Historia

Dobrze urodzony buntownik albo "wręcz przeciwnie". Jean-Luc Godard i jego kino

Ostatnia aktualizacja: 03.12.2023 05:45
– To rzadki przykład twórcy, który zaczął od arcydzieł. Mówiono o nim "papież Nowej Fali", ale Jean-Luc Godard był papieżem kina autorskiego w ogóle. Można nawet powiedzieć, że jego sztuka wykraczała poza samo kino – mówił o Godardzie krytyk filmowy Łukasz Maciejewski.
Po lewej: Jean-Luc Godard w Cannes w 2004 roku. Po prawej Jean-Luc Godard w  Paryżu w 1968 roku
Po lewej: Jean-Luc Godard w Cannes w 2004 roku. Po prawej Jean-Luc Godard w Paryżu w 1968 rokuFoto: Vincent Kessler / Reuters / Bruno Barbey / Magnum Photos / Forum

3 grudnia 1930 roku urodził się Jean-Luc Godard, reżyser, scenarzysta, producent i krytyk filmowy, jeden z ważniejszych twórców francuskiej Nowej Fali (Nouvelle Vague) i jeden z najbardziej wpływowych autorów kina XX wieku.

Dla Francuzów był człowiekiem-legendą przez sześćdziesiąt lat - od premiery kultowego "Do utraty tchu" w 1960 roku aż do ostatnich filmów nakręconych tuż przed śmiercią w 2022 roku. Choć Nouvelle Vague we francuskim kinie tworzona była przez całe rzesze filmowców, a przy tym była ruchem bardzo niejednorodnym, to właśnie nazwisko Godarda stało się niemal synonimem całego nurtu i to jemu przypadł w udziale tytuł "papieża Nowej Fali". Louis Aragon, francuski poeta i prozaik, poszedł o krok dalej, mówiąc: "dzisiejsza kinematografia- to Godard!".

Gdy zmarł, na łamach francuskiej prasy żegnano go jak bohatera, nazywano "geniuszem", "twórcą totalnym", "prawdziwym rewolucjonistą", a nawet - choć z pewną dozą ostrożności - "bogiem" (anglojęzyczne ucho wychwyci w nazwisku filmowca grę słów "God-art", czyli "Bóg-sztuka"). Prezydent Francji Emmanuel Macron napisał wtedy: "straciliśmy skarb narodowy".

Za życia Jean-Luc Godard również miał wysokie mniemanie o sobie, ale jednocześnie nie pozwalał się łatwo zaszufladkować i wciąż uciekał od prób zamknięcia go w łatwej do przyswojenia formule. Dlatego, gdyby mógł przemówić po śmierci, na widok gazetowych pochwał mógłby zechcieć przypomnieć epitafium, które sam sobie kiedyś wymyślił: "Jean-Luc Godard, au contraire" ("Jean-Luc Godard, wręcz przeciwnie").


Posłuchaj
04:44 Wybieram Dwójkę 13.09.2022 godard.mp3 Krytyk filmowy Łukasz Adamski: Był kimś, kto mówi zupełnie własnym językiem. Szedł też w różne kontrowersyjne ideologiczne tory. Jedno jest pewne, to był wielki filmowiec, geniusz kina i jego śmierć zamyka pewną epokę (PR, 2022)

 

Dobre szkoły i niedobre kino

Jean-Luc Godard przyszedł na świat 3 grudnia 1930 roku w Paryżu w zamożnej rodzinie potomków francusko-szwajcarskich protestantów. Jego ojciec Paul był lekarzem, a matka Odile córką słynnego paryskiego bankiera Juliena Monoda. Pochodzenie z dobrego domu, które zresztą było wspólne dla wielu twórców Nowej Fali, było mu później wytykane przez krytyków i filmowców niechętnych nurtowi. W "Historii filmu" Jerzy Płażewski docenił wprawdzie debiutanckie dzieła nowofalowców, ale resztę ich twórczości postrzegał jako porażkę, której przyczyn upatrywał w zamknięciu się "w kręgu towarzysko-erotycznych doświadczeń synów z zamożnych rodzin".

