Historia

95 lat temu plac Saski w Warszawie przemianowano na plac Marszałka Józefa Piłsudskiego. W tle rozegrał się dramat rozłamu w PPS

Ostatnia aktualizacja: 08.11.2023 05:50
Wniosek o zmianę nazwy głównego placu stolicy, który od trzech lat - w związku z utworzeniem Grobu Nieznanego Żołnierza - był miejscem celebrowania świąt narodowych, doprowadził do ostatecznego rozłamu w klubie radnych Polskiej Partii Socjalistycznej. Wydarzenia z 8 listopada 1928 roku stanowią też kamień milowy w krzepnięciu władzy sanacyjnej i kształtowaniu się kultu Marszałka. 
Zmiana tabliczki z nazwą z plac Saski na Plac Józefa Piłsudskiego. W tle plac Piłsudskiego i Pałac Saski
Zmiana tabliczki z nazwą z plac Saski na Plac Józefa Piłsudskiego. W tle plac Piłsudskiego i Pałac SaskiFoto: NAC

Choć kult Marszałka największe rozmiary przyjął po jego śmierci w 1935 roku, a apogeum przyniosła słynna ustawa z 7 kwietnia 1938 roku o ochronie imienia Józefa Piłsudskiego ("Art. 2: Kto uwłacza Imieniu JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO podlega karze więzienia do lat 5"), to pierwsze przejawy tego zjawiska jako oficjalnej ideologii państwowej zaczęły pojawiać się już po zamachu majowym w 1926 roku. W szkołach i urzędach zawisły portrety Marszałka, poświęcano mu wiersze i planowano wydanie powieści biograficznej o jego życiu. 

Okazją do podkreślenia roli Piłsudskiego w państwie miały być obchody 10. rocznicy odzyskania niepodległości. Jednym z kluczowych programów uroczystości miało być złożenie Marszałkowi hołdu przez pochód uczniów, który do Belwederu wyruszył właśnie z przemianowanego placu Józefa Piłsudskiego. Już wcześniej święto 11 listopada wiązało się, siłą rzeczy, jako rocznica przejęcia przez niego władzy w Warszawie, nierozerwalnie z postacią Komendanta. Od czasu przewrotu majowego obchody miały charakter wojskowy, a ich centralną część stanowiła defilada przyjmowana przez Marszałka właśnie na placu Saskim. 

Warto przy tym dodać, że przy placu stał wówczas Pałac Saski - siedziba Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Piłsudski rezydował tutaj jako minister spraw wojskowych do 1923 roku

ODKRYJ PAŁAC SASKI - ZOBACZ SERWIS SPECJALNY:

1200x660-saski_artykul.jpg

Na tle pomajowego rozłamu w PPS 

Przejęcie władzy przez Piłsudskiego nastąpiło na drodze wojskowego zamachu stanu, ale nie oznacza to, że parlament został rozwiązany, a w jego miejsce kierowanie państwem objęła wojskowa junta. Kadencja Sejmu nie została nawet skrócona. Było to możliwe dzięki temu, że w ławach poselskich, w różnych klubach parlamentarnych, uaktywnili się zwolennicy Marszałka. W przeciwnym kierunku wobec działań Piłsudskiego podążała ewolucja Polskiej Partii Socjalistycznej.

- W latach 1926-1928 zaszło istotne przesunięcie polityczne. Po zamachu lewica była w euforii: w końcu do władzy doszedł socjalista i przeprowadzi reformy społeczne. Okazało się to mrzonką. Piłsudski twierdził, że Polska jest za biedna i za słaba, by wprowadzić radykalne reformy społeczne. Polska Partia Socjalistyczna, która poparła przewrót poczuła się zawiedziona w swoich nadziejach - wskazywał prof. Paweł Wieczorkiewicz w audycji Andrzeja Sowy z cyklu "Kompaktowa historia Polski". 


Posłuchaj
04:19 Historia Polski - rządy sanacji.mp3 "Rządy sanacji" - gawęda prof. Pawła Wieczorkiewicza w audycji Andrzeja Sowy z cyklu "Kompaktowa historia Polski" (PR, 3.03.2006)

 

Zbliżający się koniec kadencji Sejmu sanacja wykorzystała do stworzenia własnego zaplecza parlamentarnego - Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem. Wybory przeprowadzone w marcu 1928 roku przyniosły BBWR zwycięstwo, ale nie było ono rozstrzygające - formacja zdobyła 23,8 proc. głosów. 

