Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Yalla Miku – 2: Krusząc prostotę

Ostatnia aktualizacja: 23.10.2025 10:00
Grupa Yalla Miku wraca z nowym składem, który jeszcze odważniej filtruje tradycję serwując porywający huragan stylistyczny.
YALLA MIKU par Magali_Dougados
YALLA MIKU par Magali_DougadosFoto: Magali_Dougados

Yalla Miku to jeden z najbardziej kreatywnych zespołów na genewskiej scenie undergroundowej. Wśród członków mamy założyciela zarówno wytwórni Bongo Joe Records, jak i sklepu o takiej samej nazwie - Cyrila Yeteriana (Ufo Banjo, gitara, wokal), a także Samuela Adesa Tesfagergsha (krar, wokal), Cyrila Bondiego (perkusja, instrumenty perkusyjne, wokal) oraz dwie nowe postaci: Louisę Knobil (bas, wokal) i Emmę Souharce (maszyny, syntezatory, wokal). Tesfagergsh jest uchodźcą z Erytrei, który osiadł w Szwajcarii i gra na lirze krar pochodzącej z Etiopii i Erytrei.

Dwa lata temu Yalla Miku wydali pierwszy album „Yalla Miku”, a niebawem ukazujący się materiał pod tytułem „2” można potraktować w kategoriach kontynuacji debiutu, co nie znaczy, że grupa kalkuje samych siebie. Oni zawsze błyszczą potencjałem wyczulonym na zmiany i lawinę niuansów. Nie inaczej jest w tym przypadku. Zmienił się skład: z siedmioosobowego na pięcioosobowy zespół. W poprzednim wcieleniu byli tacy muzycy jak Simone Aubert, Anouar Baouna, Vincent Bertholet i Ali Bouchaki. Jednym ze skutków tych ruchów jest to, że Yeterian nawiązał do swojego bliskowschodniego dziedzictwa rodzinnego i wychowania – jak sam mówi, od Anatolii przez Syrię po Liban – i po raz pierwszy zaśpiewał w języku arabskim, czego doświadczamy od pierwszego połamanego rytmicznie i mrocznego nagrania „Al Sayf” poruszającego temat religii jako narzędzia władzy. Na afrobeatową perkusję spada grad gitarowego brudu.

Klawiszowe frazy w „Alemuye” ewidentnie nęcą afrykańskością z odlotem w psychodeliczny groove surf rocka. „Maximum Self-Care” zaś unosi się na syntezatorowych arpeggiach, dość abstrakcyjna a momentami ironiczna opowieści o doświadczeniach cielesności zaśpiewana w języku francuskim. Gitara trochę w stylu Tortoise a płynna transowość bliższa Aksak Maboul. Rozedrganie rytmiczne i gitarowa drapieżność „Le palais de Bachar” przynosi cień skojarzeń The Dwarfs of East Agouza, którzy w tym roku powrócili również z bardzo dobrą płytą. Świetna grząskość wywiedziona z dalekiego echa dubu/funku w „Embeyto” rozpościera przestrzeń do tkania przemyśleń. Jakich? Embeyto to nazwa miasta rodzinnego Samuela, a w tym utworze artysta rozważa pewne tradycje erytrejskie związane z małżeństwem, obserwowane z perspektywy XXI wieku. Słyszymy wersety śpiewane zarówno w języku francuskim, jak i poruszające refreny w języku tigrinia.


otwieram oczy
słońce mnie pali i więdnę
aż do następnego deszczu

potoki, tornada
zabierają mnie i umieram
rozpływam się
czas
nie ma już godziny

i odradzam się przy nowej gwieździe
nowa katastrofa
to jest nieskończone
oto życie

jakże piękna
jest ta kula ognia
jakże piękna
jest ta kula ognia

zamykam oczy
i zanurzam się
pod wulkanem

połykam lód
szklisty od mgły
i wyję do księżyca

jest zimno
pod kołdrą
bycie sobą nie wystarcza

jakże pełna jest
ta matowa kula
jakże pełna jest
ta matowa kula
(…)

Afrofunkowy puls rozpędza „Il fait trop ciut”, który spotyka znakomity cyfrowy glitch szatkujący na wszystkie strony to nagranie. „Scarlett Chien” mknie okraszony chaabi z domieszką organowych pasaży, psychodelicznego rocka i delikatną powłoką autotune’a na jednym z wokali. Z kolei szalony „Post-Aventures” w stylu garage rocka z okolic The Ex został napisany i zaśpiewane przez Souharce.


Na okładce
Zwierzę niepokoju
Twoja piękna twarz
Jak posłowie

Nie ma już czasu
Na unikanie przygód
Nie ma dymu bez wiatru
W post-przyszłości

Zachowaj swoją maskę
Lepiej widać twoje oczy
Pełne łez
To bardzo post-radosne

Jesteśmy razem
Mała miłość
Leżąc w
Post polu kwiatów

Nigdy nie wierzyłam,
Że dobro
W rzeczywistości —
Było post-lepsze
(…)

Kołyszący rytm z dość pogodnymi wokalizami w „Al 3Mal” i bardzo ciekawie zaaranżowaną gitarą mają coś z hip-hopu wpadającego w objęcia afrobeatu, po czym dostajemy frenetyczną kaskadę elektronicznego hałasu, trzasków. W wieńczącym całość „La Tour Eiffel” powracają erytrejskie opowieści Tesfagergsha oplecione psychodeliczną gitarą jednocześnie zmieszaną z bardzo afrykańską poetyką. Mamy tu jego własną historię uchodźcy, który dopiero niedawno uzyskał legalny status i może ponownie przekraczać granice. Dlatego bardzo chce zobaczyć Wieżę Eiffla.

Yalla Miku mkną na fali świeżości i odwagi łączenia tradycyjnej muzyki z iście współczesną produkcją. Nie boją się wpuścić w krwiobieg jazgotliwej elektroniki i momentalnie wrócić do korzennego grania. Przekraczanie granic nie tylko tych graficznych, ale przede wszystkim stylistycznych jest wpisane w DNA Yalla Miku. Tylko czekać na ich koncertowe oblicze, bo mają niezwykłą siłę przekazu, którą najlepiej pochłonąć na żywo.

Łukasz Komła
Bongo Joe Records | listopad 2025


***

Więcej recenzji - w naszym dziale Słuchamy.

 


Czytaj także

Songhoy Blues, malijski bluesowy bunt

Ostatnia aktualizacja: 19.03.2023 13:00
Garba Touré ze swoją gitarą byli znajomym widokiem na ulicach Diré, zakurzonego miasta nad brzegiem rzeki Niger, w górę rzeki od Timbuktu. Kiedy wiosną 2012 roku uzbrojeni dżihadyści przejęli kontrolę nad północnym Mali, wiedział, że nadszedł czas, by wyjechać.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Folk i muzyka świata 2024: najlepsze płyty wg Łukasza Komły

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2024 14:19
Wiele się wydarzyło w muzyce ze świata z niezliczonych pograniczy, ale na coś trzeba było się zdecydować, więc przestawiam destylat z tego, co mnie zachwyciło w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy. 
rozwiń zwiń