Nauka

Polscy archeolodzy zdobyli Brytanię

Ostatnia aktualizacja: 17.04.2009 08:25
Na Wyspach należy zapomnieć o starym, poczciwym niwelatorze. Wszędzie są lasery i GPS.

Po wstąpieniu naszego kraju do Unii Europejskiej i otworzeniu się niektórych zachodnich rynków pracy dla Polaków, nastąpił prawdziwy exodus młodych ludzi z Polski. Wśród nich liczną grupę stanowili studenci i absolwenci archeologii, którzy postanowili szukać szczęścia na Wyspach Brytyjskich.

Polska emigracja archeologiczna to prawdziwy fenomen – nie ma już chyba brytyjskiej lub irlandzkiej firmy archeologicznej, która nie zatrudniałaby Polaków obecnie lub w przeszłości. Wyjechał też spory procent polskich archeologów, a epizod pracy na Wyspach ma większość polskich absolwentów archeologii, którzy ukończyli studia w ciągu kilku minionych lat. Nic dziwnego, od pierwszego roku studiów każdemu z nich powtarzano, że w Polsce nie ma dla nich miejsca, chyba że załapią się na karierę naukową. Co niewiarygodne, w archeologii na Wyspach pracuje także wielu polskich piekarzy, murarzy, politologów czy ekonomistów, zatrudnianych tam np. ze względu na dobrą znajomość języka.

W poszukiwaniu doświadczenia

Powodem wyjazdu dla większości archeologów była chęć zarobienia większych pieniędzy, ale również chęć zdobycia nowych doświadczeń w innym środowisku naukowym. - To była nagła decyzja. W dużej mierze zaważyły na niej ciekawość i pęd do czegoś nowego i nieznanego – mówi Dalia Pokutta, absolwentka archeologii i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Najpierw pracowała w Irlandii, a od 2007 roku pracuje w jednej z największych firm archeologicznych w Wielkiej Brytanii, Wessex Archaeology. – Była to w pewnym sensie kontynuacja moich zainteresowań kręgiem normańskim i kulturą anglosaską jako całością. Studiowałam również archeologię Imperium Rzymskiego, ale właściwie dopiero w Wielkiej Brytanii miałam możliwość wzięcia udziału w wykopaliskach na stanowiskach rzymskich, dotknięcia i obejrzenia tych rzeczy, które do tej pory znałam jedynie z ilustracji w podręcznikach – opowiada.

Powodem wyjazdu Dominiki Gołębiowskiej, studentki archeologii śródziemnomorskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, był z kolei stres spowodowany niepewną sytuacją na polskim rynku pracy. - Miałam dosyć niestałości, niepewności, braku konkretów co do terminów ciągłości pracy, możliwości awansu oraz stresu, który temu towarzyszył - opowiada. 

Wszechstronnie wykształconych Polaków, którzy potrafią nie tylko eksplorować, ale i wykonać dokumentację rysunkową stanowiska i zabytków, wytyczyć granice wykopu czy omówić najważniejsze kultury archeologiczne całej Europy, w Wielkiej Brytanii i Irlandii bardzo się ceni. Stąd sukces, jaki tam odnieśli.

 

Deszczowo i wietrznie

Praca archeologa na Wyspach Brytyjskich różni się zasadniczo od tej na polskich wykopaliskach. Po pierwsze, oczywiście, wykopuje się pozostałości innych kultur archeologicznych. Wyspy Brytyjskie od pradziejów różniły się kulturowo od tego, co działo się w innych rejonach naszego kontynentu (któż nie słyszał o wspaniałych megalitach takich jak Newgrange czy Stonehenge), a ich oryginalność nasiliła się jeszcze w późnej starożytności i we wczesnym średniowieczu. Dlatego właśnie brytyjski archeolog, częściej  niż dzieje się to w Polsce, ma okazję znajdować monety, znakomitej jakości ceramikę, biżuterię, ozdoby czy małe dzieła sztuki – np. gliniane figurki. Niewielką glinianą statuetkę Wenus wykopała podczas wykopalisk ratunkowych przy Murze Hadriana m.in. autorka tego artykułu. W Irlandii, gdzie Rzymianie nie dotarli, kultura materialna była uboższa. - Rzadko zdarzają się tam ciekawe stanowiska, praktycznie nie ma na nich ceramiki - komentuje Dominika Gołębiowska.

