Raport Białoruś

Ekspert: wybory na Białorusi to potężne zagrożenie, którego się nie dostrzega. Może wykorzystać je Kreml

Ostatnia aktualizacja: 18.08.2019 23:59
- Na Białorusi do parlamentu trafiają osoby, które wskaże władza - do protokołów wyborczych na koniec wpisywane są liczby, które nie mają nic wspólnego z głosowaniem – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Wład Kobets z networku International Strategic Action Network for Security (iSANS). Zaznacza, że parlament, który nie odpowiada przed społeczeństwem i nie jest przez nie rozliczany może nie ochronić Białorusi przed rosyjskimi planami inkorporacji.
Аляксандр Лукашэнка галасуе на выбарахFoto: PAP/EPA/TATYANA ZENKOVICH

- Nie docenia się zagrożenia, które niosą ze sobą wybory parlamentarne 17 listopada 2019 roku – powiedział portalowi PolskieRadio24.pl Wład Kobets z międzynarodowego networku International Strategic Action Network for Security (iSANS), były działacz opozycyjny na Białorusi, w wyborach 2010 roku szef kampanii demokratycznego kandydata Andreja Sannikaua, po 2010 roku dysydent.  

Jak przypomniał działacz, Rosja stara się obecnie zacieśniać więzi integracyjne z Białorusią. - Tylko demokratycznie wybrany parlament byłby zaś w stanie przeciwstawić się potencjalnemu scenariuszowi krymskiemu – ostrzega działacz.

CZYTAJ TAKŻE
białoruś parlament rząd free 1200.jpg
DZIAŁACZ: NA BIAŁORUSI NIE MA WYBORÓW - NIEZMIENNOŚĆ WŁADZY TO NASZ PROBLEM NUMER JEDEN

Wład Kobets podkreśla, że istnieje też inne niebezpieczeństwo – że wybory będą niedemokratyczne, ale zostaną uznane przez społeczność międzynarodową. Wtedy Kreml mógłby skłonić taką izbę deputowanych, która nie jest rozliczana przez społeczeństwo białoruskie, a przez władzę wykonawczą, do realizacji swoich celów.

Nasz rozmówca apelował m.in. o kontrolę podliczania głosów – bo niestety również do komisji wyborczych najczęściej nie dopuszcza się opozycji demokratycznej. 

Więcej w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Zapowiedziano datę wyborów parlamentarnych: mają odbyć się 17 listopada. Mowa była też o możliwej dacie wyborów prezydenckich – przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna wspomniała, że mogą odbyć się 30 czerwca 2020 roku. Czy wybory parlamentarne na Białorusi, gdzie ta izba ma mały wpływ na politykę, i gdzie nie dopuszcza się do niej opozycji, chyba że symbolicznie, mają de facto jakiekolwiek znaczenie?

Wład Kobets z międzynarodowego networku International Strategic Action Network for Security (iSANS): Myślę, że nie docenia się zagrożenia, które niosą ze sobą te wybory. Jak wiemy, od 1996 roku na Białorusi nie było wyborów uznanych przez społeczność międzynarodową. Do parlamentu trafią zapewne znów zaufani ludzie władzy.

To duże zagrożenie, a teraz większe niż kiedykolwiek. To może być duże zagrożenie dla niezależności Białorusi – nie wiemy bowiem, jak zachowałaby się izba parlamentarna złożona z osób, których nie wybrali obywatele, gdyby przyszło im decydować o przyszłości Białorusi. Jest zagrożenie, że tak jak na Krymie, udałoby się ich skłonić do decyzji wbrew interesom swojego narodu.

CZYTAJ TEŻ: POTRZEBNA SPECGRUPA RZĄDOWA DO WALKI Z DEZINFORMACJĄ ROSJI W POLSCE >>>

Podkreślmy, parlament białoruski nie składa się bowiem z osób, których wybrali obywatele – a z tych, którzy wyznaczy władza. Zatem odpowiada de facto nie przed obywatelami, a przed władzą wykonawczą.

To tylko pierwszy krok do korupcji. Nie ma też żadnej gwarancji, że ludzie ci, którzy przyjęli mandat w sposób niezgodny z prawem, nie posuną się do dalszych występków.

