Władysław Franciszek Jabłonowski jest postacią, która pozostaje w cieniu historii, choć zasłużyła na większą uwagę. Urodzony 25 października 1769 roku w Gdańsku jako Władysław Jabłonowski, był generałem brygady związanym zarówno z Insurekcją Kościuszkowską, Legionami Polskimi i armią francuską.
W wielu źródłach zachowuje się formułę „formalny syn” lub „syn na papierze” Konstantego Aleksandra Jabłonowskiego i Marii Franciszki Dealire, angielskiej arystokratki. Ciemna karnacja Jabłonowskiego sugerowała, iż Konstanty nie był jego biologicznym ojcem; Maria Franciszka miała romans z lokajem, a dziecko zostało usynowione i traktowane jak własny syn. Przyszły generał miał brunatno‑oliwkową cerę, grube wargi, kędzierzawe włosy.
Historyk wojskowości dr Marcin Ochman z Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie stwierdza:
„Do tej pory historycy spierają się, jak to było naprawdę. Faktem jest, że miał rysy mulata, miał grube usta, czarne włosy kręcone, cerę oliwkową. Popularniejsza wersja jest taka, że jego matka miała romans z lokajem, a jego ojciec hrabia Jabłonowski usynowił przyszłego syna i nadał mu tytuł hrabiowski.”
Wczesne lata i edukacja
Dzięki wsparciu ojca przyszły generał otrzymał dostęp do wysokiej jakości edukacji wojskowej. Młody Jabłonowski trafił do szkoły kadetów École de Brienne w Brienne‑le‑Château (Francja). W tamtym samym czasie w tej szkole uczył się Napoleon Bonaparte.
W szkole był na jednym roku z Napoleonem Bonaparte. Wielu autorów twierdzi, że się zaprzyjaźnili. Nie jest to prawda. Bonaparte, znany z rasistowskich poglądów, traktował młodego Polaka z wyższością i pogardą.
Niektóre źródła uściślają, że Jabłonowski rozpoczął naukę już w 1783 roku — wtedy trafiając do École Militaire w Paryżu jako kadet — i zakończył ją w 1786 roku, w stopniu podporucznika. Po ukończeniu szkoły został przyjęty do pułku Royal‑Allemand z rangą podporucznika. W tym czasie już doświadczał uprzedzeń i wyzwisk z uwagi na wygląd – według niektórych relacji także ze strony Napoleona.
Rok 1786, gdy miał około 17 lat, jest często podawany jako moment rozpoczęcia formalnej służby wojskowej. W ciągu kolejnych lat awansował — już w 1794 roku, podczas insurekcji kościuszkowskiej, pełnił stopień podpułkownika.
Droga wojskowa: Polska i Legiony
W połowie lat 90. XVIII wieku Jabłonowski zdecydował się zaangażować w sprawę polską. Na wieść o zagrożeniu polskiej niepodległości i napaści Rosji na Polskę, zrezygnował ze służby w wojsku francuskim i powrócił do Kraju, by walczyć w rodzimym wojsku. W czasie insurekcji kościuszkowskiej brał udział w bataliach pod Szczekocinami i Maciejowicami, a także w obronie Pragi i Warszawy.
Po powrocie do Polski i wzięciu udziału w insurekcji kościuszkowskiej Władysław Jabłonowski wyróżnił się nie tylko odwagą, ale i umiejętnościami dowódczymi. Po bitwie pod Sękocinami został mianowany dowódcą kosynierów, czyli oddziałów piechoty uzbrojonych w charakterystyczne kosy bojowe. Była to formacja ceniona za determinację i zdolność do walki w trudnych warunkach, szczególnie w terenie miejskim i leśnym. Dr Marcin Ochman zwraca uwagę:
„Po bitwie pod Sękocinami, Jabłonowski został mianowany dowódcą znanych nam kosynierów. To pokazuje, że był ceniony nie tylko za pochodzenie czy wygląd, ale przede wszystkim za zdolności przywódcze i odwagę w walce.”
