Kupiańsk doświadczył wyjątkowo trudnego losu podczas pełnowymiarowej wojny Rosji z Ukrainą. Miasto zostało okupowane w pierwszych dniach inwazji i przez siedem miesięcy żyło w warunkach rosyjskiego terroru okupacyjnego, z organizowanymi w piwnicach izbami tortur. We wrześniu 2022 r., podczas pierwszej ukraińskiej ofensywy, Kupiańsk powrócił pod kontrolę Kijowa. Od tego momentu aż do aktywizacji rosyjskiej ofensywy na kierunku charkowskim pozostawał względnie - na ile to możliwe w realiach tej wojny - bezpieczny. Sytuacja gwałtownie pogorszyła się na przełomie lata i jesieni 2025 r., gdy siły rosyjskie przełamały ukraińską obronę i od września zaczęły masowo infiltrować miasto.
20 listopada szef Sztabu Generalnego Federacji Rosyjskiej Walerij Gierasimow poinformował Władimira Putina, że rosyjska armia przejęła kontrolę nad Kupiańskiem. Z kolei 2 grudnia prezydent Rosji stwierdził, że w mieście „zablokowano ukraiński garnizon”, a wojska „przystąpiły do jego likwidacji”, proponując zagranicznym dziennikarzom wyjazd do Kupiańska, by mogli się o tym osobiście przekonać.
„Kupiańsk składa się z dwóch części - większa, główna, czyli centrum miasta, znajduje się na prawym brzegu rzeki. Mniejsza część - na lewym brzegu. Wojska rosyjskie kontrolują zarówno całą część prawobrzeżną, jak i całą część lewobrzeżną” - oświadczył wtedy Putin.
Niezależnie od raportu, jaki otrzymał rosyjski prezydent, sytuacja na miejscu wygląda na sprzyjającą Ukrainie - co potwierdza m.in. portal DeepState, choć nie wskazuje centrum miasta jako w pełni wyzwolonego. Bez względu na dalszy rozwój wydarzeń każdy ukraiński sukces na polu walki ma dziś ogromne znaczenie: z jednej strony wzmacnia morale społeczeństwa, z drugiej pokazuje, że armia - mimo potężnych braków kadrowych i trudnej sytuacji wzdłuż całej linii frontu - wciąż jest zdolna do skutecznego prowadzenia taktycznych działań ofensywnych.
To jednak nie zmienia ogólnej dynamiki frontu. Ukraina pozostaje w głębokiej defensywie, a sytuacja w aglomeracji pokrowskiej - zwłaszcza w Myrnohradzie, który według ukraińskich analityków znalazł się w operacyjnym okrążeniu - pozostaje bardzo trudna. Zapewnienia ukraińskiej armii o „kontrolowanej sytuacji” stoją w sprzeczności z materiałami rosyjskich propagandystów, takich jak Władimir Sołowjow, który w piątek nagrał relację z centrum Pokrowska.
Po jego ostatecznym zdobyciu ciężar rosyjskiego natarcia niemal na pewno zostanie skierowany na Kostiantyniwkę - „bramę” do ostatnich dużych miast Donbasu kontrolowanych przez Kijów: Słowiańska i Kramatorska. W ciągu najbliższego miesiąca prawdopodobne jest również rozpoczęcie walk o Hulajpole w obwodzie zaporoskim. Taktyczny sukces w jednym sektorze nie zmienia zatem ogólnej, miejscami już krytycznej sytuacji na pozostałych odcinkach frontu.
„Wojna jest niczym innym jak dalszym ciągiem polityki przy użyciu innych środków” - pisał w XIX w. pruski generał Carl von Clausewitz.
Rosyjska inwazja w pełni wpisuje się w tę logikę: jej celem jest zmuszenie przeciwnika do zaakceptowania woli agresora. Obie strony - jeszcze zanim Donald Trump doszedł do władzy - podporządkowały prowadzenie działań wojennych realizacji celów politycznych. Przykładem była choćby ukraińska kontrofensywa z lata 2023 r., której zapowiedzi przez wiele miesięcy dominowały w przestrzeni publicznej, kosztem tajności operacyjnej.
Podobna logika obowiązuje dziś. Zarówno Rosja, jak i Ukraina starają się wzmocnić swoje pozycje w negocjacjach, które już po raz czwarty wchodzą w fazę schyłkową. Grając na nastrojach prezydenta USA, obie strony chcą zaprezentować się z pozycji siły. Tymczasem wyzwolenie, okrążenie czy zniszczenie rosyjskich jednostek w jednym z setek punktów frontu, choć istotne dla naszego wspólnego bezpieczeństwa, nie przybliża strategicznego przełomu.
Leon Pińczak, analityk ds. bezpieczeństwa i spraw wschodnich w Polityce Insight