Polacy z Brazylii odc. 10. José Roberto Błaszczyk

Ostatnia aktualizacja: 28.03.2024 16:00
„Pan Józef, Jóźko – nasz dobry duch wyprawy, skarbnica wiedzy o kolonistach wokół Malletu, członek muzycznej rodziny Błaszczyków, w rodzinnej kapeli grający na basach. Serdeczny i pomocny pan Józef znał wszystkich i wszyscy znali jego, a te znajomości nieraz otwierały drzwi również i nam”, wspomina pana Józefa Magdalena Tejchma.
Audio
  • Jose Roberto Błaszczyk, Polacy w Brazylii (Dwójka/Źródła)
Jos Roberto Błaszczyk
José Roberto BłaszczykFoto: Piotr Baczewski | Muzyka Zakorzeniona

Dzięki godzinom spędzonym z nim w samochodzie, przemierzając wyboiste drogi między koloniami, z wiedzy pana Józefa korzystaliśmy pełnymi garściami. Jego głos przewijał się już w kilku odcinkach o brazylijskiej Polonii, tym razem oddamy mu pełnię opowieści i będzie to pierwsza jej część. Słuchamy w niej m.in. o zwyczajach wielkopostnych w okolicach Mallet – w tym o biciu kukły Judasza, który to zwyczaj ma się tam wciąż całkiem dobrze.

Pan Józef był uczniem (wspomnianego w części 9 cyklu) gimnazjum Mikołaja Kopernika w Mallecie. Pracował w Merkadzie, m.in. handlując. „Tu ludzie żyją z ziemi: fuma, fision, ryż, po trochę wszystkiego, sałatę na ogródek i się żyje tak” – wspominał Błaszczyk przeplatając polski brazylijskimi nazwami niektórych roślin.


judaszki.jpg
Więcej o zwyczaju "judaszków":
Wczesnym popołudniem kukłę Judasza odcina się ze stryczka, a wybrany sędzia i oskarżyciel w jednej osobie wlecze ją uliczkami, wśród krzyków, drwin i złorzeczeń.

Pan José Roberto jest także muzykantem. Gra na basach w rodzinnej kapeli, a polskie melodie wygrywane w domu pamięta od dzieciństwa.

- Licho ja gram, ale lubię. Mój ojciec jak był młody, grał na skrzypcach z Felkiem. Grali takie muzyki polskie skakane. Teraz ojciec jest stary i to zostawił.

Choć na badania terenowe w Brazylii ekipa badaczy wyjechała w listopadzie, z rozmówcami poruszano tematy wokół całorocznej obrzędowości. José Roberto Błaszczyk opowiadał o Wielkiejnocy.

- Post był zachowywany przez miesiąc przed Wielkanocą. Teraz to jeden, drugi nie pójdzie do kościoła. Brazyliany to nawet piwo w tym okresie piją. Prawie nikt już postu nie zachowuje. Całki tydzień nie jadło się mięsa. W koszyku mieliśmy mięso, kiełbasę, syr, masło, pisanki. Jeszcze zachowujem to. W Wielki Piątek jest cicha modlitwa, siedzimy w domu, mało co jemy. W sobotę się poświęci te jedzenia i dopiero w niedzielę rano człowiek zmówi „Ojcze nasz” i dopiero można jeść wszystko. Droga krzyżowa? Jest, ale już mało kto chodzi.

We wspomnieniach pana José Wielki Post był wcześniej świętem, a do obostrzeń z nim związanych przestrzegało bardzo rygorystycznie. Był to czas ciszy, kiedy nie włączało się nawet radia. „Przewracano plecami” lustra, by się w ni nie patrzeć. Podobnie, jak gdzieniegdzie w Polsce, i w Brazylii czas Wielkiego Tygodnia był uważany za niebezpieczny okres, w którym grasują czarownice. Czarownica ma symbolizować zło, podobnie jak kukła wyobrażająca Judasza.

- Z soboty na niedzielę, czy z piątku na sobotę. Pewnie z piątku na sobotę, to jest ten dzień, co judasz sprzedał. Tego Judasza ustroili, stare ubrania, portki, trzewiki. Nieraz twarz miał i okulary. I do tej pory to jest. I dużo jest! Tradycja taka, żeby ustroić to i później rozbiją, rozrzucą. Później śmieciarze zabierą. Też nieraz wisi. Jak gdzieś jest plac, żeby powiesić, to go wieszają. Kto go bije? Dzieci, nieraz jakiś pijak, jak przechodzi… – wskazał nasz rozmówca. – A Wielki Piątek, jak to mówią, jest taki „zamarkowany”. Zawsze jest ciemniej, niż w inne dni. Był to dzień cichy i zamglony. On jest taki smutny. 

***

Tytuł audycji: Źródła 

Prowadziła: Magdalena Tejchma

Data emisji: 28.03.2024

Godzina emisji: 15.15