Największy mundial i wciąż sześć niewiadomych
Do turnieju zakwalifikowały się już 42 reprezentacje. Kolejne cztery wyłonią europejskie baraże, a dwie ostatnie – baraże międzykontynentalne zaplanowane na marzec w Meksyku. Polska o awans powalczy najpierw z Albanią w Warszawie, a w ewentualnym finale na wyjeździe z Ukrainą lub Szwecją. Ścieżka trudna, a jak zauważa komentator Polskiego Radia Tomasz Kowalczyk, dużo trudniejsza niż sądzono jeszcze kilka miesięcy temu.
Ukraina długo była faworytem, lecz eksplozja formy szwedzkich gwiazd – od Gyeresa, przez Isaka, po młodych ofensywnych zawodników błyszczących w meczach ligowych – sprawia, że obie drogi wyglądają podobnie wymagająco. Ewentualny awans Polski naprawdę nie jest formalnością.
Losowanie bez grupy śmierci, ale z kilkoma hitami
Choć kibice często szukają klasycznej grupy śmierci, tym razem jej po prostu nie ma. Kowalczyk zwrócił uwagę zwłaszcza na jedną konfigurację: Brazylię, Szkocję i Maroko. Jego zdaniem to zestawienie przypomina mu mundial 1998, gdzie podobny układ drużyn stworzył jedną z ciekawszych grup tamtego turnieju.
Kontrast stylów jest tu wyjątkowo wyrazisty. Brazylijski futbol oparty na finezji i kreatywności kontra szkocka gra pełna prostoty oraz cierpliwości. Starcie, które wielokrotnie pojawiało się w historii mistrzostw, znów zapowiada się na widowisko.
Polska znów z Holandią. Kibice mają deja vu
Jeśli Polacy awansują, trafią do grupy z Holandią, Japonią i Tunezją. Wielu kibiców przyjęło ten zestaw z westchnieniem – z Holandią biało-czerwoni grali w ostatnich latach aż nadto często. Remisy 1:1 w eliminacjach tylko potwierdziły różnicę potencjałów, którą podkreślają sami piłkarze i trenerzy.
Kowalczyk żartobliwie zauważa, że pojawił się wysyp komentarzy: znowu Holandia. Ile można? Holendrzy wciąż są wyżej w rankingu, mają bardziej wyrównaną kadrę, więcej indywidualności. Optymizm może wynikać tylko z jednego – słów Jana Urbana, który po ostatnim meczu z Oranje stwierdził, że jeśli dojdzie do spotkania na mundialu, to może ich w końcu pokonamy.
Japonia i Tunezja – mecze o ciężarze gatunkowym
Japonia, obecnie osiemnasta na świecie, to rywal znacznie mocniejszy niż w 2018 roku, kiedy Polska wygrała 1:0 po jedynym reprezentacyjnym golu Jana Bednarka. Japończycy dysponują zawodnikami ofensywnymi o niezwykle wysokiej jakości. Kubo z Realu Sociedad czy Kamada z Crystal Palace regularnie przesądzają o wynikach swoich klubów. Niewykluczone, że do kadry wróci także Rioja Morishita, były piłkarz Legii Warszawa.
To właśnie mecz z Japonią może być kluczem do ewentualnego wyjścia z grupy, zwłaszcza że Polska zagra z nią na koniec – kiedy układ tabeli będzie już niemal ustalony.
Tunezja, rywal najniżej notowany spośród potencjalnych przeciwników Polaków, wydaje się idealnym rywalem na otwarcie. Kowalczyk podkreśla, że pierwszy mecz w turnieju często stanowi aż 40 procent sukcesu w kontekście awansu. To szansa, którą trzeba wykorzystać. Największe nazwisko w kadrze Tunezji to Garbi z Bundesligi, ale drużyna nie ma wielu zawodników światowej klasy.
Kto jest faworytem mundialu 2026?
Zdaniem Tomasza Kowalczyka najpoważniejszym kandydatem do tytułu jest Hiszpania. Reprezentacja, która olśniła rok wcześniej na mistrzostwach Europy, imponuje równowagą między ofensywą a kontrolą gry oraz charyzmą trenera. Do optymalnej formy wracają Ferran Torres czy Ansu Fati, a środek pola z Rodrim w pełni sił wygląda na najstabilniejszy na świecie.
Za Hiszpanią plasują się kolejno:
– Argentyna, która od trzech lat właściwie nie przegrywa,
– Anglia, mająca znakomite eliminacje, choć wciąż z niedosytem stylu,
– Niemcy, którzy po słabych mundialach 2018 i 2022 wydają się gotowi, by wrócić do elity.
Ceremonia jak z Hollywood
Losowanie w Kennedy Center miało widowiskową oprawę. Amerykanie po raz kolejny pokazali, że potrafią robić show na światowym poziomie. Wśród gości znaleźli się Donald Trump, prezydent Meksyku Claudia Sheinbaum oraz premier Kanady Mark Carney. Trump odebrał Nagrodę Pokojową FIFA, deklarując, że najbliższy turniej będzie wydarzeniem, jakiego świat jeszcze nie widział.
Kulki z nazwami krajów losowały sportowe legendy: Wayne Gretzky, Shaquille O’Neal, Tom Brady i Aaron Judge, reprezentujący kolejno hokej, koszykówkę, futbol amerykański i baseball.
Teraz wszystko zależy od marca
Delegacja PZPN z prezesem Cezarym Kuleszą i selekcjonerem Janem Urbanem wróciła z Waszyngtonu w dobrych humorach, choć trener od razu zaznaczył, że najbardziej myśli o Albanii. To od tamtego meczu 26 marca na Stadionie Narodowym zależy cały dalszy scenariusz.
Na mundialu czekają wielkie sceny, historyczny format i rywale, którzy nie wybaczają słabości. Polska może być częścią tego spektaklu – ale zanim będzie mogła marzyć o Holandii, Japonii czy Tunezji, musi najpierw pokonać przeszkody znacznie bliższe, lecz równie wysokie.
PAP/pż