Z okazji Światowego Dnia Radia przypominamy jeden z najgłośniejszych epizodów w dziejach radiofonii. 30 października 1938 roku słuchowisko "Wojna światów" miało wywołać masową panikę amerykańskich radiosłuchaczy, którzy uznali, że fikcyjny najazd Marsjan dzieje się naprawdę, zaś audycja to relacja na żywo z autentycznej wojny. W tej anegdocie jest ziarno prawdy, ale poza tym to po prostu tworzony przez lata zbiór zmyśleń i przekłamań.
***
Czytaj więcej:
***
Teatr w czasach niepewności
Zanim 23-letni Orson Welles (1915-1985), aktor i reżyser teatralny, "cudowny chłopak" Broadwayu, znalazł się na antenie rozgłośni CBS (Columbia Broadcasting System), od dobrych paru lat znany był w nowojorskich kręgach artystycznych.
– To nie do uwierzenia, ale on na scenie debiutuje, mając 16 lat. Wcześniej jeszcze gra w teatrach szkolnych. Jako dziecko uchodzi za geniusza. Nie ma jeszcze radia, a on jest już bardzo sławnym, znakomitym i liczącym się aktorem – mówił o nim historyk filmu Marek Hendrykowski w 2015 roku.
29:59 orson welles___309_15_ii_tr_0-0_8bab286f[00].mp3 O życiu i twórczości Orsona Wellesa opowiada prof. Marek Hendrykowski. Audycja "Akademia kina" autorstwa Anny Fuksiewicz (PR, 2015)
Welles bardzo wcześnie pokazał także swój talent reżyserski. O jego spektaklach było głośno - zrealizował pierwszego "Makbeta" z wyłącznie czarnoskórą obsadą (1936), radykalnie antykapitalistyczną sztukę "The Cradle Will Rock" (1937) oraz rewolucyjnego formalnie "Cezara" (1937), w którym starożytną historię przedstawił w kostiumie czasów jemu najbliższych, tworząc polityczny pamflet na włoski faszyzm i niemiecki nazizm.
Zbrodnicze ideologie i reżimy pojawiają się tu nieprzypadkowo. Ameryka, podobnie jak cały zachodni świat, żyła wówczas niepokojem związanym z działaniami i deklaracjami Adolfa Hitlera. O wojnie mówiło się już od pewnego czasu. Wraz z lękami, w które zwykłych ludzi wpędzał wielki kryzys gospodarczy, miało to wytworzyć w masowej wyobraźni podatny grunt na wyolbrzymione reakcje w związku z przekazami masowych mediów - tak przynajmniej chcieli to widzieć niektórzy. O tym jednak za chwilę.
***
Czytaj więcej:
***
W 1937 Welles wraz z producentem i aktorem Johnem Housemanem (1902-1988) założył niezależny teatr Mercury Theatre, korzystając z rządowego wsparcia dla inicjatyw kulturalnych w czasach wielkiego kryzysu. Gdy CBS zaprosiło twórców instytucji do zrealizowania serii słuchowisk opartych przede wszystkim na książkach przygodowych, fantastycznych i horrorach, a także klasyce amerykańskiej literatury, dla Wellesa był to wstęp do prawdziwego przełomu w karierze.
Pierwszą audycją " The Mercury Theatre on the Air", nadaną 11 lipca 1938 roku, była adaptacja "Draculi" według Brama Stokera. Kolejne słuchowiska powstawały w ekspresowym tempie - co tydzień na antenie prezentowano kolejną premierę. Programy cieszyły się takim powodzeniem, że przesunięto je z poniedziałku na niedzielny wieczór. W jeden z takich wieczorów publiczność zgromadzona przed radioodbiornikami usłyszała:
"Słuchają państwo Columbia Broadcasting System. Zapraszamy teraz na słuchowisko według powieści »Wojna światów« H. G. Wellsa w adaptacji i reżyserii Orsona Wellesa oraz wykonaniu Mercury Theatre".
***
Czytaj więcej:
***
30 października 1938 roku, godzina 20.00
Pomysł Orsona Wellesa na radiofonizację "Wojny światów" był naprawdę nowatorski. Po wstępie, który był wierną parafrazą początku powieści, pierwsza odsłona dwuczęściowego spektaklu przyjęła formę niespotykaną do tej pory na antenie. Część ta była skonstruowana tak, jak typowy wieczorny program radiowy z muzyką, który co pewien czas przerywany jest serwisem informacyjnym. Lecz w "Wojnie światów" depesze dotyczyły wydarzeń, o których opowiadał literacki pierwowzór.
