Reżyser Marek Koterski, twórca takich hitów, jak "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" i "Dzień świra", tym razem wziął na warsztat stereotypowe opinie na temat kobiet. – Odbiór filmu w dużej mierze zależy od tego, jaki kto ma dystans do siebie i własnej płci – ostrzega Kasia Kornet, dziennikarka Czwórki.
Prace na filmem "Baby są jakieś inne" trwały tylko 20 dni a sceny nagrywane były głównie w samochodzie, co szczególnie doskwierało odtwórcom głównych ról: Robertowi Więckiewiczowi i Adamowi Woronowiczowi.
– Uwięzieni w tym samochodzie po 12 godzin dziennie nie mogliśmy się nawet przyglądać czemukolwiek na zewnątrz auta, bo tam niczego nie było – żali się aktor. – Te dwadzieścia dni to była masakra – komentuje.
Ale to nie największa trudność, z jaką musieli zmierzyć się aktorzy. Okazuje się, że wypowiadanie kwestii przysparzało im o wiele więcej problemów, ale nie językowych, tylko moralnych. – To, co najbardziej budziło mój wewnętrzny sprzeciw, to to, że ja, Więckiewicz, musiałem to wszystko powiedzieć, że musiałem być tak bezwstydny – zdradza aktor.
W filmie epizodycznie pojawia się jedna kobieta, która jest wcieleniem przedstawicielek płci pięknej. Małgorzata Bogdańska, która grała tę postać, po premierze przyznała, że czuje lekkie zażenowanie. – Dlatego, że oni o tym wszystkim powiedzieli i to wyłapali – tłumaczyła. – Ale jak ludzie się wzajemnie tolerują, to można się tylko z tego śmiać – spuentowała.
Więcej o filmie "Baby są jakieś inne" dowiesz się z reportażu Kasi Kornet i rozmowy z Łukaszem Muszyńskim z portalu filmweb.pl.
Dowiedz się też, co Łukasz Muszyński sądzi o filmach "Trzej muszkieterowie 3D" i "Giganci ze stali".
ap