Pamiętamy, co działo się na Krymie, gdy deputowani Krymu, przez jakiś czas wahali się, jaką podjąć decyzję. Nie wiemy dokładnie, co się tam odbywało. W końcu pod naciskiem służb, struktur siłowych, które były tam obecne. podjęli decyzję, która doprowadziła do aneksji Krymu.

CZYTAJ TAKŻE: ŁUKASZENKA ZATWIERDZIŁ WYBORY PARLAMENTARNE 17 LISTOPADA >>>

Obecnie w parlamencie Białorusi są osoby, które są związane z Rosją, czy mają tam interesy. To może być tykająca bomba dla niezależności Białorusi.

Niebezpieczeństwo polega też na tym, że organizacje międzynarodowe mogą zamknąć oczy na to, co się dzieje i uznać ten parlament, mając na celu poprawę relacji z Aleksandrem Łukaszenką.Tymczasem nie ma żadnych sygnałów, że wybory w tym roku wyjątkowo będą wolne.

CZYTAJ TAKŻE: wybory prezydenckie na Białorusi mogą mieć miejsce 30 sierpnia 2020 roku >>>

To niepokojące spostrzeżenie.

Niepokojąca jest też dalsza kariera byłego ambasadora Rosji na Białorusi Michaiła Babicza. Został on teraz zastępcą ministra rozwoju gospodarczego Maksima Oreszkina  i będzie zajmował się relacjami z Białorusią. Jest jedną z osób, które stoją za aneksją Krymu i tzw. ruską wiosną.

Również Siergiej Głaziew, dotychczasowy doradca prezydenta, także znany z forsowania projektów integracyjnych, ma otrzymać ministerską posadę.

Są doniesienia, że Siergiej Głaziew opuszcza administrację prezydenta i przenosi się na posadę ministra ds. integracji i makroekonomii w Eurazjatyckiej Komisji Ekonomicznej. Jego kandydatura ma być zatwierdzana na szczycie głów państw Eurazkatyckiej Unii Gospdoarczej 1 października w Erywaniu.

Posady ministerskie dla Babicza i Głaziewa nas bardzo niepokoją.  Rosyjski plan dotyczący integracji nie jest zamknięty, zawieszony, cały czas jest realizowany. To nie skończyło się z odwołaniem ambasadora Babicza.

Obawiam się, że  Babicz i Głaziew w ramach ekonomicznych projektów integracyjnych będą wyznaczali politykę Rosji względem Białorusi. Zagrożenie niepodległości to kwestia niestety coraz bardziej aktualna.

Możemy wyjaśnić, dlaczego wybory na Białorusi nie są wolne? Ludzie nieśledzący sytuacji na Białorusi mogą pomyśleć, że przecież jest data wyborów, terminy rejestracji, zgłoszenia do komisji, potem ludzie idą na głosowanie… Jak to wszystko wygląda na Białorusi?

Niestety nic się nie zmieniło od czasu, gdy w 1996 roku złamano konstytucję. Ludzie głosują, zaznaczają swój wybór na karcie do głosowania. Problem w tym, że nikt tego nie liczy. Protokoły komisji wyborczej powstają niezależnie od głosowania.

Na Białorusi nie ma tradycji wyborów demokratycznych od 1996 roku. Wcześniej do Rady Najwyższej Białorusi w dużych miastach wybierano osoby z partii demokratycznych. Potem, po przejęciu kontroli przez władze nad systemem wyborczym, do parlamentu zaczęli trafiać ludzie zupełnie nieznani. Jeśli pojechać do danego okręgu, nikt nie słyszał o osobie, która rzekomo z tego okręgu została wybrana.

Proces głosowania jest oderwany od procesu tworzenia protokołów. Nic się nie zmieniło w tym względzie do tego czasu.

Nie ma żadnych podstaw, by oczekiwać, że coś się zmieni do 17 listopada.

Najważniejsze jest to, że władza wybiera zaufane osoby, by mieć spokój. Uważa, że taki krok jest gwarancją dla tej władzy.

Jednak trzeba brać pod uwagę plany Rosji wobec Białorusi – a te plany są ciągle wdrażane. Ludzie, którzy nie odpowiadają przed społeczeństwem mogą być posłuszni władzy, ale można sobie wyobrazić  i to, że zdoła ich sobie podporządkować Rosja.

