Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Ślad, czyli składanie świata

Ostatnia aktualizacja: 02.10.2019 16:06
Krążki, zbierające nagrania różnych folkowych wykonawców mają w naszym kraju długą i ciekawą tradycję. Czasami przypominają ledwie folder reklamowy, ale są autorzy, którzy potrafią nadać im głębsze przesłanie.
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Shutterstock.com

Oto płyta pozwalająca „odkrywać sztukę dawnych mistrzów, dzięki współczesnym artystom, którzy w niezwykły sposób włączają elementy muzyki ludowej do swej oryginalnej twórczości” – jak zachęcają jej wydawcy. Która prezentuje, „jak brzmi world music po polsku”. Tak pisze Ryszard Wojciul, autor wyboru i koncepcji, na okładce wydanej parę miesięcy temu składankowej płyty „Muzyka świata”. Przynosi ona piętnaście utworów: od Grzegorza z Ciechowa po WoWaKin, od klasyków polskiego folku (Kapela Ze Wsi Warszawa, Orkiestra św. Mikołaja, Maria Pomianowska, Bester Quartet, Janusz Prusinowski Kompania) poprzez wykonawców powiedzmy mniej oczywistych, jak Mamadou & Sama Yoon, Kapela Hanki Wójciak czy Odpoczno i Tęgie Chłopy.

Przede wszystkim publikacje tego typu są przecież folderem, ulotką promocyjną, barwnym katalogiem, rzadziej konceptem spójnym z wewnętrzną dynamiką czy nicią dramaturgiczną. Dziś składanki są chyba głównie wydawane przy okazji imprez i festiwali jako właśnie produkt, mówiąc wprost, promocyjno-marketingowy. I nic w tym złego. Tomasz Janas

Pewnie można by dyskutować o samym tytule publikacji i o jego adekwatności względem zawartości (tym bardziej, że na przykład w internetowych sklepach pojawia się on obok krążków z niezbyt lubianej przeze mnie serii „Siesta”, która w nadtytule ma też hasło „Muzyka świata”). Ale płyta ta po pierwsze sama w sobie jest pozycją zgrabnie ułożoną i dobrze brzmiącą, po drugie stała się dla mnie ledwie pretekstem do refleksji nad tym, ile było różnorodnych folkowych składanek w naszym kraju i jak różne zadania one spełniały.

Przede wszystkim publikacje tego typu są przecież folderem, ulotką promocyjną, barwnym katalogiem czy przewodnikiem, rzadziej konceptem spójnym z wewnętrzną dynamiką czy nicią dramaturgiczną. Dziś składanki są chyba głównie wydawane przy okazji imprez i festiwali (nie zawsze w celu sprzedaży) jako właśnie produkt, mówiąc wprost, promocyjno-marketingowy. I nic w tym złego. Takie albumiki wydawane bywają przy okazji kolejnych Mikołajków Folkowych, Nowej Tradycji, Ethno Portu, Z Wiejskiego Podwórza i wielu innych festiwali. Zresztą nic w tym nowego. Na przełomie stuleci płyty tego typu publikowane były przecież choćby z okazji festiwali Folk Fiesta w Ząbkowicach Śląskich czy krakowskich Rozstajów. Były również publikacje specjalne, bardziej prestiżowe, wydawane z myślą o szerszym kręgu odbiorców, takie jak dwupłytowa „Nowa Tradycja – Antologia Polskiego Folku” albo o kilka lat wcześniejsza „Pofolkuj sobie”. Były i składanki dodawane do czasopism, jak te dwie z przełomu wieków wydane przez „Czas Kultury”.

Oczywiście tekst ten absolutnie nie pretenduje do bycia jakimś spójnym katalogiem dotyczącym tej szczególnej formy muzycznych wydawnictw, chcę jedynie dostrzec niektóre ich przykłady. Naturalnie również, abstrahuję tu od przebogatej biblioteczki z wybitnymi zbiorkami fonograficznymi z muzyką ludową, wiejską, tradycyjną.

Pozwolę sobie za to zwrócić szczególną uwagę na wydaną kilka lat temu, i stanowczo niedocenioną, składankę „Źwierściadło / Slavic mirror” z utworami avant-folkowymi, wybranymi przez Remigiusza Hanaja, opublikowaną przez oficynę Requiem. Dowodzi ona przy okazji wybornie, że składanki to jednak nie tylko lekka, łatwa i przyjemna galanteria. A także, że może spajać je głębsza myśl.

Co ciekawe, pierwszą moją folkową składanką na płycie CD (a nawet w ogóle jedną z pierwszych moich płyt CD) był pamiętny krążek „Bring it All Home”, wydany bodaj w 1992 roku, opracowany i przygotowany przez Włodzimierza Kleszcza. Z zewnątrz i w swoim „formalnym” przesłaniu była przede wszystkim taką ogromnie atrakcyjną, jak na owe czasy, promocyjną ulotką, folderem reklamowym, prezentującym planowane publikacje oficyny Kamahuk. Jakiż ona miała jednak smak! Jaką zawartość!