Dzieciństwo i młodość spędził Godard po części we Francji, po części w Szwajcarii, gdzie mieszkał m.in. przez niemal cały okres II wojny światowej. W 1946 roku podjął naukę w Lycée Buffon w Paryżu, gdzie zadzierzgnął wiele bliskich relacji z innymi lepiej urodzonymi młodymi Francuzami, a poprzez nich wszedł w świat paryskich artystów, pisarzy, filozofów, wreszcie - kinomanów.

Francuska kinofilia, która najsilniej zaczęła rozwijać się we Francji w latach 50. XX wieku, gdy tamtejszy przemysł filmowy wyszedł w końcu z powojennej zapaści, była wyjątkowym zjawiskiem na tle Europy i to właśnie ona przygotowała grunt pod nadchodzącą rewolucję Nowej Fali. W "Słowniku filmu" Tadeusz Lubelski tak charakteryzuje to zjawisko:

"miłośnictwo kina podniesiono do rangi powołania życiowego. Najpełniejszy wyraz znalazło ono w działalności krytycznej młodych redaktorów miesięcznika »Cahiers du Cinéma« (wydawanego od 1951), szydzących z dramaturgicznego i myślowego skostnienia tradycyjnego kina »papy« oraz domagających się filmów tworzonych przez »autorów«, świadomych stosowanych środków i wprowadzających na ekran własną, osobistą problematykę".

Nadciąga Nowa Fala

Właśnie od "Cahiers du Cinéma" i krytyki filmowej zaczęła się przygoda Godarda z kinem. Niezadowolony, podobnie jak inni młodzi entuzjaści ruchomych obrazów (m.in. Éric Rohmer, Jacques Rivette, Claude Chabrol, François Truffaut), z tego, co oferują im filmowcy starszego pokolenia, a także ze sposobu przedstawia sztuki filmowej przez rozmaitych znawców, zaczęli żądać czegoś zupełnie nowego, zarówno pod względem formy i treści, jak i na gruncie politycznym i społecznym.

Publicyści "Cahiers du Cinéma", buntownicy pełni młodzieńczego entuzjazmu, sami odpowiedzieli na własny apel i już niebawem zaczęli robić filmy. Były to przede wszystkim tanie amatorskie produkcje krótkometrażowe, pod koniec lat 50. zaczęły jednak pojawiać się także pełne metraże. Pierwszeństwo miał "Piękny Serge" Claude'a Chabrola z 1958 roku.

Na przełomie dekad nastąpił prawdziwy wybuch. W bardzo krótkich odstępach czasu powstało kilka arcydzieł, które wyznaczyły żelazny kanon Nouvelle Vague. W 1959 roku François Truffaut pokazał widzom głośne "Czterysta batów" ("Les quatre cents coups"), a Alain Resnais bulwersujący obraz "Hiroszima, moja miłość".

Rok później do kin trafił pełnometrażowy debiut Godarda "Do utraty tchu" ("À bout de souffle") według scenariusza napisanego przez reżysera wspólnie z Truffautem. Film uznany został za najbardziej reprezentatywny dla całego nurtu francuskiej Nowej Fali. Zaraz po premierze 30-letniego reżysera okrzyknięto głosem pokolenia, a tłumy Francuzów szturmowały kina, by zobaczyć coś, czego do tej pory nie było nie tylko we Francji, ale w ogóle na całym świecie.

Improwizacje, paradoksy i jeden "brzydal"

Michel Poiccard (grany przez Jeana-Paula Belmondo) kradnie samochód i wyrusza w podróż do Paryża. Zatrzymany przez policyjny patrol, używa odkrytego w schowku pojazdu rewolweru i zabija jednego z funkcjonariuszy. Potem w Paryżu przez pewien czas ukrywa się przed policją, a jednocześnie próbuje odzyskać pieniądze od pewnego dłużnika i wdaje się w romans ze studentką Sorbony, Amerykanką Patricią (Jean Seberg). Ma pecha, bo to właśnie ona go denuncjuje. W ostatnie scenie Michel zostaje postrzelony podczas policyjnego pościgu, ale biegnie dalej - aż "do utraty tchu". W ostatniej scenie umiera.