Reżyser przerobił tutaj część powieści Wellsa na półgodzinny paradokument, a jego dramaturgię oparł na kolejno napływających, coraz bardziej niepokojących "informacjach", których część miała formę dramatycznych relacji na żywo w wykonaniu fikcyjnego reportera radiowego. Ponadto Welles przeniósł fabułę z Wielkiej Brytanii do Ameryki, uwspółcześnił również czas akcji i umieścił ją precyzyjnie w dniu emisji słuchowiska - 30 października 1938 roku.
Spektakl rozpoczyna "doniesienie" o niezwykłych eksplozjach na Marsie, a potem pozornie niezwiązana z nimi wzmianka o upadku niezidentyfikowanego obiektu na farmę Grovers Mill w New Jersey. Następnie pojawia się scena z korespondentem radiowym, który został wysłany na wspomnianą farmę, by opisać pierwszy kontakt ludzi z obiektem, który okazuje się pozaziemskim statkiem kosmicznym. Gdy z pojazdu wypełzają dziwne "potwory" i za pomocą nieznanej broni dokonują spopielenia ziemskiego komitetu powitalnego, reporter wpada w panikę, a sygnał zanika.
Wtedy pojawia się kolejny "serwis informacyjny" pełen przerażających wiadomości o postępach morderczej inwazji kosmitów i daremnych próbach powstrzymania jej przez amerykańską armię. Napięcie rośnie aż do sceny kulminacyjnej, w której jeszcze jeden reporter opisuje przerażonych mieszkańców nowojorskiego Manhattanu, uciekających przed monstrualnymi kroczącymi maszynami kosmitów, rozpylającymi trujący gaz. W pewnym momencie dziennikarz zanosi się duszącym kaszlem i milknie. I to jest czas na pierwszą przerwę w słuchowisku.
***
Czytaj więcej:
***
Druga część spektaklu jest już konwencjonalną realizacją dramatyczną i skupia się na losach jednego z mężczyzn ocalałych z rzezi, a także sytuacją planety Ziemia pod marsjańską okupacją. Rzecz, podobnie jak w powieści Wellsa, kończy się pokonaniem najeźdźców, ale nie przez ludzi, tylko przez zarazki, na które kosmici nie byli uodpornieni.
Oprócz początkowej zapowiedzi słuchowiska w trakcie spektaklu jeszcze trzy razy pojawiały się standardowe formuły CBS z informacją o programie. Już po zakończeniu "Wojny światów" pojawiło się jeszcze krótkie wystąpienie gospodarza audycji, który wyjaśnił, że słuchowisko to było radiowym odpowiednikiem założenia na siebie prześcieradła i wyskoczenia zza rogu z okrzykiem "buuuu!". W końcu 30 października to przeddzień Halloween.
Do dziś wiele osób uważa, że oświadczenie to zostało w ostatniej chwili dołączone do programu pod naciskiem szefostwa CBS, które zostało zaalarmowane wieściami o szerzącej się już w połowie kraju paniką spowodowaną "doniesieniami" o ataku Marsjan. Dodatek Wellesa to jeden z faktów wplecionych w legendę słuchowiska "Wojna światów", legendę, która zbudowana została jednak przede wszystkim na wymysłach, wyolbrzymieniach oraz narosłych przez lata dopiskach i interpretacjach.
***
Czytaj więcej:
***
Narodziny mitu...
Słuchowisko "Wojna światów" z 1938 roku, często określane przymiotnikiem "niesławne", zapewniło sobie miejsce w historii dzięki zdarzeniom, do których doszło pod wpływem emisji spektaklu. Część słuchaczy, zdezorientowana stylem "najnowszych doniesień", była przekonana, że inwazja pozaziemskich agresorów rzeczywiście miała miejsce, a zaaranżowane przez Wellesa sceny z postaciami reporterów to autentyczne relacje nadawane z miejsc lądowania kosmitów.
Na komisariatach policji, w redakcjach gazet oraz w siedzibie samej CBS rozdzwoniły się telefony od zaniepokojonych słuchaczy. Jak to możliwe, by kilka tysięcy osób nie wiedziało, że słucha adaptacji powieści fantastycznej? Jedna z teorii zakładała, że przestraszeni Amerykanie zaczęli słuchać "Wojny światów" dopiero od pewnego momentu, w związku z czym nie słyszeli zapowiedzi spikera.
– W tym samym czasie inna stacja radiowa nadawała bardzo niezwykle popularny w Stanach program radiowy, w którym występował słynny brzuchomówca – opowiadała krytyczka filmowa Maria Oleksiewicz w Polskim Radiu w 1985 roku. – Tenże brzuchomówca miał zwyczaj zapraszania do swoich programów jakiegoś piosenkarza. Podczas jego śpiewu zazwyczaj słuchacze zupełnie machinalnie przekręcali gałkę radiową, żeby posłuchać, co nadaje konkurencyjna stacja – powiedziała.
