Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Twórcze rozstanie

Ostatnia aktualizacja: 26.11.2019 08:00
Podwójna recenzja. Dlaczego nie? Omar Souleyman i Rizan Said występowali razem do 2015 roku. Od tego czasu każdy z nich podąża własną ścieżką. Obaj wydali też właśnie nowy materiał.
Okładki płyt: Saz  Dlan i Shlon
Okładki płyt: "Saz û Dîlan" i "Shlon"Foto: mat. prasowe

Śmietankę spijał zawsze Omar Souleyman - skrywający oczy pod parą okularów przeciwsłonecznych, odziany w kefiję wokalista, niegdyś muzyk weselny, którego postać stała się fenomenem na skalę światową prawie dekadę temu. Ale ekstrawagancki image i ekspresyjny styl wokalny to tylko połowa sukcesu. Być może w ogóle nie poznalibyśmy Souleymana, być może Marc Gergis - odkrywca fenomenu artysty - przeszedłby obojętnie obok jego kaset podczas wizyty w Syrii, gdyby nie świetne zaplecze muzyczne i charakterystyczne brzmienie instrumentów klawiszowych, które towarzyszyło śpiewanym przez Souleymana wersom.

Osiem lat temu artystów poznała scena Glastonbury. Również 8 lat temu porwana do tańca przez Omara widownia katowickiego OFF Festivalu niemal rozniosła namiot sceny eksperymentalnej.

Za "Souleyman Sound" w dużej mierze odpowiadał Rizan Said - utalentowany klawiszowiec potrafiący wyczyniać prawdziwe akrobacje na swoich instrumentach wygrywając szalone rytmy weselnego tańca dabke. To jego charakterystyczny, agresywny styl nadał występom i nagraniom Souleymana niepowtarzalnej energii. Obaj artyści poznali się w 1996 roku i wkrótce stali się duetem nadającym ton nowej scenie dabke. Owocem niezliczonych występów na syryjskich weselach było ponad 500 albumów wydanych na kasetach i VCD, które krążyły po całym kraju. Surowe, chałupnicze, ostre brzmienie, niemal mordercze szybkie tempo, ekspresyjny wokal… Takiego Souleymana i takiego Saida poznaliśmy, gdy Marc Gergis przedstawił serię różnych nagrań muzyków na kompilacji wytwórni Sublime Frequencies w 2007 roku. Czas jednak mija. 8 lat temu artystów poznała scena Glastonbury. Również 8 lat temu porwana do tańca przez Omara widownia katowickiego OFF Festivalu niemal rozniosła namiot sceny eksperymentalnej. Muzyka Syryjczyków odnalazła nową publiczność. Międzynarodowa kariera wystartowała. Pojawiły się propozycje od licznych festiwali i wytwórni płytowych. Wybuchła też wojna, która sprawiła, że artyści musieli opuścić Syrię. Poza granicami kraju zdążyli nagrać wspólnie jeszcze dwa albumy. W 2015 roku drogi obu rozeszły się.

Obaj artyści poznali się w 1996 roku i wkrótce stali się duetem nadającym ton nowej scenie dabke. Owocem niezliczonych występów na syryjskich weselach było ponad 500 albumów wydanych na kasetach i VCD, które krążyły po całym kraju. Surowe, chałupnicze, ostre brzmienie, niemal mordercze szybkie tempo, ekspresyjny wokal… 

Przez lata zmieniło się wiele. Pojawiło się bardziej doszlifowane brzmienie i sznyt muzyki tanecznej Zachodu (warto wspomnieć, że za produkcję jednego z albumów Souleymana odpowiadał Four Tet). Zniknęła beztroska chałupniczość nagrań z Syrii. Jednak spontaniczność, atmosfera i przede wszystkim energia nie opuściły muzyki Souleymana i Saida. W nowych warunkach zyskały one nową jakość.