Drugi wynik otrzymała PPS i to ta formacja stałą się największą siłą opozycyjną w kraju. Właśnie w tym kontekście odczytywać można burzliwą debatę poprzedzającą zmianę nazwy placu Saskiego. 

Burzliwe obrady 

Niespełna miesiąc przed 10. rocznicą odzyskania niepodległości w łonie PPS doszło do pęknięcia. 17 października z partii odeszła grupa działaczy popierających rządy Piłsudskiego. Nie przyłączyli się do BBWR, ale - w nadziei na przyciągnięcie do sanacji części lewicowego elektoratu - utworzyli nową partię i klub poselski: PPS-Frakcję Rewolucyjną. Nazwa ta odwoływała się do rozłamu w 1906 roku. Wówczas z PPS wyrzucono przedstawicieli Wydziału Bojowego, do którego należał m.in. Piłsudski - działacze ci stworzyli pierwszą PPS-Frakcję Rewolucyjną. 

Pochód Polskiej Partii Socjalistycznej - dawnej Frakcji Rewolucyjnej w czasie obchodów święta 1 Maja w Warszawie. W centrum: Rajmund Jaworowski. Fot.: NAC Pochód Polskiej Partii Socjalistycznej - dawnej Frakcji Rewolucyjnej w czasie obchodów święta 1 Maja w Warszawie. W centrum: Rajmund Jaworowski. Fot.: NAC

Na czele nowej formacji stanął Rajmund Jaworowski, który w tym samym czasie piastował funkcję przewodniczącego stołecznej Rady Miejskiej. Tym samym i wśród radnych Polskiej Partii Socjalistycznej musiało dojść do podziału. 23 października rozłamowcy (23 radnych) uchwalili wotum zaufania dla dotychczasowego prezydium klubu, złożonego z przedstawicieli nowej Frakcji Rewolucyjnej. Tego samego dnia w redakcji "Robotnika" spotkało się 11 rajców wiernych "starej" PPS i stworzyli nowy-stary klub pod przewodnictwem Tomasza Arciszewskiego. "Z niecierpliwością oczekiwano tedy zetknięcia się obu grup PPS na terenie Rady Miejskiej" - donosiła gazeta "Nasz Przegląd". 

Sesja Rady Miasta z 8 listopada 1928 roku wzbudziła większe niż zwykle zainteresowanie. Gazety donosiły, że na sali obrad pojawili się nie tylko rajcy oraz korespondenci prasowi, ale też mieszkańcy Warszawy - wśród nich bojówkarze PPS-Frakcji Rewolucyjnej. Już przed posiedzeniem wiadomo było, że pretekstem do ostatecznego podziału w łonie klubu radnych PPS będzie sprawa przedłożonego przez Mariana Zyndrama-Kościałkowskiego (był również posłem PSL "Wyzwolenie", ale popierał sanację) wniosku o zmianę nazwy placu Saskiego na plac Marszałka Józefa Piłsudskiego. 

Kilka pierwszych spraw przegłosowano sprawnie, ale kiedy doszło do procedowania wniosku Zyndrama-Kościałkowskiego, atmosfera stała się tak gorąca, że obrady przerwano. Zwołany został konwent seniorów, na którym miał zostać ustalony sposób głosowania: prawica - w obawie przed represjami - chciała, by głosowanie nad wnioskiem było tajne (ostatecznie głosowano imiennie). Po spotkaniu rozpoczęły się narady stronnictw. I to właśnie wówczas dopełnił się dramat podziału klubu. Przeciwko frakcji Jaworowskiego wystąpiło czternastu radnych PPS pod wodzą Tomasza Arciszewskiego. Troje dotychczasowych radnych klubu - wiceprezydent Wincenty Bogucki, Zofia Praussowa i radny Odrobina - ogłosili, że nie poprą ani jednej, ani drugiej frakcji.  

Obrady wznowiono o północy. Debata trwała przez dalsze trzy godziny. Wniosek przeszedł ostatecznie stosunkiem głosów 52 za do 43 przeciw, przy 40 wstrzymujących się od głosowania. Przeciwko byli radni prawicy i żydowskich ugrupowań lewicowych - Bundu i Poalej Syjonu. Radni koła Chrześcijańsko-Społecznego wstrzymali się od głosu, argumentując, że święto niepodległości nie powinno być wiązane tylko z jedną osobą (argument ten, mimo upływu blisko stu lat nadal pojawia się w dyskusjach o obchodach 11 listopada). Podobnie postąpili radni PPS skupieni wokół Arciszewskiego. Za byli przedstawiciele sanacji i Koła Żydowskiego. 