Jak widać, fabuła "À bout de souffle" jest bardzo prosta. Reżyser świadomie wzorował się na niewyszukanym stylu amerykańskiego filmu noir, którego twarzą w Hollywood był m.in. Humphrey Bogart (w jednej ze scen Michel Poiccard przemawia do plakatu przedstawiającego amerykańskiego aktora). Na początku zdjęć Godard nie zakładał jednak, że stworzy coś na kształt filmu gangsterskiego. Już na samym planie produkcji "Do utraty tchu" działy się bowiem rzeczy, których profesjonalne wytwórnie unikają jak ognia.

Jean-Luc Godard przyznawał, że nie miał pojęcia, co wydarzy się podczas kolejnego dnia zdjęciowego. Z improwizacji uczynił główną zasadę organizacji planu filmowego. Wyjściowy pomysł, oparty na doniesieniach o realnej zbrodni dokonanej przez złodzieja samochodu, został wprawdzie zachowany, ale ostateczny kształt filmu wyłonił się dopiero pod koniec pracy nad dziełem.

Ten tryb pracy w pewnym sensie "wymusił" nowinki formalne, które tak zachwyciły widzów "Do utraty tchu" - paradoksalne, niekoherentne oraz impulsywne działania bohaterów, luźna struktura dramaturgiczna, dynamiczny montaż, nieliterackie, swobodne dialogi (zdaniem Płażewskiego "żenująco »realistyczne«"). Niski budżet i brak studia filmowego zaowocował z kolei naturalnymi plenerami miejskimi i ujęciami kręconymi z ręki.

Wielką siłą "Do utraty tchu" jest bez wątpienia oryginalna aparycja i nonszalancka gra Jean-Paula Belmondo, który tyleż przysłużył się sukcesowi filmu Godarda, co sam został przezeń wywindowany na szczyt aktorskiej sławy. Postać bezczelnego, a przy tym uroczego przestępcy, amanta o twarzy "brzydala" ("nikomu nie znanego brzydala" – dodaje Płażewski), jak ulał pasowała do fabuły dzieła, wykorzystującej kontrasty na każdym poziomie narracji.

– Jean-Paul Belmondo jest tak charyzmatyczną postacią na ekranie, że - nieco bezwiednie - zaczynamy mu wszystko wybaczać. To jeden z mitów Nowej Fali – zauważył filmoznawca prof. Marek Hendrykowski w audycji Anny Fuksiewicz.


Posłuchaj
29:49 godard, truffaut i inni, francuska nowa fala___v2017006970_tr_0-0_b437e9e2[00].mp3 Prof. Marek Hendrykowski: jedni uważają, że Nowa Fala była chwilowym wybrykiem. Dla innych to model rozwoju wszelkiej sztuki, czyli przejścia od "marginesu awangardowego" do centrum głównego nurtu (PR, 2017)

 

Tak oto połączenia wszystkich oryginalnych składników - organizacyjnych, formalnych, treściowych i aktorskich - narodziło się jedno z największych arcydzieł XX-wiecznej kinematografii, obraz, który stał się jedną z najwyraźniejszych cezur w dziejach filmu. Nic dziwnego, że pojawiały się głosy, że nawet gdyby Jean-Luc Godard zrealizował w życiu tylko ten jedno dzieło, i tak przeszedłby do historii.

"À bout de souffle" przyniosło Godardowi także pierwsze liczące się laury środowiska filmowego. W 1960 roku otrzymał m.in. Srebrnego Niedźwiedzia na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie.

Sukcesy i błędy

Rok 1960 otworzył nową epokę w kinie, a w życiu Jeana-Luca Godarda był wstępem do trwającej ponad sześć dekad kariery artystycznej. Jej owocem jest ponad sto filmów, ale najchętniej powraca się do kilku z nich, niemal wszystkich stworzonych w najwcześniejszym okresie twórczości, którym Godard przypieczętował swoją pozycję naczelnego nowofalowca. Już w 1961 roku widzowie mogli zobaczyć jego "Kobieta jest kobietą ("Une Femme est une femme"), a w kolejnym roku w kinach pojawiło się "Żyć własnym życiem" ("Vivre sa vie: Film en douze tableaux").