Audycja, o której mowa, to nadawana w niedzielne wieczory na antenie radia NBC kabaretowa "The Chase and Sanborn Hour". – Kiedy więc słuchacze właśnie przekręcili gałkę i usłyszeli, że w New Jersey wylądowali Marsjanie, opanowała ich niesłychana panika, bo nikt nie słyszał zapowiedzi, że jest to słuchowisko radiowe. Było kilka zawałów serca. Ta sprawa do tego stopnia poruszyła Amerykę, że jeszcze w kilka lat później wdowa po człowieku, który zmarł na zawał serca w wyniku słuchowiska Orsona Wellesa, chciała go zamordować – mówiła Maria Oleksiewicz.
15:40 Maria Oleksiewicz Anna Semkowicz W iluzjonie Trójki 1985.mp3 Maria Oleksiewicz o słuchowisku "Wojna światów" i innych osiągnięciach Orsona Wellesa. Wspomnienie artysty w przygotowanej przez Annę Semkowicz audycji "W iluzjonie Trójki" (PR, 1985)
Śmierci spowodowane przez słuchowisko Wellesa to jeden ze stałych elementów legendy radiowej "Wojny światów". Mówiło się (i powtarza się do dziś) o zawałach serca oraz samobójstwach popełnionych pod wpływem przerażających wiadomości o inwazji. Przede wszystkim zaś od samego początku utrzymywano, że kilka milionów Amerykanów wpadło w panikę i albo tłumnie wychodzili na ulice, albo wręcz przeciwnie - zamykali się w domach, by schronić się przed chmurą marsjańskich gazów bojowych. Tu właśnie warto przypomnieć kontekst tamtego okresu w historii świata, gdy za oceanem Hitler i Mussolini niedwuznacznie zapowiadali rychłą wojnę.
Z czasem opowieść o reakcji słuchaczy obrastała w nowe sensacyjne elementy, a powtarzana jako anegdota stawała się podatne na rozmaite modyfikacje.
– To poszło bez zapowiedzi – stwierdził filmoznawca Andrzej Kołodyński w 2015 roku. – Szła muzyka i nagle ukazał się taki komunikat, że w New Jersey (podano nawet dokładny adres) wylądował jakiś tajemniczy pojazd, i że nie wiadomo, co to jest. Te komunikaty pojawiały się co pewien czas bez zapowiedzi. To nie była taka normalna, aktorska audycja, tylko jakby reportaż z czegoś, co się dzieje naprawdę, jakby sytuacja obserwowana przez tego, który nadaje przez radio i opowiada o tym, co widzi: że z pojazdu wysiadają jakieś dziwaczne postacie i następnie pochłaniają ludzi. Stąd ta panika. Rzeczywiście ludzie zaczęli z tych okolic uciekać – powiedział.
30:19 Orson Welles Andrzej Kołodyński Piotr Kletowski Joanna Sławińska 2015.mp3 O życiu i twórczości Orsona Wellesa opowiadają filmoznawcy Andrzej Kołodyński i Piotr Kletowski. Audycja Joanny Sławińskiej z cyklu "Rozdroża kultury" (PR, 2015)
Przytoczone powyżej wypowiedzi są świadectwem żywotności mitu wielkiej paniki, która opanować miała wówczas Stany Zjednoczone. Wynika, że dzieje emisji radiowej "Wojny światów" to gotowy materiał na scenariusz prawdziwie sensacyjnego i widowiskowego dramatu. Wszak wynikająca z nieporozumienia ogólnonarodowa panika działa na wyobraźnię i nadal opowiada się tę historię jako trochę śmieszną, a trochę straszną plotkę o wpływie środków masowego przekazu na społeczeństwo. Tak też rozumowali twórcy filmów telewizyjnych "The Night America Trembled" (1957) oraz "The Night That Panicked America" (1975), fabularnych opowieści opartych na faktach z 30 października 1938 roku. Problem w tym, że faktów przedstawiono tam naprawdę niewiele.
***
Czytaj więcej:
***
...i obalanie mitu
Anegdoty o masowej panice wywołanej "Wojną światów" nie weryfikowano przez całe dekady. W związku z tym została milcząco zaaprobowana jako prawdziwa wersja zdarzeń i jako taka znalazła się zarówno w popularnych, jak i naukowych opracowaniach. Goście Polskiego Radia mijali się z prawdą, opisując ten incydent, ale nie było w tym ich winy. Powtarzali po prostu to, co mówiono od 1938 roku.
