Profesor Wolsza wyjaśnia, że wciąż nie znamy miejsca śmierci i pochówku części Polaków zamorodwanych wiosną 1940 roku. - Brakuje nam ponad 3,5 tysiąca ofiar dlatego, że pierwotnie sowieci, NKWD zaplanowało egzekucję na 25 700 naszych rodakach. Obecnie jesteśmy w stanie podać dane, na bazie tego wszystkiego co udało się ustalić z Katynia, Miednoje, Piatichatek, Bykowni - ponad 22 tysięcy osób. Wynika więc z tego, że jeszcze gdzieś są pochowani Polacy zamordowani w kwietniu 40 roku - tłumaczy historyk.
00:41 12923493_1.mp3 Profesor Wolsza wyjaśnia, że wciąż nie znamy miejsca śmierci i pochówku części Polaków zamorodwanych wiosną 1940 roku (IAR)
Profesor Wolsza tłumaczy, że chodzi o Polaków z tak zwanej "białoruskiej listy katyńskiej" i wiele wskazuje, że wciąż spoczywają w bezimiennych dołach śmierci na Białorusi. - Mówimy o Kuropatach i pierwszych wykonanych tam badaniach sondażowych, które zdały się potwierdzić, że tam są pochowani polscy oficerowie. Te badania dały możliwość stwierdzenia, że tam spoczywają żołnierze w polskich mundurach. Niewykluczone więc, że to jest dobry trop, ale z uwagi na sytuację w jakiej Polska znalazła się jeśli chodzi o relacje z Białorusią, badania zostały przerwane. W tej chwili, z uwagi na agresję Federacji Rosyjskiej na Ukrainę, te badania są już nie do zrealizowania - tłumaczył naukowiec.
Sowieci przez 50 lat obarczali odpowiedzialnością za zamordowanie Polaków Niemców, dopiero 13 kwietnia 1990 roku władze Związku Radzieckiego przyznały, że za zabicie ponad 22 tysięcy Polaków, wziętych do niewoli w 1939 roku, odpowiada Stalin i NKWD.
Do dziś zbrodnia katyńska nie jest ostatecznie zamknięta, ponieważ nie wiadomo gdzie zostali zamordowani i pogrzebani Polacy z tak zwanej "białoruskiej lity katyńskiej". Wiadomości takie są w rosyjskich lub białoruskich archiwach, do których nie mają dostępu polscy badacze.
IAR/dad