W 1963 roku, po dwuletnim zakazie cenzuralnym, doszło do premiery filmu, który chronologicznie był drugim dziełem po "Do utraty tchu". Był to też pierwsze polityczne dzieło Godarda. Mowa o "Żołnierzyku" ("Le Petit soldat"), który opowiadał o wojnie w Algierii (1954-1962) i dlatego w czasie trwającego konfliktu został zakazany przez francuskie władze, choć w zasadzie nie było w nim szczególnie wywrotowych treści.

Godard miał zradykalizować się dopiero kilka lat później. Niestety dość niemądrze wybrał wtedy ideologicznych idoli, czego potem zresztą gorzko żałował. Jeszcze za życia reżysera inny filmowiec - Michel Hazanavicius - nakręcił film "Ja, Godard" (2017), w którym relacjonuje ów czas "błędów i wypaczeń" w biografii autora "Żołnierzyka" i podejmuje ryzykowną próbę ukazania "niesympatycznej warstwy" człowieka, który dla wielu kinomanów był żywym pomnikiem.


Posłuchaj
47:18 2018_01_31 Klub_Trojki Godard.mp3 Michel Hazanavicius: Jean-Luc Godard był przedmiotem kultu dla wielu osób. Można powiedzieć, że to rodzaj dyktatu kulturowego. Starałem się dystansować od takiego bezkrytycznego uwielbienia tego reżysera (PR, 2018)

 

– W 1968 roku, pod wpływem całej atmosfery politycznej we Francji, zaczął się skłaniać ku maoizmowi, ku ekstremizmowi politycznemu – opowiadał o tym okresie krytyk filmowy Andrzej Bukowiecki. – Potem to minęło i Godard wrócił do bardziej wyważonych filmów eseistycznych, gdzie wizualnymi metaforami obrazował różne zagrożenia, problemy współczesnego świata, często dodając do tego odautorski komentarz zza ekranu. Można go cenić za to, że do końca pozostał wierny nowofalowemu podejściu do kina i dzięki temu wywarł wielki wpływ na wielu reżyserów, również hołdujących takiej nieszablonowej stylistyce – mówił.


Posłuchaj
05:06 magazyn bardzo filmowy___v2022035075 GODARD.mp3 Andrzej Bukowiecki: Jean-Luc Godard pozostawał wierny kinu absolutnie nieszablonowemu, kinu mieszającemu różne konwencje. W pozornie realistycznym "Szalonym Piotrusiu" na przykład pojawiają się nagle fragmenty musicalowe (PR, 2022)

 

Zdystansowany skandalista

Zanim jednak Godard dał się omamić chińskim komunistom, przeżywał złoty okres twórczości. Tuż po żołnierzyku ukazała się  "Pogarda" ("Le mépris", 1963) z Brigitte Bardot, potem "Amatorski gang" ("Bande à part", 1964), Alphaville (1965, Złoty Niedźwiedź na 15. Berlinale), "Szalony Piotruś" ("Pierrot le Fou", 1965) z kolejną brawurową rolą Belmondo, "Męski żeński: 15 scen z życia" ("Masculin, féminin", 1966) i czarna komedia "Weekend" ("Week-end", 1967).

Był nadzwyczaj płodnym reżyserem, oddającym nawet kilka filmów rocznie. Powoli starzał się, ale wciąż był buntownikiem, wciąż szukał zwady nie tylko z tradycjonalistami kina, lecz także z tymi, którzy składali mu hołdy, a - jego zdaniem - nie rozumieli niczego z jego filmów. Honorowego Oscara przyznanego mu w 2011 roku nie odebrał właśnie z tego powodu. Nie pofatygował się także do Cannes, by odebrać nagrodę jury za "Pożegnanie z językiem" ("Adieu au Langage, 2014), a potem "specjalną" Złotą Palmę za "Jean-Luc Godard. Imaginacje" ("Le livre d'image", 2018).