Według relacji, w obronie Pragi dowodził prawym skrzydłem wojsk obrońców Warszawy – stanowisko trudne, zważywszy słabe umocnienia i przemęczenie oddziałów litewskich, które już wcześniej prowadziły walki odwrotowe. W dramatycznych warunkach, przy chaosie i pośpiechu, Jabłonowski miał zająć się obroną Saskiej Kępy i okolic, co według relacji dr. Marcina Ochmana z Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie zapewniło mu przeżycie, gdy reszta obrońców została zmieciona. Dr Ochman zaznacza:
„Jabłonowskiemu udało się uniknąć losu jego towarzyszy, ponieważ znajdował się na odcinku nieatakowanym przez Rosjan, na Saskiej Kępie dokładnie. Dzięki temu zdołał przepłynąć Wisłę i uratować życie.”
Po klęsce insurekcji Władysław Jabłonowski zaangażował się w działalność konspiracyjną i emigracyjną. W 1797 roku został włączony do Legionów Polskich – organizacji wojskowej powołanej we Włoszech przez gen. Jana Henryka Dąbrowskiego. W październiku 1797 r. zgłosił się tam jako podpułkownik, ale ze względu na brak wolnych etatów otrzymał przydział niższy – porucznika – i został adiutantem gen. Józefa Wielhorskiego.
Jabłonowski nie ukrywał krytycznych poglądów względem Dąbrowskiego i szybko zaangażował się w opozycję legionową. W 1798 roku objął dowództwo kawalerii rzymskiej i został zastępcą Jerzego Grabowskiego w dowództwie Legionów. W walkach we Włoszech Jabłonowski odznaczył się w kampaniach nad rzeką Var, w Toskanii, Romanii, a także w ofensywach nad Pad, zdobywając Florencję 15 października 1800 roku.
W 1801 roku, w dobie reorganizacji Legionów, Jabłonowski stał się dowódcą brygady pod francuskim dowódcą Joachimem Muratem. Źródła podają, że jego awans wspierali niektórzy generałowie Napoleona, ale sam Bonaparte odmawiał mu stałego awansu, tłumacząc to „koniecznością uprzywilejowania rodowitych generałów francuskich”.
Polska misja na San Domingo
W 1802 roku los zesłał Jabłonowskiego na Karaiby. Po podpisaniu traktatu w Lunéville, część Legionów polskich stała się obciążeniem dla Napoleona, który wysłał je na Saint-Domingue (obecne Haiti), by tłumiły rewolucję ludności czarnoskórej. 113. Półbrygada Piechoty — powstała z Legii Naddunajskiej — była w tej misji pierwszą polską formacją zaangażowaną w te działania.
Jabłonowski objął dowództwo dywizji franco‑polskiej i garnizonu Jérémie. Warunki były skrajnie niekorzystne: tropikalny klimat, choroby, brak odpornych rezerw i opór miejscowej ludności. Wielu legionistów padło nie w starciach, ale z powodu epidemii, głównie żółtej febry.
Jabłonowski zachorował i zmarł 29 września 1802 roku w Jérémie, w wieku zaledwie 33 lat, na febrę żółtą. Według relacji, jego żona Anna podczas powrotu do Francji została złupiona przez Anglików, ale Napoleon przyznał jej rentę i odszkodowanie.
Interesującym aspektem końcowych losów legionów było to, że wielu polskich żołnierzy dezerterowało, przechodząc po stronie powstańców haitańskich. Około 400 Polaków pozostało na wyspie na stałe i wtopiło się w lokalne społeczeństwo.
Życie Jabłonowskiego jest wieloaspektowe i paradoksalne: człowiek o skomplikowanym pochodzeniu, który łączył lojalność polską z realiami europejskiej kariery wojskowej.
W literaturze polskiej jego postać została uwieczniona po raz pierwszy przez Adama Mickiewicza w „Panu Tadeuszu”:
„Jak Jabłonowski zabiegł, aż kędy pieprz rośnie,
Gdzie się cukier wytapia … Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju.”
Wacław Gąsiorowski w powieści "Czarny generał" zrekonstruował jego życie jako dramat jednostki, która choć urodzona „nieślubnie”, walczyła za Polskę z oddaniem.
histmag/ciekawostkihistoryczne.pl/pż