Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Memy, łańcuszki szczęścia i folklor

Ostatnia aktualizacja: 09.05.2019 16:13
Każdy etnolog i folklorysta powinien od czasu do czasu zanurkować w świat memów o pieskach, aby przekonać się, co tam nowego w świecie obyczajów ludu internetowego. 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Shutterstock.com

Ja mam to szczęście, że dodatkowo bardzo je lubię i przeglądam z własnej woli. Te, o których chcę tu napisać, to już utrwalona część folkloru internetowego (podobnie jak samo słowo „pieseł”), na tyle, że powstały tysiące wariantów podobnego wzoru: „Własnie odwiedził cię pieseł bezpieczeństwa i higieny pracy, teraz do końca tygodnia będziesz bezpieczny”, „Odwiedził cię uprzejmy pieseł i zaoferował herbatkę. Jeśli chcesz herbatkę, daj like, jeśli nie, to przewijaj dalej w dół, ale wiedz, że uprzejmemu piesełowi będzie przykro!”, „Zostałeś odwiedzony/odwiedzona przez STAREGO PIESA O WIELKIEJ WIEDZY I MĄDROŚCI. Skomentuj »Żyj długo, stary piesie«, a zdane egzaminki będą Ci dane”.

Łańcuszki-komentarze i listy to fenomen folkloru o bardzo długim i zawiłym życiorysie. Jego historia sięga wczesnego średniowiecza.

Oczywiście ktoś, kto liznął (mlem!) nawet trochę wiedzy o współczesnym folklorze, od razu skojarzy sobie, skąd pochodzą te dobre i krzepiące jak smaczna kawusia życzenia. Będzie też wiedzieć o ich mrocznym rewersie, czyli groźbach i klątwach, jak choćby ten nadal krążący często w serwisach społecznościowych, nieśmiertelny komentarz: „Dziś o północy twoja prawdziwa miłość odkryje, że Cię kocha. Jutro, między 13 a 16 zdarzy się coś ładnego. Jeżeli zatrzymasz tego maila, nie będziesz miał/a szczęścia w związkach przez 10 lat. Wyślij to do 10 osób w ciągu 10 minut!”, czy znana creepypasta o Krwawej Mary. Ja pamiętam je jeszcze w wersji analogowej z czasów szkoły podstawowej – kilka razy zdarzyło mi się dostać list z dopiskiem "Zamiast znaczka na kopercie w jego miejsce wpisz WIDORT 18313”, i co ciekawe, poczta faktycznie je dostarczała. Więcej niż strachu przed metafizycznymi konsekwencjami nierozesłania listu miałam przy nich śmiechu z dziwnych nazwisk fikcyjnych bohaterów listu („Dolan Maranita otrzymał list. Nie uwierzył, wyrzucił go. Po 9 dniach ZMARŁ. Zwróć uwagę na Contantina p. Otrzymał łańcuch w 1968 roku. Poprosił sekretarkę o sporządzenie 20 kopii i wysłał je. Parę dni później wygrał 2,9 mln dolarów na loterii”), ale posyłałam je dalej na mocy mechanizmu, który utrzymuje w działaniu wszystkie popularne wierzenia, choćby najmniej rozsądne: „zrobię to na wszelki wypadek”.

Najstarszy polski zabytek piśmiennictwa tego typu to „List ręką Boga pisany” z roku 1521.

Łańcuszki-komentarze i listy to fenomen folkloru o bardzo długim i zawiłym życiorysie. Jego historia sięga wczesnego średniowiecza – jak pisze Jan Stanisław Bystroń, apokryficzne „listy z nieba” miały pochodzić z Rzymu, skąd rozpowszechniły się na całą Europę pątniczymi szlakami. O popularności tej nieortodoksyjnej formy religijności musi świadczyć fakt, że biskupi mieli potępić je na synodzie już w roku 745, ponad 1250 lat przed moimi listami z dopiskiem WIDORT 18313! Do Polski miały trafić z Niemiec w epoce renesansu: najstarszy polski zabytek piśmiennictwa tego typu to „List ręką Boga pisany” z roku 1521. Ich cechy charakterystyczne to domniemana niezwykła moc, pozaziemskie pochodzenie, obietnica powodzenia w przypadku rozesłania odpowiedniej liczby kopii i groźba strasznych konsekwencji, gdyby się tego nie dopilnowało. Z zapisków Bystronia wiemy, że już w Polsce przedwojennej listy funkcjonowały w formie świeckiej, jako tzw. łańcuszki szczęścia. Bywały okresy, w których gazety donosiły o tysiącach ludzi wciągających się w to zjawisko.

