X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Nie tylko Schumann była kobietą

Ostatnia aktualizacja: 10.02.2011 14:00
Żyjąca w XVII stuleciu Barbara Strozzi to jedna z wielu kompozytorek, które toczyły ciężkie boje o miejsce w patriarchalnym świecie muzyki klasycznej.

Kantaty i arietty Barbary Strozzi wypełniły program koncertu zespołu Bella Discordia na zeszłorocznej edycji festiwalu muzyki dawnej i tradycyjnej "Pieśń naszych korzeni", który retransmitowaliśmy na antenie Dwójki. W większości wypadków były to polskie prapremiery, choć wenecka kompozytorka w niczym nie ustępowała takim męskim mistrzom XVII stulecia, jak Francesco Cavalli (jej nauczyciel) czy Claudio Monteverdi.

Już za życia Strozzi - jako jedna z nielicznych kobiet swojej epoki parających się kompozycją - musiała się mierzyć z opinią "dziwaczki", a nawet pomówieniami. Dosyć powszechnie uważano ją  za kurtyzanę, choć była przecież potomkinią zamożnego rodu patrycjuszy. Zresztą, gdyby nie mecenat ojca (Giulio Strozzi nie tylko zadbał o wydawanie kompozycji córki, lecz także stworzył specjalną akademię, w której prezentowała ona także swoje talenty wokalne), być może nie moglibyśmy dziś podziwiać obejmującego ponad 150 pozycji dorobku Barbary.

Z podobną niechęcią spotykały się zresztą następczynie Strozzi co najmniej do połowy XX stulecia. Fanny Mendehlsson - siostra słynnego Felixa - wykazywała w dzieciństwie nie mniejszy talent od genialnego brata. Problem w tym, że cała rodzina i otoczenie mniej zainteresowane było rozwijaniem jej talentu, o wiele bardziej - dobrym wydaniem Fanny za mąż. Nie przez przypadek wiele jej utworów opublikowanych zostało pod nazwiskiem Felixa, a Panią Mendehlsson ceniono za... sprawne wykonawstwo arcydzieł brata.  W ten sam schemat wpisuje się życiorys Klary Schumann. Żona wybitnego kompozytora porzuciła swe muzyczne pasje, by wychować siódemkę dzieci Roberta. Dopiero jego szaleństwo i przedwczesna śmierć przywróciły Klarę na muzyczne tory. Niestety konieczność samodzielnego utrzymania ogromnej rodziny skazało ją na karierę wirtuozki i pedogożki - na komponowanie wciąż brakowało czasu...

Przez stulecia "kobieca muzyka" pozostawała "na cenzurowanym". Nie przez przypadek znaczące sukcesy na tym polu odnosiły Panie nie tylko najbardziej utalentowane, lecz także wyjątkowe charyzmatyczne i odporne psychicznie. Archetypem "kobiety-kompozytora" stała się święta Hildegarda z Bingen. XII-wieczna mistyczka przyjmowała pozę prostej i naiwnej kobiety, starała się uchodzić za "puste naczynie", napełniane boską mądrością tylko dzięki nadprzyrodzonym wizjom. W istocie  była gruntownie wykształconą arystokratką, wywrotową (na pograniczu herezji) teolożką oraz wytrawną dyplomatką, która trzęsła europejską polityką w stopniu niespotykanym do czasów Joanny d'Arc.

Oczywiście ani Hildegarda z Bingen, ani Babara Strozzi nie łamały jakiegoś oficjalngo zakazu; naruszały jednak kulturowe tabu, według którego tak poważnym zajęciem jak tworzenie muzyki zajmować powinni się mężczyźni. Tabu to miało charakter niemal sakralny i doprowadziło swego czasu do jednej z największych "zbrodni w imię sztuki" w historii Zachodu.

Otóż niezrównanymi mistrzami śpiewu operowego pozostawali w XVII i XVIII stuleciu kastraci. Po sukcesie filmu "Farinelli, ostatni kastrat" Gérarda Corbiau tę prawdę znają chyba wszyscy. Zresztą na początku XXI wieku wirtualny kult kastratów powraca z zaskakującą siłą. Nieżyjącym od trzech stuleci wirtuozom -  Giovanniemiu Carestiniemu i Francesco Bernardiemu - płytowe hołdy składają najwybitniejsi współcześni kontratenorzy: Philippe Jarrousky czy Andreas Scholl.

Problem w tym, że kastratem nie zostawało się z wolnej woli, a bajeczną karierę zrobiło w zaledwie kilkudziesięciu okrutnie okaleczonych chłopców.  Pozostałe tysiące skończyły w cyrkach, dzielnicach ubóstwa albo rozpusty. Co ciekawe, rękę do tego procederu przyłożył kościół katolicki, wprowadzając zakaz scenicznych występów kobiet . Symbolicznego wymiaru nabiera w tym kontekście fakt, że prawdziwy "ostatni kastrat" -  miernie utalentowany Alessandro Moreschi - dożył XX stulecia jako członek chóru Kaplicy Sykstyńskiej.

Narzuca się pytanie, dlaczego zachodnia tradycja muzyczna - aspirująca do sfery sacrum, a przynajmniej do rangi sztuki absolutnej  - tak silnie związała swoje losy z doczesnymi, seksualnymi uprzedzeniami i ograniczeniami.

Interesującej odpowiedzi na to pytania udziela feminizująca muzykolożka amerykańska, Susan McClary. Twierdzi ona, że na głębokim poziomie cała twórczość klasyków - od Bacha do Mahlera - ufundowana jest na stereotypach patriarchalnej wrażliwości i świadomości. Skomplikowana, racjonalna struktura oraz literacko pojmowany dramatyzm - uznawane za nadrzędne walory dobre kompozycji - miałyby wyrażać system wartości kultury "postępu" i podboju". Charakterystyczne dla zachodniej harmoniki, żywiołowe falowanie napięć i odprężeń kojarzy się McClary z typowo męską seksualnością. Jak zatem brzmiałaby "muzyka z Wenus"? Być może powinna przypominać kobiecy orgazm: długotrwałą, nieukierunkowaną i pozbawioną znamion agresji rozkosz...

Za ucieleśnienie takiego modelu uznać można twórczość amerykańskiej kompozytorki Pauline Oliveros - uważanej za pionierską wobec wszelkich form tzw. muzyki relaksacyjnej oraz ambientu. Miłośnicy muzyki Barbary Strozzi zwracają uwagę na jej głęboko emocjonalny i liryczny (kobiecy?) charakter. Czy jednak doszukać można się w niej także znamion feministycznego ideału "wiecznej rozkoszy"?

(MM)

Czytaj także

Niegrzeczne kobiety

Ostatnia aktualizacja: 21.01.2011 11:59
"Maddalena" Prokofiewa w Poznaniu, polska edycja nowojorskiego festiwalu "FOCUS!" oraz nasza kultura z perspektywy buntujących się kobiet.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Maksymiuk vs celebryci

Ostatnia aktualizacja: 06.04.2012 20:00
- Jeżeli Bóg istnieje, to nie Jezus Chrystus jest dla mnie dowodem, tylko Mozart - mówi jeden z najwybitniejszych polskich dyrygentów, który porzuca batutę dla kompozycji. Wczoraj Jerzy Maksymiuk skończył 76 lat.
rozwiń zwiń