Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Badania terenowe

Ostatnia aktualizacja: 25.04.2019 09:00
Miałem ambitny, choć ryzykowny pomysł. Postanowiłem nagrać każdego we wsi, kto tylko potrafi wydobyć ze skrzypiec dźwięk.
Muzycy ludowi grający na skrzypcach i basetli, 1936.
Muzycy ludowi grający na skrzypcach i basetli, 1936.Foto: Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego

O tym, że to ryzykowne, przekonałem się już na początku projektu. Dom na końcu wsi, siąpi deszcz. Pukam do drzwi, po dłuższej chwili otwiera wielkie, tęgie chłopisko. Kiedy wytłumaczyłem, po co przyjechałem, Jan Ciarkowski - bo to on był - powiedział krótko: "Nie mam przyjemności grać dla pana", i trzasnął drzwiami. Nie dał mi szansy. Dziewiętnaście lat trwały moje i jego rodziny zabiegi, żeby zagrał. Ale opłaciło się. To wspaniałe nagrania, a do tego, o dziwo, zaprzyjaźniliśmy się.

Kiedy pojechałem tam znowu, tym razem do skrzypka Wijaty, ten mówił mi - pękając ze śmiechu: "Wie pan, że ten Goska wcale nie pojechał wtedy do szpitala, tylko schował się przed panem w piwnicy na podwórku. Myślał, że pan zaraz odjedzie, i tak przesiedział w piwnicy ze sześć godzin, bo wstydził się wyjść!".                                                                         

Najgorzej na próbie przechytrzenia mnie wyszedł Adam Goska, rocznik 1909, który zmęczony moimi nagabywaniami pozornie zgodził się zagrać. Ale kiedy przyjechałem do jego pięknego, starodawnego domu, ten był zamknięty na głucho. Po dłuższej chwili zobaczyłem przy liczniku prądu wydarty z papierowej torby kawałek papieru, a na nim wiadomość: "Pojechałem do żony do śpitala".

W tym czasie przyszli inni skrzypkowie zaproszeni na nagrania. Ale to była okolica, ta Kraśnica. Tam było siedmiu skrzypków! Zaczęliśmy nagrywać przed domem Goski, trwało to z sześć godzin. Po wszystkim spakowałem sprzęt i wróciłem do domu. Kiedy pojechałem tam znowu, tym razem do skrzypka Wijaty, ten mówił mi - pękając ze śmiechu: "Wie pan, że ten Goska wcale nie pojechał wtedy do szpitala, tylko schował się przed panem w piwnicy na podwórku. Myślał, że pan zaraz odjedzie, i tak przesiedział w piwnicy ze sześć godzin, bo wstydził się wyjść!".                                                                         

No i była też przygoda z Józefem Lamentem, skrzypkiem z Siekluk - pan Józef uciekł przede mną na pastwisko. Jechałem tam samochodem. Przede mną wielka, pusta i płaska przestrzeń, trzy krowy, nawet nie ma krzaczka. Pana Józefa ani śladu. Wycofałem się do wsi i zacząłem kombinować - pan Józef pewnie wyjdzie z kryjówki, rozglądając się, zapali papierosa, bo już się mnie nie będzie spodziewał. Wyjechałem trabantem znów na pastwisko. Moje kalkulacje się sprawdziły. Lament stał przy krowach i palił papierosa. Ale jak tu wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji? Podchodzę, siadamy na trawie, zapalamy papierochy i rozmawiamy o wszystkim, byle nie o nagraniach.

"A w pana młodości kto tu był najbardziej okrzyczanym skrzypkiem na okolice?", pytam.
Tego już było panu Józefowi za wiele. Zerwał się z miejsca.
"Jak to kto!? Ja byłem najbardziej okrzyczanym skrzypistą", wykrzykuje.
"Ale ja pana gry nie słyszałem", mówię przebiegle.
"Nie? To chodź pan, to panu nagram!"

Tak zrobiłem świetne nagrania kapeli Józefa Lamenta. Wspominam to po latach, bo dzięki temu ci niezwykli muzycy zostali nagrani, i to w ostatniej chwili.

Andrzej Bieńkowski

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.



 

Czytaj także

Losy basów

Ostatnia aktualizacja: 28.02.2019 09:00
We wsi Brogowa w 1932 roku zmarł muzykant Tworek. Zostawił po sobie wdowę, mnóstwo dzieci i statki, czyli skrzypce, basy i bębenek.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Awantury o marszówki

Ostatnia aktualizacja: 28.03.2019 08:20
To musiał być spektakularny widok: za stodołą dwóch facetów trzyma trzeciego do góry nogami i wytrząsa z niego moniaki. A stało się to w 1960 roku w Klwowie. 
rozwiń zwiń