Festiwal votów nieufności 

Po uchwaleniu przemianowania placu niespodziewanie wystąpił Tomasz Arciszewski, ogłaszając, że przedstawiciele PPS-Frakcji Rewolucyjnej nie reprezentują już warszawskich robotników i w związku z tym domaga się - w imieniu organizacji socjalistycznych - złożenia przez nich mandatów. Wystąpił też z wnioskiem o wotum nieufności wobec Jaworowskiego jako przewodniczącego rady. 

Tomasz Arciszewski w dwudziestoleciu międzywojennym. Fot.: NAC Tomasz Arciszewski w dwudziestoleciu międzywojennym. Fot.: NAC

To, co wydarzyło się później, przypominało - jeśli wierzyć "Kurjerowi Warszawskiemu" - groteskowy spektakl. "Dla osłabienia wagi tego wystąpienia, od grupy »sanacyjnej« zgłoszony jest również nagły wniosek domagający się wyrażenia votum nieufności wice-prezesowi rady S. Wilczyńskiemu i wice-prezydentowi miasta M. Borzęckiemu" donosił dziennik. Dalej było tylko gorzej: "W te same ślady idzie socjal-demokrata żydowski, rad. Buksbaum, zgłaszając podobne votum nieufności dla prezydenta miasta inż. Słomińskiego i wice-prezydenta Borzęckiego. Na sali rozległy się ironiczne głosy. Skoro wytworzył się już nastrój groteskowej zabawy, rad. Wilczyński zgłasza również votum nieufności dla kierującego obradami wiceprezesa Zadory-Szweicera z grupy »sanacyjnej«, który jako przewodniczący zamknął wreszcie wtedy to posiedzenie trwające niemal do rana" pisał korespondent.

Dodać należy dla porządku, że z żadnego ze zgłaszanych wniosków o wotum nieufności nie wyszło nic.

Groteskowe sceny nie powinny jednak przysłaniać dramatu sytuacji, który był tym głębszy, że życiorysy jego głównych aktorów, Rajmunda Jaworowskiego i Tomasza Arciszewskiego, były w dużej mierze podobne. Obaj przeszli drogę od Organizacji Bojowej PPS, przez Legiony, po Polską Organizację Wojskową. W odrodzonej Polsce obaj zasiadali w ławach poselskich z ramienia PPS. Poróżnił ich dopiero stosunek do zamachu majowego. 

Bartłomiej Makowski 


Czytaj także

To była największa taka uroczystość w historii Polski. 89 lat temu odbył się pogrzeb Józefa Piłsudskiego

Ostatnia aktualizacja: 18.05.2024 05:51
89 lat temu ciało Józefa Piłsudskiego złożono w krypcie św. Leonarda na Wawelu. Marszałka żegnano przez dwa dni w Warszawie i Krakowie. O rozmiarach wydarzenia świadczy fakt, że podczas jego trwania padł rekord długości transmisji radiowej na żywo.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Pałac Saski - tu pracował i... pomieszkiwał Piłsudski

Ostatnia aktualizacja: 13.12.2022 05:55
Marszałkowi, w czasie gdy pełnił funkcję Szefa Sztabu Generalnego, przysługiwało służbowe mieszkanie w gmachu Pałacu Saskiego. Piłsudski spędził tu ponad pół roku życia. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wybuch na Cytadeli Warszawskiej. Największy zamach terrorystyczny w II Rzeczpospolitej czy nieszczęśliwy wypadek?

Ostatnia aktualizacja: 13.10.2023 06:00
W 1923 roku przez Polskę przetoczyła się fala zamachów bombowych zorganizowanych przez siatkę komunistycznych terrorystów. Żaden nie był jednak tak zuchwały i tragiczny w skutkach, jak ten, którego celem była prochownia w Cytadeli Warszawskiej. O ile faktycznie był to zamach. Bowiem, mimo upływu stu lat od tragedii, w sprawie, w której lista ofiar nie kończy się na zabitych w wyniku eksplozji, więcej jest znaków zapytania niż pewników. 
rozwiń zwiń