 

Kolejną podstawową różnicą jest to, że na Wyspach Brytyjskich kopie się przez cały rok, chociaż praca w miesiącach zimowych jest zwyczajowo ograniczana do minimum ze względu na pogodę. W Polsce z powodu zimowych mrozów, które skuwają ziemię, praca od grudnia do lutego jest w zasadzie niemożliwa. Z drugiej strony, pracując w Anglii, trzeba przyzwyczaić się do deszczu, chociaż w Polsce, kiedy zaczyna padać, na ogół opuszcza się wykop archeologiczny, żeby nie zniszczyć stanowiska i dokumentacji. - W Irlandii nie istnieje pojęcie "rozdeptywania stanowiska". Często schodziliśmy ze stanowiska kompletnie przemoczeni - opowiada Dominika Gołębiowska. Dalia Pokutta broni wyspiarkiej aury: – Osławiona angielska pogoda nie powinna nikogo zrażać – wyjaśnia. – Relatywnie łatwo się do niej przyzwyczaić, i sądzę, że w zakresie technik osuszania wykopów z wody i błota ekipy angielskie i irlandzkie osiągnęły mistrzostwo – dodaje.

Pracując na Wyspach, należy przywyknąć m.in. do wykonywania dokumentacji na specjalnej nawoskowanej kalce, po której spływa woda, a nie na zwykłym papierze. – Naturalnie, praca w tych trudnych warunkach nie należy do przyjemności, ale prawdziwym problemem nie jest woda lecz wiatr, który, szczególnie późną jesienią, może człowieka przewrócić – śmieje się Dalia Pokutta. - Dr Jacqueline McKinley odpowiadała mi, że zaraz po studiach, kiedy pracowała na stanowiskach w północnej Szkocji dla zabawy razem z kolegami  dosłownie ‘kładli się’ na wietrze, chwytając się np. znaku drogowego, a wiatr podnosił ich na około 30 cm w górę. Klimat Wielkiej Brytanii ze względu na bliskość oceanu jest jednak bardzo przyjazny dla osób z problemami płucnymi. Sama mam dolegliwości tego typu i chociaż nie raz przemokłam w pracy do suchej nitki, rzadko choruję – opowiada.

Zwykłe przedsiębiorstwo

Archeologia brytyjska operuje odmienną metodyką niż polska, a to przekłada się nie tylko na warunki techniczne, ale i styl myślenia o archeologii w ogóle. Na Wyspach należy zatem zapomnieć o starym, poczciwym niwelatorze, o teodolicie nie wspominając. Wszędzie są lasery i GPS, a pomiarów geodezyjnych dokonuje się przy pomocy tzw. Total Stadion, które w Polsce pojawiają się jeszcze sporadycznie. Archeologia brytyjska operuje najlepszym dostępnym obecnie sprzętem, nie tylko potrzebnym podczas badań w terenie, ale także na tzw. etapie postekspoloracyjnym, czyli w laboratoriach (nie, ceramiki nie opisuje się w garażu lub pod drzewem!). - Duże firmy, takie jak Wessex Archeology, zatrudniające ponad 200 archeologów, posiadają własne statki do prowadzenia odwiertów dna morskiego, samochody terenowe, vany, magazyny, serwery, wewnętrzne sieci komputerowe, laboratoria – wymienia Dalia Pokutta. Polski archeolog może tylko z niedowierzaniem chwycić się za głowę.

Warunki nie wszędzie są, oczywiście, równie znakomite. W mniejszych firmach trudniej o łodzie i vany, ale i tam standardem jest już Total Station czy własne laboratorium. Podstawowe narzędzia są jednak takie same jak w Polsce. - Stół lub deska, krzesełka, ławki do siedzenia, kuchenka gazowa, czajnik, a zimą piecyki gazowe, czasami toster - wymienia Domika Gołębiowska. - Zawsze jest woda. Jeśli nie ma dostępu do bieżącej, przywozi się ją w beczkach - dodaje. Podobnie jest ze sprzętem wykopaliskowym: - Podstawowe wyposarzenie to jak zwykle taczka, kilof, łopata, ale już szpachelki należy mieć swoje. Sprzęt jest ciężki i często 'zdezelowany', niejednokrotnie kamuflowaliśmy sobie lepsze egzemplarze w kabinach - śmieje się. Cóż, Polacy naród sprytny!

