Kultura

Nierozliczona zbrodnia

Ostatnia aktualizacja: 17.11.2007 12:38
„Nienawiść” jest zbiorem opowiadań, dotyczących nierozliczonych dotąd zbrodni Ukraińców na Polakach.

„Nienawiść” Stanisława Srokowskiego jest zbiorem opowiadań, dotyczących nierozliczonych dotąd zbrodni Ukraińców z UPA na mieszkających na zachodniej Ukrainie Polakach. Chociaż od tamtych wydarzeń minęło już ponad 60 lat, wciąż nie zostały wyraźnie potępione i rozliczone. Autor, który wołyńskie i galicyjskie pogromy widział na własne oczy, jest jednym z tych pisarzy, którzy stawiają przed sobą zadanie mówienia o prawdzie i walki o pamięć. Jego książka została ostatnio wyróżniona przez kapitułę nagrody literackiej im. Józefa Mackiewicza.

Ze Stanisławem Srokowskim rozmawia Petar Petrović.

W „Nienawiści” pisze Pan, że wszystkie opisywane wydarzenia miały rzeczywiście miejsce. Po przeczytaniu ostatniego opowiadania ciężko jednak uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę... Jeden z Pana bohaterów mówi, że nie boi się śmierci, tylko sposobu w jaki się mu ją zada. Czy jest jakaś granica w cierpieniu, jaką jeden człowiek może zadać drugiemu człowiekowi?

No tak, to jest pewna zagadka związana z umysłem ludzkim, z ludzką osobowością. Co tam się kryje w ciemnych rejonach naszego mózgu? Wie pan, historia świata i cywilizacji jest pełna okrucieństwa, mordów i drastycznych scen. I tak jakoś się dziwnie składa, że, mimo tych wszystkich doświadczeń, ludzkość ciągle popełnia zbrodnie. Sytuacja na Kresach była wyjątkowa w stosunku do innych obszarów Polski, region ten przeżył bowiem zwielokrotniony dramat całego kraju. W lipcu 1943 roku rozpoczął się dla mieszkających tam Polaków najokrutniejszy epizod. Wprawdzie nasza historia obfitowała w wiele tragedii, ale to było coś porażającego. Kresy miały swój odrębny smak, swój koloryt, temperaturę, tam się zupełnie inaczej żyło. To był region wielonarodowy, wieloetniczny, który od wieków w zgodzie zamieszkiwało co najmniej kilkanaście różnych nacji. Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Karaimowie, Ormianie,

"Kresy to był region wielonarodowy, wieloetniczny, który od wieków w zgodzie zamieszkiwało co najmniej kilkanaście różnych nacji."
Rumuni, Węgrzy, Niemcy, Rosjanie - to był taki konglomerat, który docierał się przez wieki. Po 11 lipca 1943 roku do województwa tarnopolskiego, w którym mieszkałem, nadeszła wiadomość, że w nocy na Wołyniu sto sześćdziesiąt siedem polskich miejscowości zostało wymordowanych przez faszystowskie oddziały UPA, tzw. banderowców. Zabito blisko czternaście tysięcy ludzi. To był początek, zwiastun tego, co miało nadejść. Z Wołynia w naszą stronę szła fala strachu, lęku i przerażenia. Najgorsze było oczekiwanie na atak i śmierć, która pojawiała się na raty, jak gdyby cięta na fragmenty, okrążająca nas i przychodząca z różnych stron. Ja osobiście doznałem takiego największego wstrząsu w październiku 1943 roku, kiedy do mojej wsi przybyla w poszukiwaniu księdza kilkuosobowa banda - zwykle w pierwszej kolejności mordowano bowiem polską inteligencję. Ksiądz akurat był wtedy w kościele. Wpadli do jego domu i nie znaleźli go. Zastali natomiast jego siostrzeńca, wywieźli go do lasu i tam wyłupali mu oczy, obcięli genitalia i język… straszliwie go poranili. Te ciało zostało następnie przewiezione do parafii i ja je widziałem. To był straszny widok i do dzisiaj mam go przed oczami. To było coś nie do ogarnięcia. Przynajmniej kilka z zamieszczonych w „Nienawiści” opowiadań dotyczy bezpośrednio mojej rodziny, która w tym ludobójstwie straciła dwudziestu czterech członków.

