Kultura

Proza zadaje pytania

Ostatnia aktualizacja: 04.02.2009 09:50
Swoją przygodę z literaturą rozpoczął od gatunku science fiction. Obecnie jest jednym z najbardziej znanych publicystów politycznych w Polsce. Jego książki publicystyczne "Polactwo", "Michnikowszczyzna", "Zapis choroby", "Czas wrzeszczących staruszków" rozeszły się na pniu. Po trzech latach Rafał Ziemkiewicz, laureat Nagrody Kisiela z 2001 roku, wraca z kolejną powieścią "Żywina".

Historia pańskiego bohatera tytułowego – Żywiny – może się wydać czytelnikowi zaskakująco bliska…

Staram się pisać, jeśli chodzi o kwestie techniczne, zgodnie z XIX-wiecznym postulatem „prawdziwego zmyślenia”; opisywać ludzi i zdarzenia fikcyjne, ale prawdopodobne, więcej nawet, typowe. Stąd i fabułę „Żywiny” tworzyłem w taki sposób, by czytelnik miał stale wrażenie, że zna te postaci, zna te sytuacje, że ta rzeczywistość jest mu nieobca. Wszystko jest tu prawdziwe, choć w rzeczywistości nic się nie zdarzyło w taki sposób, jak w powieści. Przy czym nie chodziło mi o to, by napisać demaskatorski reportaż, jestem zresztą dziennikarzem, więc mogę to zrobić w każdej chwili; chciałem wydestylować pewien głębszy sens z naszych doświadczeń ostatnich lat.


Czy nie obawiał się pan, opisując polską rzeczywistość po transformacji ustrojowej, że może wyjść panu książka z elementami dydaktyki?

Kiedy piszę prozę, nie mam ambicji wpływania na czyjekolwiek poglądy. Zresztą to by nie miało sensu, moje książki publicystyczne rozchodzą się przecież w o wiele większym nakładzie niż moje powieści, a do jeszcze większej liczby ludzi docieram ze swoimi poglądami poprzez gazety, telewizję czy radio. Powieść nie służy do tego by przekazywać w niej treści publicystyczne. Powieść jest po to, by opowiedzieć historię. Gdybym publikował prozę pod pseudonimem to myślę, że nie doszukiwano by się wtedy w niej jakiejkolwiek publicystyki. Recenzenci po prostu chętnie rozumują prostymi sztampami − skoro słyszeli o autorze jako o prawicowym (cokolwiek to znaczy) publicyście, to każde zdanie jego powieści odczytują jako opakowany w fabułę jad konserwatywno – liberalny, sączony w młode dusze (śmiech). W XIX wieku powieść bywała skutecznym wehikułem do przemycania, popularyzowani treści pozaartystycznych. Ale w dzisiejszych czasach, powtórzę, to nie ma sensu, publicystyka dociera znacznie szerzej, a literatura jest czymś niszowym, elitarnym.  

"Powieść jest po to, by opowiedzieć historię."

Czy z taką szarą rzeczywistością, jaką opisuje pan w „Żywinie”, styka się pan podczas spotkań autorskich w mniejszych miejscowościach?

Owszem, dużo jeżdżę po Polsce i często spotykam się z ludźmi z małych miejscowości, zwłaszcza z ludźmi pewnego szczególnego typu, których w powieści reprezentuje radny Kucia. Są ludzie, którzy starają się rozruszać aktywność obywatelską w tych miasteczkach, starają się wykonać jakąś pracę intelektualną. Szamoczą się z tym w społeczeństwie, które w większości żyje w sposób kompletnie bezrefleksyjny, a jeżeli już jakieś refleksje snuje, to raczej samousprawiedliwienia w stylu: „na układy nie ma rady”, „nie odpalisz to nie wystartujesz” albo „nie bądź orłem bo wylecisz”. A poza tymi podróżami, mieszkam na wsi przez prawie sześć miesięcy w roku, a z inną wsią mazowiecką łączą mnie wciąż rodzinne koneksje. Coś więc wiem o „Polsce B”. Ale w powieści patrzę na nią oczyma warszawskiego dziennikarza, i to on jest w powieści najważniejszy, a nie obraz prowincji. Nie chciałem napisać książki ani o Polsce powiatowej, ani o polskiej polityce, ani o tym, że mieszkamy w kraju patologii społecznych. Przede wszystkim postawiłem sobie zadanie napisania książki o człowieku, który uświadamia sobie pewne wyzwania jakie stawia przed nim rzeczywistość i w związku z tym musi dojrzeć do ich podjęcia.

Na razie nie odważyłem się przedstawić obrazu polski powiatowej widzianej oczami człowieka stamtąd. To by było ciężkie zadanie pisarskie, także dlatego, że trzeba by użyć bohatera, który z natury jest bezrefleksyjny. W zasadzie można by używać go tylko jako podmiotu rejestrującego dźwięki i obraz, nie dodającego jakiegokolwiek  komentarza do tego, co widzi i słyszy.

