspert w dziedzinie praw autorskich.
Audio
  • O tym, jak poruszać się w internecie nie łamiąc prawa, należy uczyć już najmłodszych (Czwórka/Poranek OnLine)
Dziecko z laptopem
Dziecko z laptopemFoto: Glow Images

Prawie połowa Polaków nielegalnie ogląda albo ściąga materiały z internetu. Ten wskaźnik od lat nie maleje, nie następuje żaden progres, zmiana obyczajów.

- Przede wszystkim wciąż nie zmienił się niski poziom wiedzy Polaków na temat tego, czym jest prawo autorskie, które materiały są chronione i jakie są skutki korzystania z materiałów nielegalnych - wprowadza słuchaczy "Poranka OnLine" w temat Karol Kościński, dyrektor Departamentu Własności Intelektualnej i Mediów w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. - To co się zmieniło to przyzwyczajenia użytkowników treści i ich możliwości techniczne. Bardzo łatwo jest teraz, choćby poprzez umieszczenia linka w serwisie społecznościowym, rozpowszechniać treści własne czy też takie, do których prawa mają osoby trzecie, co już jest gorsze.
Od lat jednym z głównych argumentów osób sprzeciwiających się karaniu za korzystanie w nielegalny sposób z treści w internecie, jest to, że prawo zwyczajnie nie nadąża za zmianami, które mają miejsce. A zmieniają się chociażby obyczaje, metody dystrybucji treści. - Prawo zawsze jest co najmniej jeden krok wstecz do rzeczywistości. Poza tym prawo autorskie zawsze było i będzie istotą sporu pomiędzy tymi, którzy są uprawnieni i chcą dostać za swoje treści jak najwięcej, a pomiędzy użytkownikami, odbiorcami, którzy chcą za nie zapłacić jak najmniej. W ostatnich latach pojawiły się też narzędzia rozpowszechniania tych treści. Dają one przestrzeń do magazynowania i narzędzia do rozpowszechniania jej i to stanowi kolejny problem - opowiada gość Czwórki.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chce przede wszystkim skupić się na edukowaniu społeczeństwa w zakresie rozróżniania tego, z jakich dóbr można korzystać legalnie, a które z nich łamią prawo. Właśnie w zakresie przekazywania wiedzy jest najwięcej do zrobienia. Karol Kościński opowiada o najnowszych ustaleniach: - Przeprowadziliśmy odpowiednie badania i następnym krokiem będzie kampania edukacyjna. Chcielibyśmy też wykorzystać Ministerstwo Edukacji Narodowej do współpracy. Młodych ludzi, którzy zaczynają korzystać z internetu, trzeba edukować w zakresie tych podstawowych rozróżnień - co jest legalne, co jest nielegalne, co robić można, a za co mogą nas spotkać przykre konsekwencje. Tak jest choćby z korzystaniem z serwisów p2p czy torrentów - dopóki ściągamy dla siebie nie ponosimy odpowiedzialności karnej tylko cywilnoprawną, ale wiadomo, że nikt indywidualnego użytkownika nie będzie ścigał. Rzecz w tym, że w takich serwisach nie tylko pobieramy, ale automatycznie udostępniamy nasz katalog innym. I właśnie o wytłumaczenie tych różnic, zawiłości nam chodzi - precyzuje gość Czwórki.
(ac/pj)

Zobacz więcej na temat: Czwórka internet prawo
Czytaj także

Gdzie zaczyna się piractwo?

Ostatnia aktualizacja: 07.01.2013 15:00
Polskie prawo, chroniące prawa autorskie, jest stare i nieprzystosowane do dzisiejszych czasów, jednak wciąż jest prawem obowiązującym. Czy rzeczywiście zupełnie legalnie możemy ściągać z sieci muzykę, filmy, seriale i książki?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Strptiz na wideoczacie? Dla nastolatka to łatwe pieniądze i wielkie zagrożenie

Ostatnia aktualizacja: 25.09.2013 15:50
Rozmowa na czacie to już za mało. Dzisiejsze nastolatki coraz chętniej prezentują w sieci swoje wdzięki, także w trakcie rozbieranych sesji on-line. Część z nich robi to wyłącznie dla pieniędzy i bez względu na konsekwencje w przyszłości.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Ściągnąłeś film z sieci? Zapłać 550 zł. ! Masowe pozwy internautów

Ostatnia aktualizacja: 03.12.2013 18:14
Niemiecka firma zajmująca się ochroną praw autorskich żąda od internautów 550 złotych zapłaty za pobranie filmu z sieci. To pierwsza taka sprawa w Polsce.
rozwiń zwiń