Dopiero 75 lat później historycy mediów Jefferson Pooley and Michael J. Socolow postanowili rzetelnie zbadać zachowane dokumenty i relacje z epoki. Okazało się, że opowieść o panice czy choćby niepokoju milionów radiosłuchaczy były mocno przesadzone. W istocie, jak konkludowali autorzy opracowania, "prawie nikt nie dał się nabrać".
Źródeł plotki na temat powszechnej paniki jest kilka. Pierwszym jest policja, która odebrała tamtego wieczoru niespodziewanie wiele telefonów z pytaniem, czy to prawda, co mówią w CBS. Policjanci zresztą musieli się bardzo zdenerwować tym nagłym wzmożeniem społecznym, bo jeszcze podczas emisji drugiego aktu słuchowiska weszli do siedziby CBS z zamiarem powstrzymania nadawania audycji (spektakl grany był na żywo). Doszło do konfrontacji, podczas której pracownicy rozgłośni dzielnie nie wpuścili żandarmów do studia emisyjnego.
Drugim źródłem są amerykańskie gazety. Dziennikarze zjawili się w gmachu CBS zaraz po stróżach prawa. Na korytarzach zrobił się taki tłok, że ekipa Mercury Theatre musiała ratować się ucieczką tylnym wyjściem. Jeszcze tej samej nocy wyświetlacz na elewacji siedziby "New York Timesa" obwieszczał: "Orson Welles wywołuje panikę".
***
Orson Welles odpowiada na pytania dziennikarzy dzień po nadaniu słuchowiska "Wojna światów"
***
Następnego dnia wiele gazet drukowało podobne tytuły na pierwszych stronach: "Panika radiosłuchaczy. Wojenne słuchowisko wzięli za prawdę", "Fałszywa radiowa »wojna« sieje terror w USA". Słowo "panika" odmieniano przez wszystkie przypadki. Fakt, że niemal w jednym momencie w różnych i oddalonych od siebie częściach kraju zaczęto dzwonić na policję, wywoływał wrażenie, że reakcja Amerykanów naprawdę była powszechna. Gazety potraktowały to przypuszczenie jako dźwignię sensacyjnej wymowy artykułów. Nieporozumienie związane z "Wojną światów" udało się więc przedstawić jako istną katastrofę. Zarówno policjanci, jak i dziennikarze pominęli to, że większość dzwoniących była zdezorientowana, a nie przerażona.
Los tej narracji przypieczętował w 1940 roku profesor Princeton Hadley Cantril, który dość swobodnie oszacował statystyki słuchalności w dniu 30 października 1938 roku. Według jego obliczeń "Wojnę światów" usłyszało 6 milionów ludzi, z czego 1,7 miliona nie zorientowało się, że serwisy informacyjne w słuchowisku są fikcyjne, a 1,2 miliona wpadło w panikę. Pooley i Socolow zwrócili uwagę, że najpopularniejsze wówczas audycje mogły liczyć na niecałe 3 miliony słuchaczy, a słuchowisko w CBS nie miało aż takiej publiczności, jak choćby wspomniany program brzuchomówcy w NBC. Poza tym wiarygodnych pomiarów słuchalności w tamtym czasie nie prowadzono, więc dokładna liczba odbiorców spektaklu jest po prostu nieznana.
Istnieje jednak dokument ośrodka badania opinii społecznej C.E. Hooper, który dokładnie tego wieczoru przeprowadził telefoniczną ankietę wśród 5000 gospodarstw domowych, pytając: "jakiego programu słuchasz?". Zaledwie 2 procent respondentów odpowiedziało "słuchowiska" czy "audycji Orsona Wellesa". I nikt nie twierdził, że słucha "programu informacyjnego".
***
Czytaj więcej:
***
Badanie Hadleya Cantrila obciążone było kilkoma błędami. Przeprowadzał je po latach, kiedy "Wojna światów" była już sensacją wprawdzie przebrzmiałą, ale wciąż poruszającą wyobraźnię. Od tamtego pamiętnego wieczoru liczba osób, które rzekomo słuchały audycji i rzekomo wpadły w panikę, znacznie wzrosła. Oczywiście każda z tych osób była bardzo chętna podzielić się swoim doświadczeniem przed publicznością.
