Raport Białoruś

Telefon taty podsłuchiwany od miesięcy (Wideo)

Ostatnia aktualizacja: 28.04.2011 19:56
Julia Bandarenka, córka białoruskiego opozycjonisty skazanego na dwa lata więzienia: - KGB dzwoniło do mnie w sprawie ojca. Wezwali mnie na rozmowę. Jasne, że nie poszłam.
Audio

Zobacz wideo, posłuchaj fragmentów rozmowy - kliknij w ikonkę kamery w ramce po prawej stronie.

Julia obecnie przebywa w Polsce, w Krakowie. Zmicier Bandarenka, ojciec Julii, został w środę skazany przez sąd w Mińsku na dwa lata więzienia. Aresztowano go po demonstracji opozycji 19 grudnia. Na procesie oskarżono go z artykułu o organizacji i przygotowaniu działań poważnie naruszających porządek publiczny lub o aktywny w nich udział.

Opozycjonista od 20 grudnia przebywał w areszcie. Julia mówi, że mniej martwiłaby się o ojca, bo wie, że jest silnym człowiekiem, gdyby nie jego kłopoty ze zdrowiem. Ma problem z kręgosłupem, potrzebny mu jest kontakt z neurologiem. Kręgosłup naciska na nerw, co powoduje kłopoty z chodzeniem.

Po wydarzeniach 19 grudnia KGB dzwoniło do różnych osób, także do Julii. Znali numery osób, które były na placu. – Pytali kim jestem, czy znam Zmiciera Bandarenkę – mówi Julia, ale zaznacza, że prawdopodobnie KGB dobrze wiedziało, że dzwonią do niej. Dlatego nie poszła na przesłuchanie.

Na procesie służby cytowały rozmowy Zmiciera Bandarenki z Andrejem Sannikauem, podsłuchiwano jego rozmowy od września 2010 roku – mówi Julia. Zauważa, że wtedy nie prowadzono przeciw niemu śledztwa, a podsłuchiwanie bez nakazu prokuratora ubliża standardom prawnym.

Julia mówi, że ojciec zdecydował się na przyłączenie się do opozycji w latach 90-tych. Wyjaśnia, że zainwestował wtedy pieniędze w prywatną stację. Jednak radio działało tylko przez rok, a potem zostało zamknięte, bo państwo stwierdziło, że potrzebuje częstotliwości. -  A potem po kilku miesiącach na tych częstotliwościach otworzono inne radio, młodzieżowe – zaznacza. - Uznał wtedy , że zanim zacznie prowadzić nową działalność, trzeba zmienić sytuację w państwie. -  W 1997 roku był jedną z pierwszych osób, które podpisały Kartę 97 – dodaje Julia. Wspomina, że ojciec zawsze był patriotą, był zainteresowany historią kraju.  Uznał, że jeśli chce się zmian, trzeba zacząć od siebie.

Rodzina Bandarenków ma też problem z adwokatem, będzie teraz zmieniać obrońcę Żmiciera. Od adwokata wiele zależy, bo to on ma największą szansę, by zobaczyć się z aresztowanym, może przekazywać informacje o zdrowiu i samopoczuciu więźnia. Tymczasem wszyscy adwokaci są zrzeszeni w radzie kontrolowanej przez państwo. Dlatego trudno znaleźć kogoś, kto byłby zaangażowany w sprawy rodziny, a jednocześnie nie bał się reakcji władz. Władza może  odebrać adwokatowi licencję, co parę razy miało już miejsce, a wtedy zostaje on bez pracy.

Z Julią Bandarenką rozmawiała Agnieszka Kamińska, Raport Białoruś, polskieradio.pl

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak
Czytaj także

Procesy opozycji po wyborach - Żmicier Bandarenko (Wideo)

Ostatnia aktualizacja: 26.04.2011 10:49
W sądzie w Mińsku rozpoczął się proces Żmiciera Bandarenki, męża zaufania byłego kandydata na prezydenta Białorusi Andreja Sannikaua.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Łukaszenka chce zamknąć Naszą Niwę i Narodnają Wolę

Ostatnia aktualizacja: 27.04.2011 13:00
Ministerstwo Informacji złożyło pozew w sądzie gospodarczym, wnosi o zaprzestanie wydawania opozycyjnych gazet "Nasza Niwa" i "Narodnaja Wola" - przekazała państwowa agencja Belta.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bandarenka, współpracownik Sannikaua, skazany na 2 lata więzienia

Ostatnia aktualizacja: 27.04.2011 13:57
Na dwa lata więzienia sąd w Mińsku skazał w środę Żmiciera Bandarenkę, koordynatora kampanii "Europejska Białoruś" i współpracownika Andreja Sannikaua, jednego z opozycyjnych kandydatów w wyborach prezydenckich.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Łukaszenka chce zamknąć niezależne gazety

Ostatnia aktualizacja: 27.04.2011 09:15
Groźba likwidacji zawisła nad "Naszą Niwą" i "Narodnają Wolą". Naczelny „Naszej Niwy” Andrej Skórka w rozmowie z „Raportem Białoruś” wyraża nadzieję, że władze ostatecznie nie poważą się na taki krok.
rozwiń zwiń