"Shlon" najnowsze dzieło Omara Souleymana nagrane dla kalifornijskiej wytwórni Mad Decent nie jest płytą rewolucyjną, nie wyznacza wolty w dyskografii muzyka. Słuchacze zaznajomieni z poprzednimi albumami ponownie odnajdą tu to, do czego przyzwyczaił nas Souleyman. Muzyk wciąż jest sobą. Wciąż potrafi obezwładniać swoim ekspresyjnym głosem. A znając jego sceniczne oblicze łatwo można wyobrazić sobie jak z typowym dla siebie stoickim spokojem "dyryguje" nami, gdy my wsłuchujemy się w szalone rytmy dabke. Wyczuwalny jest brak Rizana Saida i jego popisów, co nie znaczy, że na albumie wcale nie brakuje wijących się solówek (na klawiszach gra Hasan Alo). Jest gęsto, gorąco. Co jakiś czas przez elektroniczną masę dźwięków przedziera się Saz. Do tego artysta eksploruje dalej (jeszcze do niedawna nieznane mu) terytoria zachodniej muzyki klubowej. Elementy wywiedzione z trapu oraz techno są wyczuwalne i świetnie stapiają się z resztą Souleymanowskiego brzmienia.


Wydany przez Akuphone "Saz û Dîlan" Rizana Saida jest drugim albumem solowym syryjskiego klawiszowca. To jednocześnie druga płyta artysty nagrana bez Souleymana. Tym razem do współpracy zaproszono młodych artystów - przede wszystkim grupę wokalistów, którzy nawet nie próbują wchodzić w buty Souleymana. Warstwa wokalna nie jest tu tak eksponowana. Śpiew jest nieraz mocno przetworzony i staje się jednym ze składników całej elektronicznej tkanki brzmieniowej. Często odgrywa tu rolę czegoś w rodzaju sampla, wybrzmiewa z oddali. To jasne, że pierwszeństwo należy się instrumentom klawiszowym Saida - jego drapieżnym syntezatorom, które kiedyś były wizytówką wspólnych występów i nagrań z Souleymanem. Mimo, że obu muzyków łączyło niegdyś wiele, to oba albumy są diametralnie różne. Choć są wspólne punkty. Ten najbardziej zauważalny to dwie refleksyjne kompozycje - "Mewal" na płycie Saida i "Mawwal" na płycie Souleymana. Dwa przystanki na tanecznym szlaku.

Nie będę rozstrzygać, który z albumów lepiej sprawdzi się na klubowym parkiecie (albo który materiał bardziej rozsadzi scenę). To już pozostawiam Państwu. Warto przekonać się, jacy są Omar bez Rizana i Rizan bez Omara.

***

Omar Souleyman „Shlon”

[Mad Decent 2019]

Ocena: 4/5

***

Rizan Said „Saz û Dîlan”

[Akuphone 2019]

Ocena: 4/5


Krzysztof Dziuba

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Czekoladowa perkusja

Ostatnia aktualizacja: 11.06.2019 07:30
Niebywała okazja, aby posłuchać jednego z najciekawszych peruwiańskich perkusistów. Nakładem frapującej wytwórni Buh Records ukazało się wznowienie płyty Julio „Chocolate” Algendonesa z lat 90.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Egzotyczny Kair

Ostatnia aktualizacja: 25.06.2019 10:36
Płyta na nadchodzące upały. W latach 50. młodzi Amerykanie, dorastający w czasie II wojny światowej, zainteresowali się egzotycznymi brzmieniami. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Człowiek z lasu

Ostatnia aktualizacja: 25.09.2019 17:33
Joszkę poznałam dawno temu. Był kilkuletnim dzieckiem, które przyjechało na festiwal Folkloru i Sztuki Ludowej w Płocku, i próbowało współprowadzić go razem z ojcem Józefem Brodą, dzisiaj legendą Beskidu Śląskiego.
rozwiń zwiń