Brytyjskie wykopaliska to wieloetapowy proces, w który zaangażowani są specjaliści z różnych dziedzin, np. archeologii, paleobotaniki czy geofizyki. W każdej z firm zatrudnieni są także menadżerowie, którzy  nadzorują rekrutację nowych pracowników, planują budżet wykopalisk, realizację kolejnych etapów projektu, przygotowanie raportów, publikacji, wreszcie organizację transportu i warunków przechowywania zbiorów, nie mówiąc już o wystawach i marketingu. Na archeologii w Wielkiej Brytanii po prostu się zarabia, dlatego w każdej firmie badawczej myśli się w kategoriach zwykłego przedsiębiorstwa.

 

Wszystko działa pełną parą, chociaż uniwersytety nie dostarczają firmom darmowej siły roboczej w postaci studentów, odbywających swoje praktyki. – Studenci archeologii w Wielkiej Brytanii nie mają obowiązku odbywania praktyk terenowych w ramach programu studiów, jeśli zatem podejmują pracę, to w firmach komercyjnych, które współpracują ze środowiskiem akademickim i oferują im staże, stypendia lub pełnopłatne zatrudnienie – mówi Dalia Pokutta. Praca w archeologii zaś zawsze jest i będzie, ponieważ każdej budowie czy przebudowie, która ingeruje w ziemię, musi towarzyszyć nadzór archeologiczny lub poprzedzające budowę wykopaliska. W Polsce, jak wiadomo, bywa z tym różnie – ale to już kwestia prawnej wrażliwości na kulturowe dziedzictwo kraju. Ewaluację zabytków (a w Wielkiej Brytanii zabytkami jest poważny procent wszystkich nieruchomości) zamawiają też w firmach archeologicznych właściciele lub dzierżawcy domów.

Imponująca jest również wielostronność analiz, jakim poddaje się dane stanowisko. Wykopaliska, jeśli takowe są planowane, poprzedza wywiad historyczny, powierzchniowy, wreszcie badania geodezyjne i geofizyczne. Dopiero później  i na podstawie wstępnych badań wykonywane są tzw. wykopy sondażowe (trenching). Nie „kopie się” też wszystkiego. Wiele rozpoznanych stanowisk pozostawia się dla tzw. „przyszłych pokoleń”. Także w przypadku podjęcia decyzji o wykopaliskach, pierwszeństwo daje się fragmentom najbardziej zagrożonym. – W przypadku rozpoznania złożonego krajobrazu archeologicznego (np. śladów osadnictwa neolitycznego z nałożoną na to siatką irygacji epoki brązu, drogą rzymską oraz kilkoma pochówkami saksońskimi) zakres badań wykopaliskowych obejmuje w pierwszej kolejności najbardziej zagrożone partie stanowiska, np. te, na których inwestor najwcześniej rozpocznie budowę domów – wyjaśnia Dalia Pokutta.

 

80% rynku archeologii komercyjnej w Wielkiej Brytanii zdominowane jest przez trzy największe firmy archeologiczne: Oxford Archaeology, Wessex Archeology oraz MOLAS. Poza ich zasięgiem pozostaje w dużej mierze obszar Szkocji, gdzie trzon badań prowadzi AOC; istnieją również dziesiątki mniejszych, często zaledwie kilkuosobowych firm, które dostarczają usług archeologicznych na lokalnym rynku, organizując niewielkie wykopaliska i odbywają tzw. nadzory archeologiczne na placach budowy. Badania archeologiczne podlegają, oczywiście, kontroli standardów pracy.

