Choć korzeni konfliktu szukać trzeba głębiej, w XIX wieku, gdy na Kaukazie Południowym gwałtownie wzrosła liczba chrześcijańskich Ormian, przybyłych z Persji i Turcji. Prowadziło to do licznych konfliktów z ludnością azerbejdżańsko‑muzułmańską. Tym bardziej, że Ormianie byli faworyzowani przez carskie władze.
W latach 1918–1920 areną starć stał się Górski Karabach. Ormianie stanowili w tej prowincji zdecydowaną większość (według spisu z 1926 r. było ich 89,1% wobec 10% Azerbejdżan), jednak umacniający swoją władzę bolszewicy przyłączyli go do sowieckiego Azerbejdżanu, gdzie otrzymał status obwodu autonomicznego. Geograficznie, gospodarczo i komunikacyjnie obszar ten rzeczywiście bardziej związany był z Azerbejdżanem. Ponadto na terenie prowincji leży miasto Szusza, które miało z kolei charakter czysto azerbejdżański i stanowiło ważny ośrodek historyczny i kulturalny w skali całej republiki. Ale decyzję bolszewików dyktowała także, a może przede wszystkim logika „dziel i rządź”.
Ormianie domagali się przekazania Górskiego Karabachu ich republice (w ramach ZSRR) już w latach 60., a w 1987 r. powstał walczący o to społeczny Komitet Karabach. Azerbejdżan nie chciał, rzecz jasna, o takim rozwiązaniu słyszeć. W niepodległość oba kraje weszły w stanie wojny, którą zakończył zawarty w maju 1994 r. rozejm. Siły ormiańskie, wspierane nieoficjalnie przez Rosję, uzyskały kontrolę nad niemal całym Górskim Karabachem oraz nad terenami leżącymi między nim a Armenią i Iranem: utworzono tam nieuznaną przez nikogo – nawet przez Armenię – Republikę Górskiego Karabachu. Stan taki trwał do jesieni 2020 r., gdy wojska azerbejdżańskie, korzystające ze wsparcia Turcji, odbiły po nowej, półtoramiesięcznej wojnie – tzw. drugiej wojnie karabaskiej – znaczną część tych obszarów na czele z Szuszą (toczony przez dekady pod egidą OBWE proces pokojowy nie przyniósł żadnych rezultatów). Zawarto nowy rozejm, który żyrowała Moskwa. Skierowała ona nawet na miejsce siły pokojowe.
Jesienią 2023 r. Azerbejdżan przeprowadził błyskawiczną operację i odzyskał kontrolę nad resztą karabaskiego parapaństwa. W efekcie praktycznie cała ludność ormiańska opuściła prowincję, a z czasem Baku wyprosiło Rosjan. Można powiedzieć, że konflikt karabaski się zakończył – bo przestał istnieć jego przedmiot (zaś Erywań już wcześniej uznał terytorialną integralność Azerbejdżanu). Ale międzypaństwowy konflikt Armenii z Azerbejdżanem pozostał nierozwiązany. Oba państwa nigdy nie nawiązały ze sobą stosunków dyplomatycznych, a granica pomiędzy nimi – niezdelimitowana i niezdemarkowana – jest od ponad trzydziestu lat zamknięta (podobnie, jak granica armeńsko-turecka).
Dla obu państw pokój jest korzystniejszy niż wojna: Armenii dałby on wyjście z regionalnej izolacji (przez zamknięte granice ominęły ją ważne projekty infrastrukturalne), Azerbejdżanowi – lądowe połączenie z będącym eksklawą Nachiczewanem. Ale strony nie miały do siebie elementarnego zaufania i nie było pośrednika, który mógłby być gwarantem zawartego pokoju. Przez lata głównym pośrednikiem była Rosja, która dzięki temu trzymała oba państwa w swej orbicie – teraz stosunki Baku i Erywania z Moskwą są zdecydowanie chłodne. Rozmowom przedstawicieli Armenii i Azerbejdżanu towarzyszyły incydenty zbrojne i wymiany ognia. Ale w końcu pojawiło się światełko w tunelu. W marcu tego roku strony ogłosiły, że uzgodniły tekst porozumienia pokojowego. Zaś 8 sierpnia przywódcy Armenii i Azerbejdżanu – premier Nikol Paszynian i prezydent Ilham Alijew – podpisali wraz z prezydentem USA Donaldem Trumpem deklarację, w której potwierdzili wolę pokoju. W czasie tego samego szczytu szefowie dyplomacji skonfliktowanych państw parafowali uzgodnione porozumienie.
Nie oznacza to, oczywiście szybkiej normalizacji relacji. Baku jako warunek stawia zmianę preambuły do armeńskiej konstytucji – jest tam odwołanie do deklaracji niepodległości, która wspomina o Górskim Karabachu, co Azerbejdżan odbiera jako pretensje terytorialne. Erywań takiej zmiany nie wyklucza, ale ustawy zasadniczej nie da się skorygować z dnia na dzień. Ważne jest jednak, że nie słychać już o nowych incydentach zbrojnych. Wydaje się też, że strony znalazły także rozwiązanie kwestii tranzytu do Nachiczewanu. Wcześniej Baku domagało się czegoś w rodzaju eksterytorialnego korytarza, w czym Erywań widział zagrożenie dla swojej suwerenności. W Waszyngtonie uzgodniono, że droga i linia kolejowa funkcjonować mają w ramach projektu o nazwie TRIPP – Trump Route for International Peace and Prosperity (Szlak Trumpa na rzecz Międzynarodowego Pokoju i Dobrobytu), a zasady jej użytkowania zostaną ustalone we współpracy pomiędzy Armenią a USA.
Mimo sceptycyzmu wielu komentatorów, pokój pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem (a także Armenią a Turcją) jest bliżej niż kiedykolwiek.
Wojciech Górecki – analityk Ośrodka Studiów Wschodnich