"Od czasów Homera przerabiamy w kółko tę samą historię, tylko ją stale aktualizujemy."

W książce znajduje się motto z conradowskiej „Smugi cienia”. Radek, pana główny bohater, w trakcie rozwoju akcji przechodzi znaczącą przemianę.

Nawiązanie do „Smugi cienia” oczywiście nie wzięło się znikąd; to jest powieść o momencie dojrzewania do męskości, wejściu w męskość, momencie, którego wielu mężczyzn dziś w ogóle już nie przechodzi, a część przechodzi go bardzo późno. Myślę, że jest to dla mojego bohatera swego rodzaju błogosławieństwo, że zdarzyło mu się przejść w tę conradowską „granicę cienia” (bo właściwie tak powinno się tłumaczyć „shadow line”, nie jako „smugę”; chodzi przecież o granicę, którą gdy się raz przekroczy, to już pozostaje się gdzie indziej.) Nie jestem zwolennikiem tej modnej ostatnio maniery ciągłego robienia aluzji do różnych tekstów, bo uważam, że jest to puste popisywanie się erudycją i brak uczciwości względem czytelnika − on przecież kupuje powieść, bo chce przeczytać dobrą historię o pełnokrwistych bohaterach, a nie rozwiązywać jakieś łamigłówki, które w dodatku, jak się je już rozwiąże, okazują się najczęściej kodować zupełnie banalne konstatacje. Ale gdzieś tam w wartości naddanej uważam, że dobrze jest, by w powieści istniał jeszcze pewien odsyłacz, który pozwala spojrzeć na jakąś sytuację w kontekście wielkich autorów, którzy kiedyś o tym pisali. Przecież od czasów Homera przerabiamy w kółko tę samą historię, tylko ją stale aktualizujemy. Literatura oddająca nasze życie, tak naprawdę ciągle opisuje kilka mitycznych historii i słusznie mówi się, że pisarz zawsze stoi na ramionach swoich wielkich poprzedników.

Czy poczucie dziedziczności, nad którym zastanawia się Radek, związane jest tylko z życiem prywatnym bohatera, czy także z powtarzalnością pewnych wydarzeń w historii Polski?

Pytanie o to na ile jesteśmy zdeterminowani naszymi przodkami jest jednym z ciekawszych pytań, nad którymi warto się zastanawiać. Ono w gruncie rzeczy było główną osią „Ciała obcego”, mojej poprzedniej powieści, tylko tam interesowały mnie plany bardzo osobiste; fatalność powtarzania losu ojca, problemów psychicznych matki. Tam było to w skali mikro, w „Żywinie” mamy do czynienia ze skalą makro. Jest to jeden z rejonów, w które chciałbym zaprowadzić czytelnika i zachęcić go do samodzielnych rozważań, do wpisania również swoich oświadczeń. Bo przecież to, że generalnie jesteśmy narodem bez pamięci nie oznacza, że jesteśmy narodem bez przeszłości. Skądś się przecież nasze zachowania i odruchy biorą.

Dlaczego umieścił pan tą duchową przemianę Radka w okresie „festiwalu umierania papieża”?

Znowu muszę powiedzieć coś przykrego o niektórych recenzentach i produkowanych przez nich sztampach. „Był sobie taki facecik z liberalnej, wysokonakładowej gazety, piwko, dziewczynki, fajnie się w życiu ustawił i nagle zobaczył jak ludzie płaczą przy śmierci papieża i się nawrócił” − takie streszczanie „Żywiny” naprawdę nie ma z nią wiele wspólnego. Radek spisuje wspomnienia już w jakiś czas po śmierci papieża, i sposób, w jaki o tej chwili opowiada sam w sobie jest dowodem, że nie otrzymał łaski wiary, choć wspomina, że w chwili, gdy był w owym tłumie, czuł przemożne pragnienie by stać się jego częścią. To dla mnie ważna scena − człowiek świadomie dystansujący się od wiary, mający raczej złe wspomnienia związane z kościołem, do którego ciągnęła go na siłę „rozmodlona” matka, wsłuchuje się w słowa płynące z pieśni kościelnej o tym chlebie, który łączy złote ziarna i żałuje, że coś przeszkadza mu się roztopić w tłumie. W innej scenie, podczas rozmowy ze swoją kochanką, mówi, że jeżeli by odrzucić religię, to można być tylko prymitywem, stoikiem albo epikurejczykiem. Wówczas określa siebie jako epikurejczyka, w chwili, gdy spisuje swe wspomnienia, opatruje to komentarzem, że nadal tak uważa, zmienił się tylko jego wybór. Wiadomo, że prymitywem nie został, więc trzeba przyjąć, że sam po wszystkich opisanych w książce doświadczeniach deklaruje się jako stoik. Nie stał się narodowym katolikiem − to by było zbyt trudne i zbyt proste zarazem, chociaż myślę, że bohater by w jakimś sensie tego chciał. Wszyscy mamy tendencję do szukania łatwej identyfikacji. Człowiek jest zwierzęciem stadnym i dobrze się czuje w stadzie, kiedy inni za niego myślą i podejmują decyzje. Ale są jednostki, które mają wszczepiony taki gen obcości i to właśnie one bardzo dobrze nadają się na bohaterów literackich. Radek jest właśnie taki. W całej mojej dotychczasowej twórczości prozatorskiej ten człowiek jest w największym stopniu postacią przeze mnie wykreowaną. Nie jest przypadkiem, że jest on ode mnie młodszy o osiem lat. To też dla mnie ważne, w polskiej prozie stało się zwyczajem, że bohaterem czyni się rówieśnika, daje mu się swoje doświadczenia i swój sposób patrzenia na świat. A ja celowo chciałem napisać o ludziach z innego pokolenia, czy właściwie o ludziach tworzących jakieś pokolenie. Bo uważam, że moje roczniki to z perspektywy czasu jakieś takie półpokolenie - ani to już PRL, ani jeszcze wolna Polska. Chciałem napisać o ludziach, których znam. Wydaje mi się, że myślą zupełnie w inny sposób niż ja, i to właśnie ich sposób myślenia prezentuje Radek.