Przede wszystkim była objawieniem na dość ubogim wówczas polskim rynku publikacji z kręgu folku / etno / muzyki świata. Ale też przynosiła zapowiedzi kilku fascynujących albumów (co charakterystyczne dla tamtych czasów, w większości ukazały się wyłącznie jako kasety), będąc szansą na wiele muzycznych odkryć. Przede wszystkim była to więc „Higher Heights” – pierwsza i najsłynniejsza wspólna płyta Trebuniów-Tutków i Twinkle Brothers, dalej: „Gędźbowa Knieja” duetu Jorgi (bo taką formę przybrali wówczas bracia Maciej i Waldemar Rychli), „African Snow” Mamadou Dioufa i Kinior Orchestry, „Calling From East” Marii Krupowies, „Z valihą na Madagaskar” nagraną przez mistrza valihy Bally’ego oraz muzyków polskiego Young Power, dalej też kasety kapeli Rawianie & Sąsiedzi oraz Louisiany Reda i Nocnej Zmiany Bluesa. Okazuje się, że emocje, które jest w stanie wywołać w słuchaczu takie wydawnictwo (wtedy z uwagi na ekscytującą w wielu aspektach zawartość, a dziś choćby ze względów sentymentalnych) sprawiają, że mimo pozorów zwyczajności staje się ona czymś więcej niż zwykłą składanką.

I słucham, gdy mówi, że najważniejsza jest „miłość do muzyki” oraz to, by „zdusić pychę, kochać ludzi i świat”. Jaki to piękny program, jak doskonałe przesłanie, dopełniające obraz muzyki, który oferował. A echa jego kreacyjnych dokonań powracają i powracać do nas będą. Tomasz Janas

Trafiła mi ta płyta znów w ręce mniej więcej w tym czasie, kiedy nagle z jednego z portali społecznościowych dobiegła mnie informacja, że w połowie września czeka nas ostatnia emisja „Kleszczowiska” w radiowej Dwójce, ostatnia audycja radiowa prowadzona przez Włodzimierza Kleszcza. I raptem niektóre obrazy i emocje się zintensyfikowały. Nie tylko w kontekście każdej ze wspomnianych powyżej płyt i kaset. Także dzięki temu wszystkiemu, co jako słuchacz, czytelnik, odbiorca, sympatyk otrzymałem przez wszystkie lata od autora tej audycji. Z jego licznych programów radiowych w Dwójce, z artykułów prasowych (choćby w niezapomnianym „Non Stopie”), z jego miłości do reggae, bluesa, muzyki świata, folku, łącznie ze słynnym festiwalem Solidarność Anti-Apartheid, ze wspomnianymi i niewspomnianymi muzycznymi fuzjami, pasją do muzyki Niemena – i zachwytu nad obecnością Mistrza jako szefa jury Konkursu Muzyki Folkowej "Nowa Tradycja", z jego opieki nad Kapelą ze Wsi Warszawa i innymi przedsięwzięciami.

Włodzimierz Kleszcz Włodzimierz Kleszcz, fot. archiwum prywatne

Nie chcę wymieniać tu wszystkich dokonań Włodzimierza Kleszcza, zbieram jedynie pierwsze skojarzenia z jego osobą. I słucham w przestrzeniach internetu jego wspomnianej ostatniej audycji, gdy mówi, że najważniejsza jest „miłość do muzyki” oraz to, by „zdusić pychę, kochać ludzi i świat”. Jaki to piękny program, jak doskonałe przesłanie, dopełniające obraz muzyki, który oferował. A echa jego kreacyjnych dokonań powracają i powracać do nas będą. Odnajdziemy je przecież także na wspomnianej na początku składance „Muzyka świata”. Niech to będzie bodaj najprostsza pociecha, że nawet w tym składankowym, pokawałkowanym świecie pozostaje po nas niezatarty ślad.

Tomasz Janas

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy. 

Czytaj także

Ukryte znaczenia kołysanek

Ostatnia aktualizacja: 21.08.2019 15:00
Pamiętam moje zdumienie, kiedy w latach 60. wędrowałem po wsiach Polski Centralnej i gospodyni przed porannym wyjściem w pole dawała swojemu małemu dziecku nasączony czymś gałganek do ssania.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Świat muzyki i muzyka świata

Ostatnia aktualizacja: 04.09.2019 13:21
Wciąż stawiane są pytania o trafność terminów określających gatunki muzyczne. Najważniejsze jednak, by w dyskusjach tych nie umknęły nam kwestie tak podstawowe, jak piękno samej muzyki.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Słomiana inspiracja

Ostatnia aktualizacja: 12.09.2019 08:00
Trwa czas świętowania – późne lato, przełom sierpnia i września oznacza, że pora obchodzić dożynki.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Oj, ty chmielu, czyli felieton etnobotaniczny

Ostatnia aktualizacja: 19.09.2019 10:33
Centralnym obrzędem życia wspólnot tradycyjnych naszego kręgu kulturowego było przez wieki wesele. Centralną, decydującą częścią wesela były oczepiny, a te odbywały się do wtóru pieśni „Oj, chmielu, chmielu”, która zresztą mówi explicite o chmielu: „nie będzie bez cię żadne wesele”.
rozwiń zwiń