Prowokował widzów i polityków nie tylko w epoce zaczadzenia maoizmem. Po stworzonej wówczas "Chince" ("La Chinoise", 1967) dekadę później zszokował - wespół z długoletnią partnerką Anne-Marie Miéville - zachodni świat propalestyńskim dokumentem "Tu i wszędzie" ("Ici et ailleurs", 1976), przede wszystkim dzięki wprost wyrażonej tezie: "Żydzi robią Arabom to, co naziści zrobili Żydom". Organizacje syjonistyczne wyrażały wówczas oburzenie, a związani z Izraelem terroryści podłożyli bombę domowej roboty pod kino, w którym miała odbyć się premiera filmu.

Godardowi udało się nawet rozgniewać Jana Pawła II, który przecież nieczęsto wypowiadał się na temat kina. Gdy jednak papież Polak usłyszał, że film "Zdrowaś Maryjo" ("Je vous salue, Marie", 1985) wywołuje w wielu miejscach w Europie gwałtowne protesty katolików, kazał sprowadzić kopię filmu, a po jej obejrzeniu, zgorszony m.in. nagością Matki Boskiej na ekranie, opublikował na pierwszej stronie "L'Osservatore Romano" tekst potępiający dzieło francuskiego reżysera. Inne odłamy chrześcijaństwa były jednak zadowolone, czego wyrazem była nagroda przyznana "Je vous salue, Marie" przez Międzynarodowe Jury Filmów Protestanckich na Berlinale w 1985 roku.

Ostatnie lata życia Jean-Luc Godard spędził w Szwajcarii, z dala od zgiełku wielkiego świata, co nie przeszkodziło mu jednak dalej robić filmów, przede wszystkim ekranowych esejów, w których filozofował m.in. o historii kina, współczesnym świecie czy polityce. Zdając sobie sprawę, że nie musi już niczego udowadniać, pozwalał sobie w schyłkowym okresie twórczości na kino osobiste, czasem do tego stopnia, że większość widowni nie była już w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. Ale Godard, wieczny kontestator, wcale się tym nie przejmował.

Skończywszy 91 lat, nękany dolegliwościami typowymi dla swego wieku, postanowił zakończyć życie, korzystając z procedury wspomaganego samobójstwa, w pełni legalnej w Szwajcarii. Zmarł w domu 13 września 2022 roku.

***

Korzystałem z następujących publikacji:

***

Michał Czyżewski

Czytaj także

"Pociągi pod specjalnym nadzorem". Czeski film w szczytowej formie

Ostatnia aktualizacja: 18.11.2023 05:40
18 listopada 1966 roku odbyła się premiera filmu Jiřego Menzla "Pociągi pod specjalnym nadzorem". Jest to najciekawszy i najlepszy przykład czeskiej nowej fali zasłużenie uhonorowany Oscarem, a stawkę podbija jeszcze fakt, że był to właściwie debiut reżysera.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Sven Nykvist. Kapłan światła w filmach Bergmana

Ostatnia aktualizacja: 03.12.2023 05:35
101 lat temu, 3 grudnia 1922 roku w Szwecji urodził się światowej sławy operator filmowy, Sven Nykvist. Zasłynął przede wszystkim jako wieloletni zawodowy partner Ingmara Bergmana, choć zrealizował także wiele ważnych filmów zarówno w Europie jak i w Ameryce.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Reżyser, prześmiewca, prowokator. Robert Altman kontra Hollywood

Ostatnia aktualizacja: 20.11.2023 05:40
– Krytykowano moje dzieła wiele razy. W chwili, w której wszyscy uznają mój film za wspaniały, pora będzie porzucić ten zawód – mówił Robert Altman w 1996 roku w Cannes, gdzie premierę miał "Kansas City", jeden z wielu gorąco dyskutowanych obrazów reżysera, który od początku jednych zachwycał, innych zaś drażnił.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Usiłowano wydobyć ze mnie odrobinę temperamentu". Anna Seniuk o sobie, o aktorstwie, o życiu

Ostatnia aktualizacja: 17.11.2023 05:50
- W tej chwili uchodzę za kogoś, kto ma ogromny temperament sceniczny, reżyserzy nieraz próbują mnie okiełznać. Natomiast w szkole aktorskiej było inaczej – wspominała w Polskim Radiu Anna Seniuk. 17 listopada ta znakomita aktorka obchodzi swoje 81. urodziny.
rozwiń zwiń