Ponadto, analizując opowieści o reakcjach słuchaczy, Hadley Cantril wszystkie opisał przymiotnikiem "spanikowany" ("panicked") i zmieścił w tym słowie tak różnorodne opisy stanów psychicznych jak "podekscytowany" ("excited"), "wzburzony" ("disturbed") czy "przestraszony" ("frightened"), które mogły dotyczyć po prostu jego zaangażowanego odbioru trzymającej w napięciu sztuki, nie zaś uczuć wynikających z potraktowania fikcji jako faktów.
Większości elementów, z których składał się mit "masowej paniki", nie udało się potwierdzić. Szpitale nie przyjęły większej liczby pacjentów niż zwykle. Nie udokumentowano żadnej śmierci mającej związek z reakcją na audycję. Nie obserwowano żadnych ruchów mas ludzkich. Telefony od przestraszonych ludzi były jedynym wyrazem niepokoju, który dopadł niektórych radiosłuchaczy. Choć były ich tysiące, to, rozproszone w populacji USA liczącej wówczas niemal 130 milionów obywateli, były zaledwie drobną niedogodnością służb porządkowych. Gdyby nie nadgorliwość policji, być może również prasa nie rzuciłaby się tak na tę sprawę.
Zresztą gazetowy szum wokół radiowego "terroru" trwał zaledwie kilka tygodni, a z pierwszych stron temat zniknął już po paru dniach. Gdyby rzeczywiście panika wyglądała tak, jak sugerowali dziennikarze, zainteresowanie tą kwestią trwałoby znacznie dłużej. Gdyby słuchowisko CBS naprawdę doprowadziło do destabilizacji społeczeństwa, rozgłośnia i twórcy słuchowiska zostaliby ukarani przez odpowiednie komisje. Nic takiego się nie wydarzyło. Dlaczego więc aż tak wyolbrzymiono znaczenie tego incydentu?
***
Czytaj więcej:
***
Ta straszna potęga radia
W 1938 roku radio było w Ameryce wciąż młodym medium, choć nieustannie rosnącym w siłę. W 1923 roku zaledwie 1 procent amerykańskich gospodarstw miało odbiornik radiowy, w 1937 liczba ta wzrosła do 75 procent. Pierwszy elektroniczny środek masowego przekazu, dostępny w każdej chwili, kosztujący tylko tyle, ile cena urządzenia i rachunek za prąd, z miejsca stał się śmiertelnym wrogiem prasy, która do tej pory monopolizowała rynek informacji i opinii publicznej. Właścicielom gazet z pewnością zależało na podkopaniu zaufania do nowego, wciąż nie całkiem dobrze znanego - i potencjalnie niebezpiecznego - zjawiska. Ale dziennikarzom szybko zabrakło paliwa, bo wyolbrzymiona afera istniała wyłącznie na łamach czasopism i nie chciała rozkręcić się poza nimi.
Dla regulatorów amerykańskich mediów sprawa "Wojny światów" również stała się pewnym symbolem, choć wtedy, w końcówce lat 30., nie doprowadziła do żadnych zmian w przepisach dotyczących emisji. Pooley i Socolow z przekąsem zauważyli, że słynna "usterka garderoby" Janet Jackson w 2004 roku "pozostaje znacznie istotniejszym zdarzeniem w dziejach regulacji nadawania niż zmyłka Orsona Wellesa".
Przede wszystkim jednak mit masowej paniki wywołanej nowatorskim słuchowiskiem wpisuje się w nurt niepokojów związanych z nowymi mediami i w ogóle władzą środków przekazu nad ludzkim umysłem. Jeffrey Sconce w książce "Haunted Media" (dosłownie "Nawiedzone media"), odnosząc się do incydentu z 1938 roku, sugeruje, że tak naprawdę nie boimy się Marsjan najeżdżających Ziemię, boimy się stacji ABC, CBS i NBC, które atakują i kolonizują naszą świadomość.
W tej perspektywie opowieść o histerii wskutek emisji "Wojny światów" staje się rytualną przestrogą przed potęgą mediów. Dziś podobne lęki wiążemy przecież z Internetem. Radio zaś wydaje nam się zjawiskiem zupełnie zwyczajnym, codziennym i niegroźnym. Trudno wyobrazić nam sobie, że w latach 20. i 30. mogło budzić tyle niepokoju i że potrzebni będą Marsjanie, aby nieco je oswoić.
Tak bowiem, jak dla Orsona Wellesa "Wojna światów", która postawiła go w świetle jupiterów, stała się trampoliną do reżyserskiej kariery w Hollywood, tak dla światowej radiofonii, a w szczególności radiowego teatru, słuchowisko "Wojna światów" to jeden z kamieni milowych rozwoju. I tym będzie już zawsze, nawet odarty z mitu "paniki radiosłuchaczy".
***
Czytaj więcej:
***
mc