''
Pana opowiadania charakteryzuje naturalizm scen zbrodni. Są niczym zdjęcia reporterów wojennych przeniesione na język literatury. Z drugiej strony łączą się one z poetycznymi opisami przeżyć i wewnętrznych emocji. Te połączenie naturalizmu i poezji w Pana wykonaniu daje niesamowity efekt, dodatkowo wzmacniający przekaz.

Chciałem znaleźć taki język, który odda tamtą straszliwą rzeczywistość, ale jednocześnie przemówi do wyobraźni mojego czytelnika, otworzy w nim te pola wrażliwości, które są bardzo często zamknięte na takie okrutne sceny, na takie barbarzyństwo. Dociera do mnie bardzo wiele sygnałów, że to się udało. Książka jest porażająca, ale w jakiś sposób leczy rany. Proszę sobie wyobrazić dziesiątki tysięcy ludzi, którzy zostali dotknięci tamtą tragedią, ale uszli z życiem i błąkają się do dzisiaj po świecie. Często są
"Najgorsze było oczekiwanie na atak i śmierć, która pojawiała się na raty, jak gdyby cięta na fragmenty."
okrutnie okaleczeni - z powyrywanymi językami czy oślepieni. Wielu z tych ludzi bało się o tym wspominać i zaczęło mówić dopiero po zapoznaniu się z moją książką! Ona dala im odwagę. To bardzo ważne,  bo ci ludzie żyli w straszliwym zamknięciu. Część z nich po jej przeczytaniu poczuła pewnego rodzaju oczyszczenie: jest ktoś, kto pamięta, kto mówi o tym, że te ofiary, te mordy, te 300 tysięcy wymordowanych ludzi, że to wszystko nie poszło na darmo i wreszcie po latach - bo przecież przez tak długi czas nie można było o tym mówić - jest ktoś kto odważył się mówić: pamiętamy, pamiętamy i będziemy pamiętać!

W wielu opowiadaniach świadkiem rozmów dorosłych o zbrodniach popełnianych w okolicy jest chłopiec. Nienawiść obserwowana oczami dziecka nadaje utworom kolejnej perspektywy i głębi. Innym ciekawym elementem jest atmosfera zbliżającego się zagrożenia, która przenika Pana książkę. Gdzieś tam palą się polskie wsie, a nasza wieś z dnia na dzień dzieli się po linii narodowościowej… później jest już tylko gorzej.