Do czasu, aż będą u nas demokratyczne wybory, ciągle będziemy obawiali się o przyszłość Białorusi. Gwarancją niezależności są bowiem demokratyczne władze, wybrane przez naród. A naród nigdy nie będzie głosował za likwidacją państwa.

O zagrożeniu suwerenności Białorusi mówi się od dłuższego czasu. Ciągle coś się dzieje w tej kwestii. A to pojawił się ambasador Michaił Babicz, wtedy obawiano się bardzo, że będzie on mocno forsował procesy pozbawiające Białoruś niezależności. A to zaczynają się rozmowy o integracji – i to nie skrycie, ale wprost, premier Rosji i premier Białorusi mówią, że pracują nad niwelowaniem różnic w podejściach obu państw do procesu integracji…

W raporcie ”Zmuszanie do integracji. Rosyjski ”pełzający zamach” na niezależność Białorusi” my, grupa International Strategic Action Network for Security (iSANS) napisaliśmy o tym problemie. Na naszej stronie jest skrócona wersja raportu, który nie będzie nigdy opublikowany w całości.

Rosja spogląda na wybory parlamentarne na Białorusi po swojemu. Na Białorusi widzimy aktywność organizacji finansowanych przez Kreml czy ambasadę rosyjską, widzimy też aktywność tego rodzaju osób, które chcą wejść do parlamentu.

Kwestia białoruskas mogłaby być traktowana jako ułatwienie dla Putina w 2024 roku – gdy może, lub nie, dojść do zmiany władzy.

Obecnie ze strony władz Białorusi napływają sygnały dość nietypowe dla nich. To znaczy, słyszymy, że chętnie zaprasza się na Białoruś obserwatorów na wybory. I to nie raz to powtórzono. Teraz stwierdzono też, że będzie można robić zdjęcia. Z czego wynikają takie dość nietypowe jak na oficjalny Mińsk kroki, może Aleksander Łukaszenka boi się tych prorosyjskich skrytych kandydatów do parlamentu?

Gdyby dzisiejsza władza zdecydowała się na przekazanie władzy, opozycja by to doceniła. Jednak obecnie na to się nie zanosi.

Problem fałszowania wyborów często nie dotyczy samego głosowania. To głównie problem protokołów, gdzie zapisuje się liczby oderwane od tego, co miało miejsce podczas głosowania.

Robią to komisje liczące głosy.

O tego już obserwatorzy nie widzą.

A przedstawicieli opozycji zazwyczaj dziwnym trafem nie ma w tych komisjach, nie dopuszcza ich się tam – po prostu.

W komisjach są często ludzie zaufani, ze strefy budżetowej, uzależnieni od władz. Do komisji tych praktycznie nie trafiają przedstawiciele opozycji. Ale tak czy inaczej, protokół często powstaje w taki sposób, że nikt nie zna ogólnej liczby oddanych głosów – tylko przewodniczący komisji. I on wpisuje cyfrę końcową. Bywa, że i protokoły są podpisane przez członków komisji i przed wyborami.

Jako szef kampanii Andreja Sannikaua mogę powiedzieć, że i jego protokoły zostały sfałszowane, wynikać mogło z danych, które do mnie dotarły z niektórych obwodów w Mińsku, że powinno dojść do II tury wyborów prezydenckich 2010 roku.

Obawiam się tymczasem, że władze chcą, by te wybory zostały uznane za demokratyczne. Może i oczekiwać tego Rosja. Bo może ona oczekiwać, że ten parlament zatwierdzi procesy integracyjne czy nie daj Boże inkorporacyjne.

Jest to niebezpieczne, bo w takim przypadku nie ma debaty publicznej o problemach, zapada po prostu decyzja. Czy widać już, jakie stanowisko zajmuje w tej sytuacji opozycja demokratyczna? Czy ma świadomość zagrożenia, o którym pan mówi?

Opozycja demokratyczna, poddawana represjom, naciskom, nieobecna w mediach państwowych, jest dzisiaj bardzo słaba. Ciężko jej wpływać na proces wyborczy.  

Obecnie to władza decyduje, kto wejdzie do parlamentu, a kto nie. Gdyby zaś wybory były demokratyczne, do parlamentu, przynajmniej w większych miastach, weszliby ludzie z opozycji.

Mamy za to różne prorosyjskie struktury, czy działaczy zorientowanych na Rosję, którzy też starają się, by wejść do parlamentu.

Sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Ale im więcej będzie na Białorusi obserwatorów z Zachodu, tym lepiej. O to prosimy. Ważny jest też końcowy proces – wyborów – liczenie głosów i przede wszystkim – zapisywanie końcowego protokołu, podliczającego głosu.

Bo albo naród decyduje, albo cyfry piszą władze.

Do tej pory część opozycji bojkotowała wybory, część brała w nich udział. W tym roku zapewne chociaż część weźmie udział w wyborach. Będą listy kandydatów demokratycznych?

Przestrzeń medialna, telewizja państwowa jest niedostępna dla opozycji. Zatem opozycja nie ma jak pokazać się Białorusinów, Bojkot wyborów już był stosowany, tylko że w ten sposób nie mamy w ogóle żadnego wpływu na sytuację. Był bojkot, ale i tak w efekcie powstają protokoły takie jak zawsze.

W tym roku jednak partie opozycji demokratycznej muszą się pokazać w tej kampanii, by przetrwać politycznie, by mieć kontakt z ludźmi.

Jednak wybory zapewne nie będą uczciwe. Niebezpieczne jest to, że te wybory mimo tego mogą zostać uznane za demokratyczne.

Gdyby jednak wybrać naprawdę demokratyczny parlament na Białorusi – to ewentualny plan Rosji, by atakować niezależność poprzez parlament, uległby unicestwieniu. To byłoby najlepsze dla Białorusi.

Czy można powiedzieć coś o prorosyjskich organizacjach na Białorusi?

Wielu jest takich aktorów. Projekt inkorporacji jest kontynuowany i przed wyborami oczekujemy ich aktywizacji. Mówią już oni o tym, że to już nie tyle siostrzane narody, co jeden naród, czyli Białorusinów niby nie ma w tej narracji. Prorosyjskie organizacje starają się indoktrynować teraz przede wszystkim młode osoby, nowe pokolenia.

To między innymi działania prowadzone przez Rossotrudniczestwo, Fundację Gorczakowa, Fundację Russkij Mir, cerkiew prawosławna, Kozaków, prezz projekty przygraniczne. Na to przeznaczane są duże środki finansowe.  

Do tego Rosja ma potężne narzędzie wpływu na Białoruś – jakim jest gospodarka. Ona o wielu sprawach przesądza.

***

Z Władem Kobetsem rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

 

 

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak
Czytaj także

Prof. Aleksander Kraucewicz: tzw. miękka białorusyzacja to mit, a sprawa Kuropat to znak bliskiego końca Łukaszenki

Ostatnia aktualizacja: 06.06.2019 13:00
- Na Białorusi nie ma systemowych zmian. Władze Białorusi muszą jednak czasem zacisnąć zęby i ustąpić pod presją społeczeństwa. Czynią to rzadko i niechętnie. Aleksander Łukaszenka ma bowiem mentalność radziecką, krzyże w Kuropatach uznaje za ideologicznie szkodliwe - mówi portalowi PolskieRadio24.pl prof. Aleksander Kraucewicz, historyk.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Politolog Andrej Porotnikow: na Białorusi system może runąć w jednej chwili, jest bardzo duże napięcie między władzą a społeczeństwem

Ostatnia aktualizacja: 27.06.2019 08:00
- Rosja i Białoruś nie są w stanie porozumieć się co do integracji. Gdyby były efekty rozmów, pokazano by je - mówi portalowi PolskieRadio24.pl niezależny białoruski politolog Andrej Porotnikow. I Moskwa, i Mińsk starają się teraz przerzucić winę za zbliżający się kryzys na drugą stronę. Ekspert ocenia też, że na Białorusi rośnie potencjał zmian - rośnie prawdopodobieństwo załamania się obecnego systemu.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Działacz: Białorusini nie mają prawdziwych wyborów. Łukaszenka nie czuje potrzeby, by coś zmieniać

Ostatnia aktualizacja: 04.08.2019 19:00
Aleksander Łukaszenka nie widzi potrzeby, by wprowadzać jakiekolwiek zmiany na Białorusi. Prawo wyborcze mimo rekomendacji OBWE nie ulega zmianie. I w tych wyborach zapewne nic się nie zmieni- mówi portalowi PolskieRadio24.pl Oleg Wołczek, białoruski obrońca praw człowieka.
rozwiń zwiń