Jarosław Szubrycht: przeczuwałem, że Zaucha to fajny facet

Ostatnia aktualizacja: 13.10.2021 12:00
- Właściwie nie wiadomo skąd - a przynajmniej przed przystąpieniem do swojej pracy ja nie wiedziałem skąd - pojawił się człowiek, który był w stanie doskonale śpiewać praktycznie wszystko, w tym muzykę, którą w Polsce wykonuje się rzadko, a już na pewno rzadko dobrze, czyli R&B i soul - mówił Jarosław Szubrycht, autor książki "Życie, bierz mnie. Biografia Andrzeja Zauchy".
Opole, 1989. Piosenkarz Andrzej Zaucha podczas próby przed koncertem
Opole, 1989. Piosenkarz Andrzej Zaucha podczas próby przed koncertemFoto: PAP/Krzysztof Świderski

Gość audycji przyznał, że pała osobistą sympatią do bohatera swojej publikacji. - Ta sympatia brała się z tego, że po prostu przeczuwałem, że to był fajny facet. Z niego emanowała niesamowita energia i charyzma. Chciałem sprawdzić, czy te moje przeczucia mnie nie mylą - wyjaśnił Jarosław Szubrycht.


Posłuchaj
13:11 Dwojka_Poranek_Dwojki_2021_10_13-09-35-47.mp3 Jarosław Szubrycht o swojej książce "Życie, bierz mnie. Biografia Andrzeja Zauchy" (Poranek Dwójki) 

Autor biografii przekonywał, że skupił się na opisywaniu barwnego życia wokalisty, ale nie uciekał też od tematu jego tragicznej śmierci. - Nie chciałem ominąć ostatnich miesięcy życia Zauchy i tragicznego finału tego niefortunnego splotu wydarzeń, namiętności, nieporozumień i pretensji. Ale chciałem podejść do tego na chłodno, rekonstruując wydarzenia, ale nie dając się ponieść emocjom - wyjaśnił.

Czytaj także:

M. Walewska 1 fot. Bartek Banaszak.jpg
"Miejscówka z Dwójką". Małgorzata Walewska: zawsze chciałam śpiewać musicale

Andrzej Zaucha wraz z aktorką Zuzanną Leśniak zostali zastrzeleni przez jej męża, a motywem zabójstwa była zazdrość. - Ta historia ma wymiar niemal szekspirowski, to tragedia namiętności i zbrodni, ale nie o tym jest moja książka. Ja to chciałem wyjaśnić i opisać, ale jeśli ktoś myśli, że biografia jest osnuta wokół tych wydarzeń, to od razu uprzedzam, że tak nie jest - zapewniał Jarosław Szubrycht.

W książce znajdziemy natomiast sporo informacji o dzieciństwie i młodości Andrzeja Zauchy, który równie dobrze co wokalistą, mógł zostać... olimpijczykiem, gdyż jako nastolatek intensywnie trenował kajakarstwo.

- Byś świetny, w swojej kategorii wiekowej wygrywał właściwie wszystko, miał tytuł mistrza Polski. Jest taka plotka, że miał jechać na olimpiadę. Otóż to nieprawda, nie miał nominacji olimpijskiej, ale kto wie, może np. trener chciał go zatrzymać na wodzie, mówiąc: "jak będziesz dalej tak pracował, to za dwa lata na tę olimpiadę pojedziesz". I pewnie taką szansę by miał, ale jednak muzyka wygrała. Z samotnością na wodzie wygrały też towarzystwo, ludzie, śmiechy - mówił Jarosław Szubrycht.

Gość "Poranka Dwójki" opowiedział też o tym, jak trudno było być artystą w czasach PRL, gdy wynagrodzenie nie zawsze wystarczało na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Przyznał również, że już wtedy dobry wokalista miał cechować się nie tylko talentem, ale i odpowiednim wyglądem, a Andrzej Zaucha spotykał się z opiniami, że "nie wygląda wystarczająco telewizyjnie".

***

Tytuł audycji: Poranek Dwójki

Prowadził: Paweł Siwek

Gość: Jarosław Szubrycht (dziennikarz muzyczny)

Data emisji: 13.10.2021

Godzina emisji: 9.30

mg

Czytaj także

Adam Hawałej: Różewicz i narcyzm to dwa kontrasty

Ostatnia aktualizacja: 11.10.2021 13:00
- Często myślał o czymś albo był tak zaaferowany rozmową z nami, że nie chciał, by docierał do niego trzask migawki - mówił o Tadeuszu Różewiczu Adam Hawałej, fotograf dokumentujący jego pracę.
rozwiń zwiń