Dobrym przykładem do przedstawienia tej sytuacji jest moja wieś. Była, jak na te czasy, dużą miejscowością w powiecie podhajeckim w województwie tarnopolskim. Liczyła prawie cztery tysiące mieszkańców. Żyło w niej około osiemset rodzin, w tym mniej więcej pięćset rodzin ukraińskich, dwieście dziewięćdziesiąt polskich i kilka żydowskich. Była to wieś bardzo zgodna i nie było jakichś szczególnych konfliktów, napięć, dramatycznych wydarzeń. Ja miałem dwóch przyjaciół: Sławka - Ukraińca i Berko - Żyda.
"To nie były też „zwykłe” morderstwa, tylko „zabiegi chirurgiczne”: mordowano blisko na trzysta sposobów. To jest dramat, z którym ani ja jako indywidualny człowiek, ani my jako naród, ani Europa jako pewna zbiorowość sobie nie radzimy, gdyż wyraźnego potępienia tego dramatu do tej pory nie uzyskaliśmy"
Proszę sobie wyobrazić, że każdy z nas mówił trzema językami! Było czymś naturalnym, że się razem bawiliśmy. I wtedy nadszedł ten straszny czas, który dla nas, dla dzieci, był nie do pojęcia. Jednego dnia wychodzę na podwórko, idę do mojego przyjaciela Sławka, Ukraińca, i okazuje się, że ja się już z nim nie mogę bawić, gdyż on mi powiada: ‘Ja z tobą już nie będę rozmawiać, bo ty Lach’. Oczywiście, to nie był jego wymysł, tylko jemu to powiedział jego ojciec, a ojca zapewne przestrzegł jakiś banderowiec, że jeżeli będzie utrzymywał kontakty z Polakami, to zrobią z jego rodziną to, co z nimi. Pęknięcie mojej wsi zaczęło się właśnie od dzieci - ich przyjaźń została gwałtownie przecięta, jak siekierą. Najbliżsi przyjaciele przestali na siebie patrzeć i odwrócili się do siebie plecami, a później napadnięto na wieś i wyrżnięto bardzo wielu ludzi. Później okazało się, że to mordowanie to nie był tylko taki zryw, tylko to była z góry zaplanowana akcja eksterminacji całych powiatów i gmin. To nie były też „zwykłe” morderstwa, tylko „zabiegi chirurgiczne”: mordowano blisko na trzysta sposobów! Sołżenicyn powiedział kiedyś, że Sowieci mordowali swoich przeciwników politycznych na sześćdziesiąt parę sposobów - Ukraińcy wielokrotnie przekroczyli tę liczbę! I to jest ten dramat, z którym ani ja jako indywidualny człowiek, ani my jako naród, ani Europa jako pewna zbiorowość sobie nie radzimy, gdyż wyraźnego potępienia tego dramatu do tej pory nie uzyskaliśmy. To był akt ludobójstwa. Do tej pory ani polski rząd, ani polski parlament tego aktu nie potępił. Nie potępił go także parlament ukraiński w takim stopniu, w jaki byśmy oczekiwali, Europa zaś o tym zupełnie nic nie wie. Ten dramat ciągle jest w uśpieniu i któregoś dnia wybuchnie, jeśli się tego nie załatwi tak, jak to załatwili swojego czasu Niemcy i Francuzi.

Pana opowiadania dotyczą  - nazwijmy rzecz po imieniu – ludobójstwa. Zawierają one też wymiar uniwersalny, podobne rzeczy działy się bowiem na różnych szerokościach geograficznych. I wszędzie występuje podobny problem rozliczenia się ze zbrodnią, ukrywania prawdy i uciekania od przeszłości. Ale nie zamkniemy przecież pewnego etapu wzajemnych stosunków, jeśli nie powiemy o tym czasie całej prawdy, choćby była bardzo bolesna. Czy taki cel - walkę o prawdę - postawił Pan sobie jako pisarz i jako świadek?

Mackiewicz powiedział: „Jedynie prawda jest ciekawa”. Ja dodał bym do tego inną zasadę: „Ile prawdy, tyle wolności”. Mamy formalną wolność, ale trzeba sobie zadać pytanie, co to właściwie oznacza. Czy nie to jest stan, w którym wolno o czymś mówić i w którym nasz głos jest słyszalny i dociera do ludzi? A przecież, moim zdaniem, żyjemy w takiej sytuacji, że nasz głos tylko częściowo dociera do świadomości zbiorowej. Na Ukrainie stawia się pomniki zbrodniarzom, którzy mordowali Polskie dzieci. Ukraińskie młode pokolenie jest wychowywane w
"Chciałem znaleźć taki język, który odda tamtą straszliwą rzeczywistość, ale jednocześnie przemówi do wyobraźni mojego czytelnika."

fałszywej i złej świadomości, w kłamstwie. Co się stanie z tym pokoleniem, które pewnego dnia dojdzie do tego, jak było naprawdę? Co powiedzą swoim ojcom, swoim dziadkom? To jest problem związany z naszą świadomością zbiorową, z naszą odpowiedzialnością za własne losy. Moja książka jest kolejną próbą pokazania właściwej drogi, próbą ocalenia pamięci narodowej. Dla mnie po prostu niepojęte i przerażające jest to, że nasze władze nie potrafią sobie poradzić z tym problemem.

Mówimy o prawdzie, która musi być ujawniona. Pomówmy teraz o walce o prawdę, którą już Pan stoczył i w której udało się Panu zwyciężyć.