W pamięci pozostają dwie drugoplanowe postacie z Pana powieści, Seweryn broniący beznadziejnej sprawy dworku i radny Kucia. Obydwaj gotowi są do zmieniania rzeczywistości poprzez „pracę u podstaw”. Czy jest to droga dla tych, którzy nie zgadzają się z zastaną rzeczywistością?

Bohaterowie, których pan wymienił prezentują różne sposoby na radzenie sobie z rzeczywistością. Prywatnie mogę powiedzieć, że Kucię uważam za swojego Gajowca. U ludzi z którymi się stykam taka postawa upartego twierdzenia „róbmy swoje, a koniec końców coś z tego dobrego wyjdzie” jest mi miła. Nie staram się jej jednak wcisnąć czytelnikowi. Takich Sewerynów i Kuciów znam, znam też Galosów - jak burmistrz Bykowa, a co do Żywinów, to już chyba nie musimy o nich rozmawiać, znamy ich wszyscy zbyt dobrze.

Pańska publicystyka i literatura związana ze współczesną Polską kwalifikowana jest do tzw. prawicowego nurtu literackiego. Co pan myśli o szufladkowaniu autorów?

Jeśli ktoś próbuje mi nalepić etykietkę, to podejrzewam, że nie robi tego, by zrobić mi dobrze (śmiech). Nie mam na to wpływu. Ale moim zdaniem można być konserwatywnym, socjalistycznym albo liberalnym publicystą, ale nie można być takim pisarzem, ponieważ konserwatywne czy liberalne mogą być wyłącznie odpowiedzi, a proza odpowiedzi nie daje, proza składa się z samych pytań. Ważne jest tylko to, czy są to pytania celne, ciekawe dla ludzi, i czy historia jest dobrze opowiedziana. Rynek oczywiście wymaga kawałkowania literatury, nalepiania etykietek, i ta szufladka, literatura czy proza „prawicowa” okazała się nawet pewnym pomysłem na sukces, są czytelnicy, których taka etykieta przyciąga. Ale ja nie chciałbym z tego korzystać.

Rozmawiał Petar Petrović.

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Książka czeka na nas

Ostatnia aktualizacja: 20.05.2009 12:59
Nowości, albumy, powieści, tomiki wierszy, spotkania z autorami i wydawcami, 500 wystawców, 600 imprez towarzyszących - tak zapowiadają się 54. Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie rozpoczynające się 21 maja w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Paryski okres Wokulskiego

Ostatnia aktualizacja: 08.09.2009 14:50
Od tygodnia na antenie Programu 2 prezentowana jest „Lalka” Bolesława Prusa. Już niedługo na jedną z najważniejszych powieści polskiego pozytywizmu, będzie można spojrzeć z nieco innej perspektywy. Krzysztof Rutkowski kończy pracę nad książką "Wokulski w Paryżu".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Hiszpańska pora

Ostatnia aktualizacja: 07.10.2009 09:49
Już dziś w kilkunastu miastach w Polsce rozpoczyna się Festiwal 4 Pory Książki – Pora Prozy. Ta, trzecia w tym roku odsłona festiwalu, poświęcona będzie literaturze hiszpańskojęzycznej, stąd zaproszeni goście: Susana Fortes z Hiszpanii, Pablo De Santis z Argentyny i Leonardo Padura z Kuby.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Czy niedźwiedzie czują się samotne

Ostatnia aktualizacja: 04.01.2010 12:12
Często najprostsze pytania budzą najwięcej trudności. Na niektóre odpowie gość Krzysztofa Michalskiego Tomasz Brzozowski
rozwiń zwiń