Lepsza pensja

Kolejną podstawową różnicą są zarobki. W Polsce, co prawda, pojawiły się dla archeologów możliwości zarobkowania dzięki budowom autostrad (teren przyszłej drogi musi zostać najpierw przebadany archeologicznie), ale i tak jest to nieporównywalne z możliwościami, które przed polskim archeologiem otwierają się na Wyspach Brytyjskich. Obowiązuje ustawowo 37,5-godzinny tydzień pracy, nadgodziny są opłacane podwójnie, podobnie jak ewentualna praca w soboty. Wynagrodzenie zależy od kwalifikacji, stażu pracy oraz wewnętrznej polityki danej firmy. – Młody archeolog w Wielkiej Brytanii  (tzw. poziom G2/G3) zarabia około 15 -16 tys. funtów rocznie. I chociaż w warunkach brytyjskich nie jest to kwota porażająca, to pozwala na spokojne życie i rozwój zainteresowań – zdradza Dalia Pokutta.

 

Zarówno w Irlandii jak i Wielkiej Brytanii nie można wejść na stanowisko bez odpowienich elementów ubioru. Właśnie dlatego pracownikom na czas prowadzenia badań, oprócz koniecznych narzędzi, wydawany jest bezpłatnie PPE (Personal Protective Equipment) czyli zestaw butów, kasków, ocieplanych kurtek, polarów, wodoodpornych spodni i płaszczy, kamizelek, rękawic roboczych, nauszników, a nawet kremów do opalania (z odpowiednim filtrem) i okularów przeciwsłonecznych. Pracodawcy pokrywają też zwyczajowo koszty zakwaterowania pracowników (w przypadku projektów wyjazdowych) oraz częściowo wyżywienia. Zapewniają także często rozwój zawodowy: każdy pracownik otrzymuje dostosowany do swoich zainteresowań system szkoleń.

Co dalej?

Jaka przyszłość rysuje się przed polskimi archeologami w Wielkiej Brytanii? Niektórzy decydują się zostać tam na dłużej, zakładając własne firmy, lub zatrudniając się w już istniejących. Inni wracają do kraju i nadal mają problem ze znalezieniem tu pracy. Budowa autostrad zwolniła, jest kryzys, kopie się mniej. Co gorsza, także na Wyspach Brytyjskich archeologiczny rynek pracy powoli się nasyca.

Najważniejsze jest jednak, aby wciąż poszerzać swoje kompetencje. Dominika Gołębiowska wróciła do Polski i rozpoczyna pracę pod Tarnowem, ale wciąż nie wyklucza powrotu na Wyspy. Marzą jej się wykopaliska w Turcji lub na Ukrainie. Dalia Pokutta ma inne plany: – Jestem członkiem Instytutu Archeologów Lądowych IFA – mówi. – Niedługo chciałabym zacząć studia doktoranckie, ale w Polsce – zdradza. O czym będzie pisała swoją dysertację? Cóż, najprawdopodobniej o archeologii brytyjskiej...

Marta Kwaśnicka

Autorka dziękuje Dalii Pokutta i Dominice Gołębiowskiej za pomoc w napisaniu artykułu.

Linki do najważniejszych brytyjskich firm archeologicznych:

Wessex Archeology: www.wessexarch.co.uk/
Oxford Archeology: www.thehumanjourney.net/
MOLAS (Museum of London Archeology): www.museumoflondonarchaeology.org.uk/
AOC: www.aocarchaeology.com/

Czytaj także

Detektorysta – nasz wróg

Ostatnia aktualizacja: 18.02.2009 14:02
Wielka Brytania walczy z rabusiami stanowisk archeologicznych.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Trzy zęby, które wstrząsnęły prehistorią

Ostatnia aktualizacja: 01.02.2010 13:51
Przeczytaj wywiad z drem Mikołajem Urbanowskim, ktorego zespół znalazł pierwsze polskie szczątki neandertalczyka.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Najstarsze miasteczko?

Ostatnia aktualizacja: 28.10.2009 15:09
BBC publikuje artykuł o „najdłużej zamieszkanym miejscu w Wielkiej Brytanii”. Takich miejsc jest jednak więcej.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Odkrycia, odkrycia, odkrycia...

Ostatnia aktualizacja: 13.11.2009 14:46
Zaprasza Katarzyna Kobylecka.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Skarb ze Staffordshire wart 3,3 mln funtów

Ostatnia aktualizacja: 27.11.2009 14:40
Specjaliści wycenili najwspanialsze znalezisko anglosaskiego złota.
rozwiń zwiń