Od wielu lat podejmowałem problem ludobójstwa na Kresach. Zacząłem właściwie już w latach siedemdziesiątych, ale moje dwie książki ukazały się dopiero w latach osiemdziesiątych, kiedy zostałem po stanie wojennym zwolniony z pracy. Przez dwa lata byłem bez zajęcia i wtedy poświęciłem się wspomnieniom. Wtedy napisałem moją pierwszą kresową powieść, „Duchy dzieciństwa”. Ale największe problemy miałem z cenzurą, gdy napisałem „Repatriantów”. Ta książka ukazała się dopiero na przełomie 1988/89 roku. Zanim do tego doszło książka musiała przeleżeć prawie siedem lat w cenzurze. Zaproponowałem ją warszawskiemu „Czytelnikowi” i została entuzjastycznie przyjęta na przykład przez Włodzimierza Boleckiego, wybitnego polskiego badacza. Nie mogła jednak pojawić się na rynku. Okazało się, że na jednym z posiedzeń PZPR, na którym omawiano problemy kultury, zaproszony na nie ambasador sowiecki Aryston spytał o książkę pt. „Repatrianci”. Nikt poza nim o tej książce nawet nie słyszał! To świadczy o tym, że Sowieci mieli wszędzie swoje „wtyczki”. Na skutek jego interwencji moja książka nie mogła się ukazać. Gdy była już zgoda polityczna na jej publikację, to przyczepiła się cenzura. I musiałem całymi miesiącami walczyć o każdy rozdział i każdą stronę. Ale udało się, książka wyszła, a „Nienawiść” jest jakby jej dopełnieniem.

Niedawno przyznano nagrodę im. Józefa Mackiewicza. Pana książka „Nienawiść” została wprawdzie wyróżniona przez kapitułę, ale nagroda główna przypadła komuś innemu. Czy czuje Pan niedosyt?

Myślę, że najważniejsze jest to, że dostrzeżono pewien problem, pewną sytuację, o której ludzie dziś nie bardzo chcą wiedzieć i nie bardzo chcą pamiętać. Myślę, że problem Kresów jest problemem bardzo ważnym dla Polaków, dla polskiej świadomości i pamięci narodowej. W moim wystąpieniu podczas przyznawania nagrody bardzo mocno ten fakt podkreśliłem. I to dało mi wielką satysfakcję.

Przeczytaj również: Nagroda Mackiewicza dla ks. Isakowicza-Zaleskiego

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Samotność nie jedno ma imię

Ostatnia aktualizacja: 20.03.2008 08:27
Ludzkość za wszelką cenę stara się uciec od samotności, wymyślamy rożne sposoby na komunikację z drugim człowiekiem, jednak wszystkie „osiągnięcia techniczne” tak naprawdę nas przed nią nie „ratują”.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wieczór literacki: Nagroda Literacka im. Józefa Mackiewicza

Ostatnia aktualizacja: 11.11.2007 21:00
Zapraszamy na audycję, która poświęcona będzie Nagrodzie Literackiej im. Józefa Mackiewicza.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Nagroda Mackiewicza dla ks. Isakowicza-Zaleskiego

Ostatnia aktualizacja: 12.11.2007 14:52
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski został tegorocznym laureatem literackiej nagrody imienia Józefa Mackiewicza. Członkowie kapituły jednogłośnie zadecydowali o tym, że złoty medal należy się budzącej wiele kontrowersji książce Księża wobec bezpieki na przykładzie Archidiecezji Krakowskiej.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Nominowani do Nagrody im. Mackiewicza

Ostatnia aktualizacja: 25.08.2009 13:45
11 listopada br. poznamy kolejnego, ósmego już, laureata nagrody im. Józefa Mackiewicza. Członkowie kapituły przyznali nominacje za rok 2008.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Rozliczeniowa epika Mackiewicza

Ostatnia aktualizacja: 17.08.2008 05:03
Proza „Lewej wolnej” zawiera w sobie wszystko, czego oczekiwać można od dobrej epiki. Akcja, dramat, wielowymiarowe postacie, szeroki rozmach. Powieść Mackiewicza pozostaje najważniejszym w polskiej literaturze utworem o wojnie 1920 roku.
rozwiń zwiń