Posłuchaj audycji na podcasty.polskieradio.pl >>>
"Jam posełkini jego" to opowieść o języku, który łączył naukę i magię, wiarę i codzienność, a przede wszystkim emocje ludzi sprzed wieków. Impulsem do stworzenia ekspozycji jest setna rocznica odzyskania "Kazań Świętokrzyskich" - średniowiecznego tekstu, skradzionego przez Rosjan, a rewindykowanego na mocy traktatu ryskiego.
Wystawa w stulecie odzyskania "Kazań Świętokrzyskich"
- One zostały przez Rosjan skradzione po powstaniu listopadowym, więc trochę przesiedziały w Petersburgu. Co więcej, nie wiadomo było w ogóle o ich istnieniu, bo były wszyte w oprawę innej księgi. W każdym razie sto lat temu, w czerwcu 1925 roku, po długich negocjacjach z władzami sowieckimi, wreszcie specjalny transport przewozi te paseczki pergaminowe, które stanowią najcenniejszy, najstarszy tekst literacki średniowiecznej polszczyzny. Trzeba było jakoś uhonorować to wydarzenie, najlepiej pokazując całą panoramę średniowiecznej polszczyzny. I to nie na zasadzie ściśle lingwistycznej, mówiąc o palatalizacji i kwestiach grafii, tylko raczej z nastawieniem na emocjonalność i na to, do czego w ogóle służył język - mówił dr Łukasz Kozak.
Średniowieczne początki feminatywów
Cytat, który jest jednocześnie tytułem wystawy, pochodzi z "Pieśni o Zwiastowaniu", która była niezwykle popularnym tekstem w średniowieczu. To apokryficzna opowieść o Zwiastowaniu, której towarzyszy muzyczna oprawa – odtworzenie pieśni z "Monodii Polskiej" Adama Struga.
- Co więcej, wszyscy, którzy przychodzą na wystawę, mają oryginał i mogą sobie to śpiewać z czarnej menzury – ale to dla twardzieli. Bo jest też cała transkrypcja na notację współczesną oraz tekst - podkreślił kurator wystawy. - To tam pojawia się fraza "jam posełkini jego". "Posełkini" to nie jest dzisiejsza posłanka, czy też posłanniczka, tylko ancilla - służebnica. To świetny przykład tego, jak zmieniają się słowa - dodał gość Dwójki.
Czytaj też:
"Posełkini" to niejedyny przykład feminatywu, który odczytujemy w średniowiecznych tekstach. Wśród nich znajdzie się także "prorokini", "wozatarka", "walecznica" – to nie są współczesne rzeczowniki w formie żeńskiej, ale słowa wyjęte z języka wieków średnich.
- My nawet nie zgłębiamy tego tematu, tylko przyjmujemy to za oczywistość. To nie jest tak, że zaczynamy dyskutować nad feminatywami. Po prostu one są, towarzyszyły językowi polskiemu od jego literackiego zarania. Jest też przepiękne słowo "przezdziatkini", czyli kobieta bezdzietna – na określenie świętej Elżbiety.
Ewolucja języka na przykładzie średniowiecznych apokryfów
Dawne teksty to też doskonały przykład na to, jak język polski ewoluuje, zmienia się. W opisie ekspozycji pojawia się metafora języka jako ekosystemu, który miał się doskonale, nawet nieuregulowany przez specjalistów. Widzimy też, jak wiele odprysków średniowiecznego świata przetrwało w języku do dziś i jak wiele się zmieniło.
- Słowa możemy trochę porównać do postlinneańskiej systematyki przyrodniczej. Mamy słowa, które zamierają, zanikają, przystosowują się, zmieniają znaczenie. No i mamy pewne żywe skamieliny – słowa które są zapomniane, ale jednak powracają. Myślę tutaj, że słowo "posełkini" ma szansę powrócić, ale popatrzmy choćby na popularne słowo "ziomek" – nikt by się nie spodziewał, że wejdzie do slangu. To słowo, które jest archaiczne, średniowieczne, pojawia się w pierwszych przekładach Pisma Świętego. A nagle znowu powraca, jak latimeria, która jest starsza niż dinozaury, a ciągle sobie pływa u wybrzeży Afryki - podsumował dr Łukasz Kozak.
Ekspozycji towarzyszy wystawa rzeźb Saszy Wiktora, które zainspirowane są bestiariuszowymi miniaturami namalowanymi między wersetami Psałterza floriańskiego. Wystawę można oglądać w Pałacu Rzeczypospolitej od 22 października br. do 31 maja 2026 roku.
***