Ten bardzo stary mem (w znaczeniu jednostki informacji) lubi powracać, podobnie jak pokrewne mu fenomeny, takie jak legendy miejskie. Kilkanaście lat temu w sekretariatach, urzędach, biurach w całej Polsce kserokopiarki rozgrzewały się, powielając listy wysłane przez tajemniczego Harolda Sarida. Donosiła o tym prasa regionalna w większości województw, skarżąc się przy tym na naiwność kadry. „List prawie za każdym razem jest poważnie traktowany, ponieważ jest przesłany przez poważne instytucje. Podpisują się pod nim dyrektorzy. Jeśli wysłało je chociażby 20 tys. instytucji w Polsce, to zmarnowane zostało 60 tys. zł, licząc, że koszt jednego listu wynosi 3 zł”, pisały „Nowiny”, gdy łańcuszek z Haroldem dotarł do Raciborza. Ten akurat wariant łańcuszka został zainspirowany historią z przełomu lat 80. i 90., kiedy to pewien poważnie chory chłopiec poprosił ludzi z całego swiata o przesyłanie mu pocztówek. Zdążył do tego czasu dorosnąć i wyzdrowieć, ale łańcuszek krążył dalej. Droga „głuchego telefonu” zmodyfikowano imię i nazwisko chłopca, dopisano „ogonek” łańcuszka znany ze starszych wersji, a także tajemniczych pośredników z Niemiec - Rua Zelkken Flackern (jedna z setek wersji zapisu).

Narzekanie na popularność łańcuszków wydaje się nieodłączną częścią samego fenomenu. W latach 70. Czesław Robotycki pisał o ówczesnym stanie badań nad listami łańcuszkowymi, których fenomenu nie umieli rozgryźć zdroworozsądkowi publicyści i pociesznie na nie utyskiwali (wszak nie miały one żadnego racjonalnego sensu!). Zauważył też, że ich bohaterem bywał, na przykład, marszałek Tito, „chłopiec z Wietnamu”, „generał Denis z Filipin”, Józef Cyrankiewicz czy... Dorota Terakowska, która po wysłaniu listu miała otrzymać pracę w „Przekroju”. Treść listów aktualizowała się wraz ze stanem bieżącej wyobraźni – w tamtym przypadku należącej do dzieci czasów PRL.

Współcześnie wiele motywów w łańcuszkach obecnie przychodzi z popkultury, często sobie tylko znanymi drogami – tak jest z Krwawą Mary, o której historię opowiedziały mi dzieci w Gdyni, a która – zapewne za sprawą kina – zawędrowała do masowej wyobraźni z amerykańskiego folkloru współczesnego, który zmiksował legendy o Czarownicach z Salem, księżnej Batory i opowieści o duchach (kto będzie mieć odwagę wypowiedzieć trzy razy „Krwawa Mary” przed lustrem, ma zobaczyć ducha i umrzeć). Łańcuszki niekoniecznie zresztą przyjmują zawsze formę listu – podobnie memetycznym zjawiskiem są grzybki kefirowe czy „chlebek szczęścia”, którego zaczyn rozdaje się znajomym. Ale ten sam wzór może wyrażać się – jak wspomniany wcześniej szczęśliwy pieseł – w zabawie, która jest swego rodzaju „metałańcuszkiem szczęścia”: wydaje się, że uczestnicy gry zdają sobie sprawę z tego, że mem raczej bawi się pewnym mitem, niż faktycznie wiąże się z jakimiś konsekwencjami. Ale być może – na wszelki wypadek – posyłają dalej wizerunek Pieseła Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, żeby przysporzyć sobie tą drogą jeszcze więcej szczęścia?

Olga Drenda

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

From Eurowizja with love

Ostatnia aktualizacja: 14.03.2019 15:08
Tegoroczna propozycja na Eurowizję, czyli „Pali się” Tulii, to bardzo polski utwór – nie tylko ze względu na biały śpiew i stroje członkiń zespołu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wstydliwe skarby literatury brukowej

Ostatnia aktualizacja: 11.04.2019 15:00
"W 1924 roku w Rzeszowie uwagę mieszkańców zwróciły tajemnicze ślady. Na kilku kamienicach i przylegających do nich murach w centrum miasta pojawiły się czarne odciski dłoni".
rozwiń zwiń